D. Mąka: „Piłkarze ŁKS nie wiedzą, co ich tu czeka”

15 maja 2017, 20:32 | Autor:

Daniel_Mąka

W jesiennym spotkaniu derbowym Daniel Mąka był tym piłkarzem, który podłączył Widzewowi prąd. Jego trafienie pozwoliło wyrównać stan meczu, który ostatecznie i tak zakończył się remisem. Jakie oczekiwania przed rewanżem ma najlepszy strzelec RTS?

– Nie mieliście z Jagiellonią zbyt trudnej przeprawy.

– Nie chcę skupiać się na rywalu. Dzisiaj w ogóle nam nie zagroził. Dobrze, że szybko ułożyliśmy sobie mecz. W drugiej połowie uczulaliśmy się jednak, żeby nie popełnić błędu. Wystarczyłoby, że rywal strzeli coś z dystansu i będzie drżenie do ostatniego momentu, jak z Łomżą. Gdzieś z tyłu głowy mieliśmy te derby, dlatego graliśmy spokojniej. Wykonaliśmy jednak swoje zadanie.

– Najlepsza okazja to chyba ta po twoim podaniu, gdy Sebastian Zieleniecki minimalnie chybił po strzale głową.

– Tak, ale to był stały fragment, a one zawsze działają w dwie strony. Rywal też mógł mieć okazję, komuś piłka spadłaby pod nogi i byłby kłopot. W podświadomości coś tam przed środą było, ale na pewno nie odpuszczaliśmy. Nie mieliśmy może jakichś super klarownych okazji w drugiej połowie, ale mecz cały czas był pod naszą kontrolą. Zabrakło nam odrobinę wykończenia tego, co mieliśmy. Na pewno była też jazda na dupach.

– W środę bezpośrednie starcie Mąka – Radionow. Myślisz o koronie króla strzelców czy liczy się tylko wygranie meczu?

– Wygranie meczu przede wszystkim. Cele indywidualne są drugorzędne. Wcześniej nigdy nie byłem tak skuteczny. Wiadomo, grałem w Ekstraklasie i I lidze, więc było trochę trudniej. Różnie też układała się moja gra w klubach. Gdyby ktoś przed sezonem zapytał mnie, czy będę bił się o koronę króla strzelców, to oczywiście odpowiedziałbym, że liczy się praca dla drużyny. Dogrywanie piłki kolegom też sprawia mi wiele przyjemności. Dzięki temu czuję się pewniej. Jak do tego dochodzą bramki, to ta pewność jeszcze wzrasta.

– Ale wyprzedzenie Ukraińca by cię ucieszyło…

– Nie będę mówił, że nie. Ale liczy się zwycięstwo. Chyba każdy z nas powie, że nie ważne, kto strzeli. Mamy mecz z bezpośrednim rywalem przy własnej publiczności. Nie lubię obiecywać, ale jeśli w sobotę wyglądaliśmy dobrze pod względem charakteru, to w środę powinno być jeszcze lepiej.

– Który element będzie twoim zdaniem kluczowy w środę? Psychika, umiejętności, wsparcie trybun?

– Wydaje mi się, że nikt nie będzie chciał popełnić błędu. To mogłoby spowodować utratę bramki. Na pewno będziemy to mieli na uwadze. Ciężko powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Zagramy ze wsparciem kibiców, dlatego będziemy starali się pchać to do przodu. Musimy jednak być uważni, żeby nic głupiego się nie stało, bo może być pozamiatane. Od poniedziałku wdrażamy plan trenera. Musimy wiedzieć, gdzie są mocne i słabe punkty rywali. Bo oni, tak jak my, posiadają jedne i drugie.

– To, że na stadionie będą tylko fani Widzewa, może pomóc?

– Z każdym meczem u siebie oswajamy się z publicznością. To widać gołym okiem. Gdybyśmy jeszcze raz mieli grać z Motorem Lubawa, gdzie znamy już tą otoczkę, to wynik byłby zdecydowanie wyższy. Ale my też wszystkiego się uczyliśmy. Teraz mamy za sobą siedem meczów. Piłkarze ŁKS nie wiedzą, co ich tu czeka. My wiemy. To będzie nasz mały handicap, ale wszystko zweryfikuje boisko. Z jednej i drugiej strony nie zabraknie walki, determinacji i chęci pokazania, kto jest lepszy. Przewagę psychologiczną mamy chyba my.

– Nie dasz się namówić na żadne deklaracje?

– Ten mecz da odpowiedzi na wiele pytań. Mówiłem już, że nie lubię obiecywać, ale liczę na wygraną. Świadomość powagi sytuacji jest z naszej strony olbrzymia. Mam nadzieję, że przy dopingu naszych kibiców będziemy się w środę wszyscy dobrze bawić!

– Od was – doświadczonych zawodników – wymaga się również tego, żeby chłodzić tych młodszych kolegów.

– Wszystkich nas trzeba będzie chłodzić. Tak, żeby nikomu nie przyszła do głowy jakaś głupawka. Mogą być prowokacje z obu stron, to są derby. Nikt nie będzie chciał ich przegrać, więc… Nie, nie powiem tego…  Ugryzę się w język (śmiech).

– Na zmianę z Mateuszem Michalskim strzelacie rzuty karne. Z ŁKS też się nie zawahasz, gdy będzie taka okazja?

– Jesteśmy wyznaczeni we dwóch. Mati strzelał w tym sezonie dwa razy, ja też. Od razu wziąłem piłkę i strzeliłem skutecznie. Jak w derbach przyjdzie mi strzelać karnego, to noga nie zadrży. Choć strzelę inaczej. Teraz zamierzałem w środek, bo bramkarz rzadko zostaje. Sędzia przestrzegał mnie, że nie będę mógł się zatrzymać, więc musiałem tylko poczekać, aż się położy.

Rozmawiał Ryan