D. Mąka: „Jeśli ktoś ma z tym problem, to mnie to bawi”

9 października 2017, 20:51 | Autor:

Forma Daniela Mąki idzie w górę. Jego postawę docenili też kibice, wybierając go Piłkarzem Września. O nagrodzie, taktyce Franciszka Smudy czy zamieszaniu z koszulką Red Bulls ’87 przeczytacie w poniższym wywiadzie.

– Kibice wybrali cię Piłkarzem Września w naszej zabawie. Zaskoczony?

– Podchodzę do tego ze spokojem, ale jest to oczywiście dla nas miły gest. Obserwowałem, jak idzie głosowanie, ale nie do tego stopnia, żeby mi to spędzało sen z powiek. Pół żartem-pół serio, trochę niesprawiedliwy był wybór tej piątki. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. W sierpniu strzeliłem trzy bramki i były asysty, a nie wybrano mnie. We wrześniu liczby były słabsze. Ale miło mi, że byłem nominowany i że kibice wybrali właśnie mnie.

– W sierpniu było więcej indywidualności niż we wrześniu. Stąd taka decyzja Redakcji.

– Zgoda, wtedy konkurencja była większa.



– Mówiąc już w 100% poważnie, rzeczywiście czujesz, że twoja forma idzie w górę?

– Tak, widzę to tak, jak wy z boku. Jako doświadczony zawodnik nie powiem, że nabieram pewności siebie, bo powinienem już ją mieć, ale czuję to „coś”. Zwłaszcza w ostatnich dwóch meczach, w których trener zmienił mi pozycję. „Świder” powinien mnie po nich wysoko wywindować w klasyfikacji asystentów (śmiech). Trochę tych kluczowych podań ode mnie miał. Gdyby udało mu się je zamienić na bramki, to i on by odżył, a do tego ja poczułbym większą swobodę. Jestem głównie po to, by dogrywać piłki. Czuję, że forma idzie do góry. Wszyscy zyskujemy u trenera Smudy, choć u niektórych potrzeba więcej czasu, żeby to było bardziej widoczne.

– Wspomniałeś o zmianie pozycji. Lepiej czujesz się w tej roli fałszywego napastnika czy jednak na skrzydle? Tylko nie mów, że zagrasz tam, gdzie każe trener, bo ten truizm to już dobrze znam.

– Zachowania na obu tych pozycjach są nieco inne, ale jestem stricte ofensywnym zawodnikiem, więc przestawienie się nie sprawia mi problemu. Cały czas mam możliwość wejścia w takie sektory boiska, w których mogę wykorzystać swoje atuty.

– Szkoda, że ta zmiana nastąpiła w momencie, gdy coraz lepiej współpracowaliście z Marcinem Pigielem.

– Faktycznie z meczu na mecz zaczęło to wyglądać lepiej. We wcześniejszych spotkaniach większość akcji prowadzona była prawą stroną, ale gdy zaczęliśmy lepiej się rozumieć, to ataki rozkładały się już po równo na oba skrzydła. Trener podjął jednak taką decyzję i też się ona broni. W Nowym Mieście Lubawskim przesunięty na skrzydło Michał Miller strzelił bramkę, ja też zagrałem tam niezłe zawody. Przełamałem się w sobotę z Turem i łapię formę. Chyba każdy to widzi.

– Trener Smuda mówił, że jest bardzo zadowolony z realizacji przez was założeń taktycznych. Jak widzisz to od wewnątrz?

– Trener przekazuje nam detale taktyczne, drobne podpowiedzi, które mają nam pomagać w meczach. Stawia na metodę małych kroków. Nie chce przewracać całej koncepcji do góry nogami i przechodzi od razu do ósmej klasy. Najpierw mamy złapać podstawy. Niby każdy szkoleniowiec by tak chciał, ale nie wszyscy umieją to w swoich zawodnikach wyeksponować. Tu idzie to wszystko w dobrą stronę.

– Podejście taktyczne trenera Smudy mocno różni się od wizji trenera Cecherza? Który mocniej stawiał na taktykę, a kto daje więcej swobody?

– Oczywistym jest, że obaj mają swoje odmienne sposoby na grę drużyny. To normalne. Największa różnicą, jaką odczułem, to podejście trenera Smudy to naszych błędów, taktycznych czy technicznych. Za każdym razem powtarza nam, że bierze je na siebie. My mamy cieszyć się grą i nie przejmować konsekwencjami. Swoboda taktyczna jest większa. Naturalnie z pewnymi ograniczeniami. Nie przejdzie samowolka na boisku i są chwile, że trener musi na nas krzyknąć, by trzymać dyscyplinę.

– Zahaczyłeś o bardzo gorący ostatnio temat. Odniesiesz się jakoś do tego? Mam na myśli zawirowania z opaską kapitana.

– Osoby zainteresowane wiedzą wszystko. Trener też odniósł się do sprawy na konferencji prasowej i uzasadniał taką decyzję. My nie chcemy na światło dzienne wystawiać rzeczy, które dzieją się w szatni. Uważam nawet, że i tak zbyt dużo zostało powiedziane.

– Spotkałem się z opinią, że był to słuszny krok, bo od razu wygraliście 4:0. Przesada?

– Duża. To wcale nie sprawiło, że wygraliśmy tak wysoko. Drużyna ma przyjąć i uszanować każdą decyzję. Bez względu na to, czy się z nią zgadzamy czy nie. Po prostu.

– Jesteśmy kawałek za półmetkiem rundy. Jak porównasz ten obecny „stan ducha” do sytuacji z poprzedniego sezonu?

– Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Nie sprawdzałem dorobku punktowego na tym etapie…

– … Nie chodzi mi o punkty, tylko twoje odczucia. Teraz też Widzew nie jest liderem, ale można być chyba spokojniejszym o ten końcowy sukces, niż wtedy.

– Przede wszystkim jest w nas większa pewność siebie. Widać to między innymi na wyjazdach, co w tamtym sezonie wyglądało różnie, a teraz u trenera Smudy punktujemy regularnie. Wygraliśmy na Sokole, na Legii, na Drwęcy. Potknięcie zaliczyliśmy tylko w Morągu, ale też prowadziliśmy i byliśmy blisko zwycięstwa.

– Nie ma też obaw co do drugiej części rundy, która rok temu była jedną wielką katastrofą. Teraz czekamy aż odjedziecie rywalom, a nie liczymy stratę do czołówki.

– Ja też tak to widzę. Najlepiej byłoby, gdybyśmy już teraz byli liderem. Była na to szansa po tej kolejce, ale taka jest piłka. Jesteśmy pewni, że postawiony przed nami cel zrealizujemy. Dobrze jest też, gdy więcej zespołów gra o coś. Gdy zainteresowanych drużyn jest mniej, to później okazuje się, że ktoś już o nic nie walczy i nie musi się starać. Lepiej, gdy większa grupa zespołów gra o coś, nawet na dole tabeli.

– Nie mogę nie zapytać o twój sobotni happening z koszulką na rozgrzewce. Wytłumaczysz to?

– Ty akurat sprawę dobrze znasz, bo miałeś w niej swój udział. Od pewnego czasu chodziło mi to po głowie. Nie chciałem oczywiście żadnej koszulki z Łodzi, bo poza grą w Widzewie nie jestem związany z tym miastem. Nie chciałem sztuczności. Pochodzę z Warszawy i dlatego prosiłem cię o kontakt do ludzi z warszawskiego fan clubu. Na szczęście nie mieli nic przeciwko, więc zaczęliśmy działać. Nie zdążyliśmy na mecz z Legią, udało się dopiero teraz.

– Pewnie się spodziewałeś, że rozpętasz tym małą burzę. Chodzi mi o tą słynną fetę w Bydgoszczy.

– Umawialiśmy się już, że odniosę się do tego na fecie z okazji awansu Widzewa do II ligi, ale tego awansu nie było. Wierzę w to, że stanie się to w przyszłym roku. Nie chcę się z tego jakoś grubo tłumaczyć, bo tłumaczy się winny, a ja nic złego nie zrobiłem. Byłem młody, nie znałem łódzkich realiów, nie sądziłem wtedy, że to mogło mieć dla kogoś tak duże znacznie. Chcę być rozliczany z tego, co robię na murawie. A z tym nie jest najgorzej przez cały mój pobyt w Widzewie.



– Połowa ludzi będzie zachwycona, druga połowa zarzuci ci, że robić coś na pokaz.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie przejmuję się tym. Chciałem pokazać swoje przywiązanie do miejsca, w którym czuję się dobrze i to zrobiłem. Jeśli ktoś ma z tym problem, to mnie to jedynie bawi.

Rozmawiał Ryan

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x