Kręta droga do opaski. P. Klementowski: „Zielu zasłużył na to”

8 października 2017, 21:33 | Autor:

Przygoda Sebastiana Zielenieckiego z Widzewem przypomina krętą drogę. Mimo kilku przeciwności losu, środkowy obrońca nie poddał się i walczył o swoje. Dziś zbiera owoce swojej pracy. Ma pewne miejsce w składzie, a do tego został kapitanem drużyny.

Zieleniecki miał rozdawać karty w widzewskiej defensywie już w IV lidze. Sprowadził go do drużyny Marcin Płuska, ale nie mógł skorzystać z usług wracającego z Włoch zawodnika ze względu na kontuzję więzadeł krzyżowych. „Zielu”, choć sumiennie przepracował większość zimowego okresu przygotowawczego, na krótko przed inauguracją wypadł z gry na kilka miesięcy i drogę po awans do III ligi oglądał na stadionie Szkoły Mistrzostwa Sportowego z perspektywy kibica. Bardzo palił się do gry i w końcówce sezonu był już nawet fizycznie gotowy do debiutu. Stwierdzono jednak, że nie ma sensu ryzykować, gdy liga jest już wygrana. Nie chciano też płacić za zgłoszenie go do rozgrywek po to, by ten mógł rozegrać jeden lub dwa mecze.

W kolejnym sezonie także nie zaczęło się to dobrze. Płuska postawił na środku obrony na parę Michał Czaplarski – Norbert Jędrzejczyk, a głodny gry Zieleniecki musiał zadowolić się rolą rezerwowego. Sytuacja zmieniła się dopiero w momencie, gdy Czaplarski doznał poważnego urazu barku. Były gracz US Cremonese wskoczył do składu i do końca rundy nie opuścił już nawet minuty. Jego forma w tamtym okresie prezentowała się różnie, ale trzeba podkreślić, że w końcówce jesieni cała drużyna daleka była od oczekiwanej dyspozycji.

Kolejny trudny moment pojawił się zimą. Zespół przejął Przemysław Cecherz, który delikatnie mówiąc, nie był największym fanem Sebastiana Zielenieckiego. W pewnym momencie widzewiak znalazł się wśród piłkarzy, których szkoleniowiec chciał pożegnać. Obrońca nie poddał się jednak i w sparingach starał się przekonać do siebie trenera. Udało się na tyle, że Cecherz zmienił zdanie i zdjął podopiecznego z „czarnej listy”. Ten odpłacił się równą grą, najczęściej u boku Marcina Nowaka. Wiosną opuścił tylko dwa mecze: raz z powodu kartek, raz drobnego urazu. Nie popełniał większych błędów, robił postępy i dojrzewał do roli lidera bloku defensywnego.

Obecny sezon dla Zielenieckiego wydaje się być nagrodą za wytrwałość. Od początku rozgrywek jest on pewną postacią w drużynie Franciszka Smudy. To bok Marcina Kozłowskiego jedyny widzewiak, który zagrał we wszystkich jedenastu meczach, od pierwszej do ostatniej minuty! Jego formę docenił najpierw zarząd, przedłużając z nimi umowę o kolejne dwa lata, a teraz sam trener.

W tygodniu Smuda postanowił zmienić kapitana i przekazał opaskę właśnie 22-letniemu stoperowi. Taki wybór spodobał się m.in. szefowi Widzewa. „Sebastian zasłużył na opaskę. Jest przykładem dla innych, jak ciężką pracą i wiarą we własne możliwości można dojść do czegoś dużego. Bycie kapitanem Widzewa, bez względu na to, w której lidze on gra, to ogromne wyróżnienie. Ja jestem z Ziela dumny” – powiedział nam prezes Przemysław Klementowski.



Sam zawodnik podszedł do całego wydarzenia w swoim stylu, czyli na chłodno. To człowiek raczej stonowany i rzadko okazujący emocje. „To, że zostałem kapitanem, nie oznacza od razu, że jestem jakimś przewodnikiem. Wygrywamy i przegrywamy razem, jak drużyna”- mówił Zieleniecki. Jesteśmy jednak przekonani, że w głębi duszy jest z siebie dumny. Powinien!

Sebastian Zieleniecki w Widzewie:

 
  2015/2016 2016/2017
2017/2018
Mecze: 0 29 11
Minuty: 0 2530 990
Bramki: 0 1 1
Asysty: 0 0 1
Żółte kartki:
0 5 0
Czerwone kartki:
0 0 0
Piłkarz meczu: 0 2 0
Średnia not WTM:
0 6,25 (skala 1-10) 3,80 (skala 1-6)
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x