Felieton: Jak Skowronek i Wlaźlik wcielili plany w życie

22 marca 2014, 15:54 | Autor:

Skowronek_Młynarczyk

„Jestem trenerem, który lubi ofensywną grę, którego drużyna ma budować akcje już na swojej połowie i które mają przeradzać się w szybki atak na połowie rywala” – tak na łamach sport.pl mówił przed startem rundy wiosennej Artur Skowronek, pytany o styl, jaki zaszczepić chce w Widzewie. Efekt jest taki, że drużyna w dwóch meczach z rzędu nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę.

Przerwa zimowa miała być w Widzewie niczym katharsis. Zarząd oczyścił klub z restrykcji transferowych, Michał Wlaźlik oczyścił drużynę z Rafała Pawlaka zatrudniając Artura Skworonka, a ten miał oczyścić grę zespołu wykorzystując dokonane transfery. Dwoma głównymi założeniami było: podniesienie poziomu rutyny (głównie w linii obrony) oraz system gry wykorzystujący ofensywny potencjał tkwiący w drużynie. „Jestem trenerem, który lubi ofensywną grę, którego drużyna ma budować akcje już na swojej połowie i które mają przeradzać się w szybki atak na połowie rywala. (…) Oni [nowi piłkarze – przyp. WTM] byli tutaj niezbędni. Chcieliśmy doświadczenia w połączeniu z jakością” – mówił w rozmowie ze sport.pl .Właśnie pod tym kątem budowany był Widzew Skowronka. W defensywie pojawili się doświadczeni Marek Wasiluk i Marcin Kikut, a pod koniec okresu przygotowawczego dołączył jeszcze Mateusz Cetnarski, który miał być głównym kreatorem gry.
Wyniki sparingów budowały optymizm w szatni i wśród kibiców. Widzew rzeczywiście grał ofensywnie, strzelił cztery gole Lechii, po dwie Cracovii i Legii (pomijamy eksperymenty z ekipami spoza ekstraklasy). Żadnego meczu kontrolnego nie przegrał, procentowała rutyna Wasiluka, zmysł do gry do przodu Kikuta, ustawianego na prawej obronie.

Czar prysł już w pierwszym wiosennym spotkaniu, a filozofia Skowronka rozsypała się niczym domek z kart. Widzew, który na 15-ste w tabeli Podbeskidzie wyszedł z dwójką defensywnych pomocników (Lafrance, Mroziński) prezentował się przeciętnie, a pod koniec stracił bramkę po tym, jak Wasiluk dał sędziemu pretekst do podyktowania rzutu karnego.
Przełomem miał być mecz w Łodzi, z równie słabym Piastem. Skład podobny, uszczuplony o zawieszonych za kartki: Urdinova, Lafrance’a i Eduardsa Visnakovsa. Efekt podobny, jak w Bielsku-Białej – brak pomysłu na pokonanie rywala, notoryczne unikanie gry przez Cetnarskiego i tylko wielkie szczęście (samobój gliwickiego bramkarza po odbiciu się piłki od poprzeczki), które dało widzewiakom punkt.
W trzecim podejściu było po staremu. Ruch spokojnie wypunktował łodzian i było po meczu. Lekki powiew nadziei dała druga połowa i kontaktowy gol, ale pamiętać trzeba, że chorzowianie grali w dziesiątkę i podświadomie cofnęli się do defensywy chcąc bronić prowadzenia.

Dopiero po czwartym wiosennym meczu drużyna zebrała pochwały. Nagrodzona została jej determinacja i wola odrobienia dwubramkowej straty do silnego Lecha. Bądźmy szczerzy, udało się to tylko dzięki gapiostwu Manuela Arboledy i totalnemu rozluźnieniu „Kolejorza”. Niemniej jednak Widzew wreszcie pokazał ofensywny styl, wyszedł na mecz z Batrovicem, Cetnarskim, Mikitą i Visnakovsem w składzie, poszedł na wymianę ciosów i zremisował z trudnym, choć mającym lekki kryzys, przeciwnikiem. Co ciekawe w spotkaniu z poznaniakami Widzew wybiegł zaledwie z trzema na ośmiu nowych zawodników (przez większość drugiej połowy było ich tylko dwóch!), a obrona była zestawiona z graczy zupełnie innych od tych, których Artur Skowronek zgrywał w zimowych sparingach.

Nagle w drużynie zabrakło miejsca dla rutyniarzy, o których tak bardzo starano się przy Piłsudskiego. W wyjazdowym meczu z Lechią na boisko wybiegła drużyna o średniej wieku poniżej 22 lat, najmłodsza w całej lidze! Oczywiście ze znów zmienioną linią obrony i oczywiście z koleją porażką. Kibice, którzy spotkania w Gdańsku nie oglądali, a zajrzeli w pomeczowe statystyki, musieli przeżyć szok patrząc w rubrykę celnych strzałów. Widzewska jedenastka przez 90 minut ani razu nie kopnęła piłki w światło bramki przeciwnika!!! Trochę mało, jak „ofensywny styl Skowronka„.

Walcząca o życie drużyna wczoraj podejmowała 14-ste w tabeli Zagłębie. Fani słusznie mówili, że jeśli nie uda się wygrać z zespołem z Lubina, to nie uda się już chyba z nikim. Zamiast wykorzystać atut własnego boiska, słabą postawę „Miedziowych” na wyjazdach i zaatakować, Skowronek zdecydował się na system z piątką (!!!) obrońców, który w zależności od sytuacji przechodził z 5-3-2 na 3-5-2. Byleby nie przegrać – taki cel przyświecał chyba szkoleniowcowi łodzian, bowiem nie da się inaczej wytłumaczyć asekuracyjnej taktyki. Podobny manewr, jeszcze w grudniu, zastosował Rafał Pawlak, przeciwko Śląskowi Wrocław. Wtedy też Widzew zagrał na zero z tyłu, ale też na zero z przodu. Tak samo było w piątkowy wieczór, a drużyna znów nie oddała nawet jednego celnego strzału. W przekroju całych 90 minut, jedynymi bramkowymi okazjami były: strzał w wykonaniu Urdinova, w którym obrońca podpalił się oraz bomba Cetnarskiego z 30 metrów, która – nie oszukujmy się – była strzałem na wiwat, a nie przemyślaną, zmyślnie skonstruowaną, akcją.

Fakty nie bronią Artura Skowronka, nie bronią też Michała Wlaźlika. Pierwszy nie potrafił nauczyć piłkarzy jakichkolwiek schematów rozegrania akcji pod polem karnym przeciwnika. Drużyna jedynie potrafi sprawnie wyjść spod pressingu, ale po dojściu do 30 metra zaczyna się walenie głową w mur, a nie szybki atak, co miało być główną bronią szkoleniowca. 194 minuty bez celnego strzału, to wynik SKA-NDA-LI-CZNY! Drugi z kolei chwalił się dokonanymi zimą wzmocnieniami, a najlepszymi w tej rundzie piłkarzami są będący od dawna w Widzewie Patryk Wolański, Marcin Kaczmarek i Krystian Nowak. Ani jeden nowy zawodnik nie zbawił drużyny: Wasiluk popełniał juniorskie błędy (dobrze, że nie złapał czwartej kartki w trzecim meczu), Cetnarski unika gry, chowając się między obrońcami, Patryk Mikita gra tylko dlatego,  że ma taki zapis w umowie (inaczej klub będzie musiał zapłacić za wypożyczenie egoistycznego legionisty), Xhevdet Gela miota się nie wiedząc co ma robić, Yani Urdinov nie ma pojęcia co to krycie, Marcin Kikut nie gra w ogóle, a Łukasz Bogusławski gnije w rezerwach. Tylko Alekseja Berezina można się nie czepiać, jego z gry wyleczył Wolański.
Zimę przespano, zatrudniono trenera-teoretyka, który nie potrafi obszernej wiedzy o piłce przenieść na boisko, a sprowadzeni piłkarze w większości okazali się za słabi nawet na ostatni w tabeli Widzew. Problemem klubowych włodarzy może być jednak fakt, że tym razem nie mogą oni zrzucić winy za swoje błędy na zakaz transferowy…

Strzały w wykonaniu Widzewa (celne/niecelne):

Podbeskidzie Bielsko-Biała: 2/5
Piast Gliwice: 2/5
Ruch Chorzów: 3/7
Lech Poznań: 4/2
Lechia Gdańsk: 0/8
Zagłębie Lubin: 0/4

średnio: 5,1 strzału na mecz, w tym 1,83 celne na mecz

Średnia wieku (pierwszej jedenastki/obrony):

Podbeskidzie Bielsko-Biała: 24,5/24,2
Piast Gliwice: 23,7/23,5
Ruch Chorzów: 23,4/22,2
Lech Poznań: 22,6/20,2
Lechia Gdańsk: 21,9/20
Zagłębie Lubin: 23/24,2 (przy 5 obrońcach)

średnio: 23,1 lata w pierwszym składzie, w tym 22,3 lata w linii obrony