A. Duda: „Trzeba coś zmienić, a nie tylko gadać”

16 września 2014, 20:01 | Autor:

Adam_Duda

Nie licząc meczu wyjazdowego z Arką, Adam Duda notuje raczej bezbarwne występy w zespole Widzewa. Nie inaczej było w niedzielę w Niecieczy, gdzie poza lekką główką w pierwszej połowie, wychowanek Lechii nie oddał żadnego strzału na bramkę przeciwnika. Po spotkaniu pytaliśmy napastnika o przyczyny takiego stanu rzeczy.

– Adam, kolejny mecz, w którym niczym się specjalnie nie wyróżniłeś.

– No tak, jeden celny strzał, i to lekki, to nie za dużo.

– Miotasz się między obrońcami, pozbawiony wsparcia. Gra na „dziewiątce” wymaga przede wszystkim dostawania piłek. Środkowy napastnik żyje właśnie z nich.

– Tak, zgadzam się. Nie chcę oceniać kolegów, źle na kogoś mówić, bo jesteśmy drużyną, ale jak mam zadanie być w polu karnym, a piłka przez nie przeleci może raz na dziesięć minut, i to za wysoko podana, to nie da się strzelić bramki, dojść do sytuacji. Polecenie taktyczne mam takie, żeby raczej nie schodzić na boki, starać się walczyć w środku, czekać na dośrodkowania.

– Kolejny raz zniecierpliwiony cofałeś się jednak na 30 metr.

– Próbowałem trochę zejść, pomóc chłopakom. Chciałbym być cały czas pod grą, ale ciężko mi to zrobić, bo tej piłki z przodu nie ma. Tu nawet nie chodzi o te dwa karne. Spójrzmy prawdzie w oczy – my tak naprawdę nie stworzyliśmy  żadnej dobrej sytuacji. Strzał Marcina Kozłowskiego, to stadiony świata, ale nie można na nim opierać wyniku. Stuprocentowych okazji nie mieliśmy.

– Jakie były założenia taktyczne na ten mecz? Co mówił Wam trener na odprawie?

– Z początku założenia były takie, żeby spróbować zagrać z kontry, i nawet nam to w pierwszych minutach wychodziło. Problem w tym, że wychodziliśmy szybko 3 na 3 lub 4 na 4 i brakowało nam pomysłu na ciąg dalszy. Skupialiśmy się głównie na bokach, bo Biskup, Smuczyński czy Foszmańczyk często się zmieniają i stwarzają zagrożenie. To nam chyba wychodziło poprawnie, bo poza tymi karnymi Termalica jakoś nie stworzyła sobie okazji do strzelenia więcej goli.

– Nie przeszkadzało Wam małe boisko w Niecieczy? Wyraźnie piłki były zagrywane za mocno i te kontry upadały.

– Sam jestem tym zdziwiony, bo we wcześniejszych meczach może nie strzelaliśmy wielu bramek, ale te akcje i gra piłką wychodziły nam lepiej, a w dwóch ostatnich spotkaniach nie potrafimy rozegrać, podania idą w aut. Coś się dzieje i musimy to znaleźć i wyeliminować.

– Znamienna była końcówka meczu, gdzie goniąc wynik daliście się zamknąć rywalom na swojej połowie, zamiast szturmować bramkę Termaliki. Siadło morale? Może potrzebny jest Wam jakiś psycholog sportowy? Może problem siedzi w Waszych głowach?

– Kto wie, może jeśli byłaby taka możliwość, to by nam to pomogło. Nie wiem, gdzie tkwi problem. Rzeczywiście, zbliżał się koniec meczu i też uważam, że należało coś zrobić, zmienić. Może zagrać na trzech obrońców albo jednego ze stoperów posłać na atak – Pogoń w ten sposób uratowała remis w meczu z Ruchem. Być może to wynika z braku doświadczenia i nam takich ruchów brakuje. Są założenia przedmeczowe, ale przecież jest trener na ławce, który może reagować, kombinować. Z drugiej strony pamiętajmy, że graliśmy w osłabieniu, przegrywaliśmy, a więc Termalica grała cwanie, umiejętnie wybijała nas z rytmu.

– Z rytmu wybijał Was też sędzia. Rafał Augustyniak śmiał się, że gospodarze będą musieli mu teraz w rewanżu kostką wyłożyć dom.

– Zgadzam się, że sędzia nam nie pomógł, wszystkie stykowe sytuacje gwizdał dla Termaliki i szastał kartkami tylko w jedną stronę. To chyba specyfika I ligi, gdzie jest taka presja  ze strony gospodarzy, która sędziego przygniata. Nie chcę o arbitrze mówić źle, żeby nie dostać za to po głowie, no ale nie pomógł nam. Ten pierwszy karny…

– …Cristian del Toro położył rywalowi rękę na plecach.

– Mnie obrońcy po kilka razy w meczu tak trzymają w polu karnym i jakoś jedenastek z tego nie ma. Cieszę się, że była dziś stacja Orange Sport i każdy może sobie to obejrzeć i ocenić.

– Gorąco było na przykład między Tobą a Sebastianem Nowakiem. Bramkarz chyba nawet uderzył Cię pięścią, a dostał tylko żółtą kartkę. Ty też.

– Mieliśmy rzut rożny, a Nowak nie chciał mi oddać piłki, musiałem mu ją wyrwać. Jak już byłem odwrócony, to poczułem kontakt, ale nie wiem, czy to pieść, czy zwykłe pchnięcie. Nie będę tego komentował.

– Kolejny raz widzieliśmy obrazek, w którym jedyną aktywną osobą na ławce trenerskiej jest Jacek Janowski. Pierwszy trener nie zaraża Was raczej energią. Z boku to wygląda tak, jakby Włodzimierz Tylak dawał Wam piłkę i mówił: „grajcie, jak umiecie”.

– Myślę, że to wynika z charakteru trenera Tylaka. Nie jest on takim impulsywnym i nerwowym człowiekiem, tylko raczej stonowanym. Na treningach dużo z nami rozmawia, mówi jak mamy grać. Rzeczywiście Jacek Janowski jest żywszy na ławce, ale sądzę, że dobrze się z trenerem uzupełniają i nie wydaje mi się, żeby to był główny problem.

– To gdzie jest ten główny problem?

– Nie wiem, trenerzy muszą go znaleźć. Może chodzi o to, że drużyna jest nowa, potrzebuje czasu, by się zgrać. Albo to, że jesteśmy jedenastką młodych zawodników? Niedługo gotowy będzie Dima Injac, jest Boris Dosljak. Może ich obecność nam pomoże.

– Dima Injac powinien wybiec w pierwszym składzie już w sobotę, bo za kartki będzie pauzował Bartek Kasprzak. Patrząc na jego formę, trudno powiedzieć, że środek pola nam się sypie.

– Czasem tak bywa, że jeden zawodnik wskakuje w miejsce słabszego, zawieszonego lub kontuzjowanego, zaskakuje i już zostaje w składzie. To się tyczy także mnie, bo mimo iż cała drużyna nie tworzy okazji, to jednak jestem rozliczany z bramek. Jeśli ich nie zdobywam, to i ja mogę zostać zmieniony. Być może będą teraz jakieś zmiany w składzie i mnie dotkną roszady.

– Po meczu długo rozmawialiście z kibicami. Co Wam mówili?

– Nie byli zadowoleni, nie ma się co dziwić. Widzew jest wielkim klubem, my też to czujemy, mamy świadomość, że nie przystoi, aby był w takim miejscu tabeli. Także ja rozumiem złość kibiców, ich zdenerwowanie. Gdybyśmy mogli dla nich wygrać 2-3 mecze, byłoby super. Jesteśmy im wdzięczni, że przyjeżdżają nas wspierać w takich liczbach

– Były też słowa wsparcia, zapewnienie, że dopóki walczycie i dajecie z siebie wszystko, ta złość będzie kierowana na osoby decyzyjne: trenera i właściciela.

– Czujemy to i za to dla kibiców duży szacun. Chcemy im się za to zrewanżować wynikami, ale nie wychodzi. To nie jest tak, że przechodzimy obok meczów, że mamy to wszystko głęboko. Staramy się, ale gdzieś tkwi błąd. Nie chcę się co tydzień powtarzać, że mi przykro, że przepraszam. Trzeba działać, coś zmienić, a nie gadać. Nas to wszystko też dołuje, a przecież kilku z nas ma trochę meczów w ekstraklasie, są umiejętności. Może siedzi nam to w głowach…

– …To może jednak psycholog? (śmiech)

– Pewnie by nam nie zaszkodził…

Rozmawiał Ryan