A. Budka: „Bliżej mi do końca, niż dalej, ale weteranem się nie czuję”

6 stycznia 2017, 19:58 | Autor:

adrian_budka

Świąteczno-noworoczne urlopy widzewiaków powoli dobiegają końca. Piłkarze mogli w ostatnim czasie nieco odpocząć, ale niektórzy robili to aktywnie. Jednym z takich graczy był Adrian Budka. Kapitana Widzewa spotkaliśmy w Zduńskiej Woli, gdzie wziął udział w turnieju „Pomagamy od serca”.

– Na początku grudnia wyleciałeś do Stanów Zjednoczonych. Udało się wrócić przed świętami?

– Zdążyłem wrócić, więc święta udało się spędzić w spokoju, w rodzinnym gronie. W zasadzie czekaliśmy w Boże Narodzenie głównie na ten turniej charytatywny w Zduńskiej Woli. Niecierpliwili się zwłaszcza moi synowie. Zawsze, gdy się rano budzili, pytali kiedy pójdziemy na halę, bo bardzo chcieli mi towarzyszyć.

– Początkowo mówiło się, że będziesz 28 grudnia w innym miejscu. Zapraszano cię również do Łowicza.

– Tak, ale zmieniliśmy plany. Zaważyło to, że impreza odbywa się w moim mieście. Dostałem zaproszenie, dlatego wybrałem właśnie Zduńską Wolę i bardzo się z tego cieszę. W Łowiczu już kiedyś byłem. To także bardzo fajny, świetnie zorganizowany turniej. Tak, jak to nasze wydarzenie. A do Łowicza zamiast mnie pojechał Michał Czaplarski.

– Przywiozłeś ze sobą meczową koszulkę. Liczysz, że sprzeda się za dobra sumę? Ja obstawiamy rekord (śmiech).

– Na koszulce znalazł się mój autograf. Liczę, że suma będzie wysoka [już po licytacjach na hali okazało się, że koszulka Adriana Budki osiągnęła najwyższą wartość – dop. WTM]. Jaka by ona jednak nie była, najważniejsze, że możemy wesprzeć szczytny cel.

– W trakcie twojego pobytu zagranicą w klubie działy się ważne rzeczy. Miałeś już okazję porozmawiać z Przemysławem Cecherzem?

– Rozmawiałem z trenerem, ale na razie tylko bardzo krótko. Na dłuższe rozmowy będzie jednak jeszcze dużo czasu. Było trochę zawirowań w klubie, więc tak naprawdę udało nam się znaleźć tylko chwilę w trakcie widzewskiej wigilii. Oczywiście śledziłem wszystko to, co działo się wokół drużyny i byłem na bieżąco z informacjami.

– W szatni powinno być teraz więcej miejsca. Spora grupa opuściła Widzew.

– Ostatnio w ogóle dużo się działo. Najpierw zmieniły się władze w klubie, które potem postanowiły dokonać zmian w drużynie. To nie były kosmetyczne roszady, ale zostało to zrobione w naprawdę dużym stopniu.  Odeszło wielu chłopaków, ale mimo, że były narzekania co do ich postawy, mogę powiedzieć, że każdy z nich chciał dla klubu jak najlepiej. Na tyle, na ile potrafili, dawali coś od siebie Widzewowi. Wyglądało to jednak tak, jak wyglądało, ale mogę im wszystkim za ich wkład podziękować.

– Kilku z nich warto docenić za pomoc w wywalczeniu awansu do III ligi.

– Oczywiście. To nie byli źli ludzie. Każdy z nich zostawiał serce na boisku. Sama nazwa Widzew działała na nich mobilizująco.

– Są odejścia, ale są też powroty. Patryk Wolański przyznał nam się niedawno, że gdy wchodził przed laty do Widzewa, to pod swoje skrzydła wziął go Adrian Budka.

– To prawda, tak było. Patryk jest dobrym piłkarzem, a do tego facetem z charakterem. Na pewno nam pomoże. Mogę powiedzieć, że cieszę się, że mamy takiego chłopaka w drużynie.

– Jeśli Patryk stanie w bramce, wymusi to obecność dwóch młodzieżowców w polu. Jednym z nich może być prawy pomocnik. Wiesz co to oznacza (śmiech). Niektórzy mówią, że Budka to już weteran i może nie da rady.

– Mogą sobie mówić, co chcą. Ja na pewno weteranem się nie czuję. W każdym treningu będę dawał z siebie 100%. Po to się wychodzi na boisko, żeby prezentować się jak najlepiej. Wiadomo, mam bliżej do końca, niż dalej. Dlatego dla mnie każdy mecz, każdy trening, jest czymś wielkim. Zwłaszcza będąc w takim klubie.

– Zdrowie dopisuje? Z twoją pechową „dwójką” nie było jesienią żadnych komplikacji?

– Na razie jest wszystko w porządku. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli mi grać w piłkę jak najdłużej. Kocham to robić i nawet w zwykłym turnieju halowym chciało mi się biegać i grać. Ta przerwa jest trochę za długa, chciałbym już teraz wyjść na boisko. Cały czas staram się być w ruchu, co drugi dzień coś próbuję robić, żeby nie siedzieć w miejscu.

– Twoi koledzy z zespołu też byli aktywni. Wystąpili nawet w filmie z cyklu „Mannequin Challange” i zwiedzili przy okazji stadion. Na każdym robi wrażenie.

– Widziałem materiał, choć nie mogłem wziąć w nim udziału. Sam stadion oczywiście robi wrażenie. Po ilości sprzedanych karnetów widać, że nie tylko nam się podoba. Nie mogę doczekać się już pierwszego meczu. Wierzę, że będzie komplet. Zobaczymy, czy się uda. Wybiec na tą murawę w koszulce Widzewa to będzie coś wspaniałego.

– Wcześniej musicie się do tego odpowiednio przygotować, żeby nie spełniło się proroctwo Michała Czaplarskiego, którzy przewidywał, że wiosną przy dużej stracie punktowej będzie można na nowym stadionie sadzić pomidory.

– Zaczynamy 9 stycznia i mamy całą zimę, by jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej i pozapinać wszystkie sprawy. Na wiosnę musi to wyglądać z naszej strony bardzo dobrze. Nie może być inaczej, bo wtedy to nie miałoby sensu.

– Cały czas jest w was wiara, że da się zniwelować dystans do lidera?

– Strata wynosi dwanaście punktów, ale my nie możemy na to patrzeć w ten sposób. Od 9 stycznia, na każdym treningu musimy pracować jak najmocniej. Z wiarę, że wciąż możemy osiągnąć ten cel. On się dla nas nie zmienił. Czy nam się uda, czy nie, na koniec każdy z nas będzie mógł stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: zrobiłem wszystko, by Widzew awansował. Jak podejdziemy do tego w ten sposób, to powinno się udać.

Rozmawiał Ryan