M. Czaplarski: „Czeka nas jeden z trudniejszych meczów w sezonie”

28 sierpnia 2015, 21:29 | Autor:

Michał_Czaplarski

Sobotni mecz z Omegą Kleszczów będzie wyjątkowym wydarzeniem dla Michała Czaplarskiego. Pomocnik jeszcze w zeszłym sezonie występował z tym zespołem w III lidze, nosząc na swoim ramieniu opaskę kapitana. O jutrzejszym starciu i paru innych sprawach zamieniliśmy kilka zdań z wychowankiem Widzewa.

– Z meczu na mecz wyglądasz coraz lepiej. Jak dużo Ci brakuje do takiej optymalnej formy?

– Jeszcze trochę brakuje, ale na pewno z każdym meczem czuję, że coraz mocniej wchodzę w rytm. Trzy tygodnie bez piłki swoje jednak powoduje, tym bardziej, że kontuzja przytrafiła mi się akurat w środku okresu przygotowawczego. Co mecz dostaję od trenera więcej czasu, żeby łapać formę. Dlatego też nie odpoczywałem w środę, tylko grałem w Koluszkach, żeby korzystać z każdej okazji do nadrobienia strat po urazie.

– W pierwszych meczach przyglądałeś się kolegom z boku. Człowiek denerwuje się wtedy podwójnie.

– Oj tak. Przeżywa się każdą akcję, każde zagranie. Chciałoby się wejść na boisko i pomóc, ale nie ma jak. W Zelowie, jak schodziłem z boiska, to też nie mogłem wysiedzieć na ławce. Tak się denerwowałem (śmiech). Dopiero jak strzeliliśmy na 2:0, to ciśnienie spadło.

– Spodziewałeś się, że w Koluszkach pójdzie Wam aż tak łatwo?

– Do końca sami nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się po przeciwniku. Każdy, kto grał w tamtym letnim sparingu, chciał się KKS-owi zrewanżować, dlatego wyszliśmy tak zmotywowani. Mogliśmy wcześniej ułożyć sobie ten mecz, ale znów zabrakło nam trochę skuteczności. Dopiero po strzelonym przeze mnie rzucie karnym uspokoiliśmy się i później worek z bramkami się rozwiązał. Fajnie, że nasza młodzież tak dobrze zagrała. Pokazuje to, że mamy głęboki skład, a oni sami nabrali więcej pewności siebie.

– Po meczu chwalił ich też trener Obarek, który zapowiadał, że ktoś z dublerów może wskoczyć do składu na najbliższe spotkanie. Czujesz oddech konkurencji? (śmiech).

– Rywalizacja zawsze jest dobra, więc nie martwię się tym. To dobrze dla nas wszystkich, że zmiennicy pokazali się z dobrej strony. Nie wiem, jakie zmiany nastąpią jutro. Trener miał spory ból głowy, bo do protokołu może wpisać  tylko 18 nazwisk, a wielu zasłużyło na miejsce w kadrze meczowej. Dlatego skład nie został dziś ogłoszony i do Kleszczowa jadą wszyscy. Dopiero jutro dowiemy się, kto gra.

– Wszyscy zestawiali ten mecz z przegranym latem sparingiem. Skąd taka nagła zmiana? Wtedy byliście tak zmęczeni, czy KKS zagrał o dwie klasy słabiej?

– Wydaje mi się, że to nasza drużyna była po prostu bardzo zmęczona ciężkimi treningami fizycznymi i taki wynik się jej przydarzył. Teraz zagraliśmy już na świeżości i pokonaliśmy Koluszki praktycznie drugim składem. Nie chcę się za bardzo wypowiadać na temat przeciwnika, bo gdy KKS ogrywał nas w sparingu, byłem z młodymi zawodnikami w Justynowie na równoległym meczu kontrolnym. Po środzie powiem ci o rywalu tylko tyle – szału nie było…

– Mówiłeś już, że egzekwowanie rzutów karnych nie jest dla Ciebie pierwszyzną.

– To prawda. Wcześniej często strzelałem rzuty karne, więc to dla mnie żadna nowość. Lekki stresik był, bo on jest zawsze. No chyba, że wygrywasz 5:0. Wiedziałem, że muszę strzelić, bo jak nie wykorzystam jedenastki, to się znów zablokujemy. Udało się. W drużynie jestem jednak dopiero trzeci w kolejce do strzelania karnych. Na pierwszego egzekutora wyznaczony jest Mariusz Rachubiński, a na drugiego Adrian Budka.

– Przed Wami mecz z Omegą. Dla Ciebie to szczególne wydarzenie, bo jeszcze w zeszłym sezonie byłeś kapitanem tej drużyny.

– Są emocje i nie mogę się już doczekać soboty. W Kleszczowie spędziłem kupę czasu, mam tam wielu przyjaciół. Dla mnie powrót w te strony będzie wydarzeniem. Szatni nie pomylę, ale wejdę na pewno do chłopaków, żeby się z nimi przywitać. Jednak jak już wyjdziemy na boisko, to sentymenty pójdą na bok.

– Jak Twoim zdaniem zmienił się ten zespół latem? Konieczność gry w IV lidze spowodowała, że najlepsi odeszli?

– Udało nam się w zeszłym sezonie utrzymać w III lidze, ale właśnie te problemy finansowe sprawiły, że klub nie dostał licencji i trzeba było przenieść się szczebel niżej. To sprawiło, że z zespołu odeszło wielu podstawowych zawodników. Zostało ich chyba pięciu, a trener Marcin Zimoch – mój dobry przyjaciel – uzupełnił skład utalentowaną młodzieżą i póki co zdaje to egzamin.

– Omega zaliczyła dobry start, nie przegrała jeszcze meczu. To jedno z trudniejszych spotkań w całej rundzie.

– Również uważam, że czeka nas jeden z trudniejszych pojedynków w całym sezonie. Trener Omegi dobrze poukładał zespół i widać efekty. Drużyna nie przegrała jeszcze meczu, jest w tabeli tuż za nami i będzie chciała urwać nam punkty za wszelką cenę. Musimy być na to w pełni gotowi.

– Na kogo Twoim zdanie trzeba zwrócić szczególną uwagę?

– W ataku, to na pewno na Pawła i Krzysztofa Kowalskich. Ci bracia, to siła napędowa zespołu Omegi. Pierwszy zagra zapewne w środku pola, a drugi jest typowym napastnikiem. Obaj strzelili już w tym sezonie kilka bramek, więc na pewno będą groźni. Dobrze w bramce spisuje się Paweł Wiśniewski, niełatwo go będzie pokonać. Pomagać mu będą Mateusz Jacak i Darek Słomian – lewy i środkowy obrońca.

– Na stadionie w Kleszczowie znów zdecydowaną większość stanowić będą kibice Widzewa. Zwłaszcza, że gospodarzy nigdy nie wspierała zbyt liczna grupa fanów. Dla Was to atut, czy większa presja?

– Na początku, gdy graliśmy jeszcze wyłącznie sparingi, a na trybunach zawsze było pełno naszych kibiców, to czuliśmy się nieco zdeprymowani. Po prostu większość z nas nie przywykła do gry w takich okolicznościach. Teraz czujemy już, że kibice są naszym dwunastym zawodnikiem i dobrze nam się z nimi „współpracuje”. Wiem, że w Kleszczowie nasi fani dostaną całą główną trybunę, a miejscowi usiądą po przeciwnej stronie. Myślę jednak, że przyjazd takiej firmy, jak Widzew, zmobilizuje okoliczną widownię i będzie ich więcej, niż zwykle. Normalnie rzeczywiście nie za wiele ich przychodziło na stadion.

– Po każdym spotkaniu długo celebrujecie wygraną z kibicami. Czuć, że w tej IV lidze jest większa więź między drużyną a trybunami.

– Może to wynika ze specyfiki tej ligi. To amatorskie rozgrywki, kibice mogą z nami na spokojnie pogadać czy zrobić sobie zdjęcie, na przykład jak to miało miejsce w Koluszkach z chłopakami z Pabianic. W Ekstraklasie pewnie ta hermetyczność jest większa, ale tutaj nikt nie robi z tego problemu. Czujemy tą wieź, wiemy, że kibice są z nami.

– Do momentu, aż nie przyjdzie gorszy okres? (śmiech)

– Wiem, że mnie podpuszczasz, ale nie. Wierzę, że zawsze będą nas wspierać. Pokazali to zresztą w Rzgowie, gdzie nie było gwizdów i negatywnych okrzyków w momencie, gdy przegrywaliśmy 0:1. Dopingowali nas do końca i mieli na pewno swój wkład w tamto zwycięstwo. Mam nadzieję, że jutro w dwunastu także wygramy.

– Czyli po meczu znów możemy spodziewać się kolejnej zwycięskiej fotki?

– W Kleszczowie szatnia też jest mała, ale coś wymyślimy!

Rozmawiał Ryan