M. Fedyna: „Nie chciałem być kulą u nogi”

1 lutego 2017, 20:30 | Autor:

Mateusz_Fedyna

Smutno kończy się przygoda Mateusza Fedyny z Widzewem. Pomocnik miał wnieść sporą jakość do gry łódzkiej drużyny, ale nie dane było mu nawet w niej zadebiutować. Ciężki uraz, jakiego doznał latem, wyłączył go z gry na długie miesiące. W końcu piłkarz zdecydował się rozwiązać swoją umowę z klubem.

– Ciężko namówić cię na wywiad…

– Nie bardzo jest o czym mówić i czym się chwalić. Mam wrażenie, że zawiodłem kibiców Widzewa.

– Na razie drugiej szansy nie będzie. Rozwiązałeś umowę.

– Chciałbym w tym miejscu sprostować jedną ważną rzecz, którą błędnie podają niektóre media. To nie jest tak, że klub rozwiązał ze mną kontrakt. To była bardziej moja inicjatywa. Nie chciałem być dłużej kulą u nogi i obciążeniem dla budżetu. Zamiast na mnie, Widzew będzie mógł wydać te pieniądze na kogoś, kto wniesie jakość do drużyny.

– Niejeden piłkarz zachowałby się odwrotnie. Mógłby brać kasę z klubu i leczyć się na jego koszt.

– Powiem ci szerze, że gdyby w Widzewie wciąż były poprzednie władze, to ja też nie miałbym skrupułów i właśnie tak postąpił. Odkąd w klubie jest pan Klementowski, nie mogę jednak powiedzieć o nim złego słowa. Prezes nie do końca chciał się zgodzić na rozwiązanie umowy, ale uznałem, że tak będzie najlepiej. Zresztą, żeby zaspokoić ciekawość niektórych kibiców, którzy piszą o mnie w Internecie „Darmozjad”, powiem, że pierwszą wypłatę dostałem dopiero przed świętami, dzięki nowemu zarządowi. Wcześniej nie zobaczyłem nawet złotówki.

– Wróćmy do początku twoich problemów. Jak w ogóle doznałeś kontuzji?

– Stało się to w wakacje. Pośliznąłem się na basenie i doznałem poważnego urazu stawu biodrowego. Niezbędna była operacja, a potem żmudna rehabilitacja.

– Która w pewnym momencie została przerwana.

– Klub zachował się wtedy wobec mnie bardzo fair. Nie chciał zostawić mnie na lodzie. Umówiliśmy się, że nie rozwiążemy umowy, a po okresie rehabilitacji wrócę do gry. W październiku wydawało się, że wszystko jest już w porządku. Zadzwoniłem do prezesa Ferdzyna, żeby poprosić o możliwość trenowania z drużyną, ale prezes był innego zdania. „Spokojnie, dokończ leczenie i wrócić w styczniu. I tak zaraz kończy się runda” – mówił. Kilka dni po tej rozmowie musiałem przerwać rehabilitację, bo klub przestał za nią płacić.

– Od tamtej pory zostałeś jednak na lodzie.

– Nikt nawet nie odbierał telefonu, dopóki w klubie nie pojawili się panowie Klementowski i Walczak. Później oni zainteresowali się moją sytuacją. Zostałem wysłany na badania, dostałem zastrzyk z blokadą i było lepiej. Umówiliśmy się, że kończę leczenie i od stycznia wracam na boisko.

– Nie udało się.

– Cały czas nie jestem w pełni zdrowy. Nie wiem, czy byłoby szybciej, gdybym nie przerwał wtedy rehabilitacji. Nie chcę gdybać, bo teraz już tego nie sprawdzę. Ale nie mogę w tej chwili grać w piłkę, więc postanowiłem zaproponować rozwiązanie umowy.

– Nie pytam cię, czy szkoda ci tego straconego czasu, bo to oczywiste.

– Miałem takie ciche marzenie, że może uda mi się strzelić bramkę w meczu otwarcia nowego stadionu. Teraz już nawet sam sobie nie stawiam żadnych celów ani obietnic. Chcę po prostu być zdrowy. Co będzie dalej, zobaczymy. Oczywiście przykro mi, że tak to się potoczyło. Widzew to wielki klub, codziennie tego doświadczam. Byłem jakiś czas w Śląsku Wrocław, ale tego zainteresowania klubem, ze strony dziennikarzy i kibiców, jakie jest w Łodzi, nie da się porównać. Widzew musi wrócić do Ekstraklasy.

– Nie łudźmy się, klubu w tym sezonie już nie znajdziesz, ale latem możesz wrócić do Łodzi. Być może będziesz też kontynuował w niej leczenie.

– Prezes Klementowski zapewnił mnie, że mogę przyjeżdżać na testy. Piłkarsko na pewno sobie poradzę, o to jestem spokojny. Zawsze byłem technicznie grającym piłkarzem, a tego się nie zapomina. Zobaczymy jak będę wyglądał fizycznie. Tak, jak mówię – chcę się najpierw wyleczyć. Czekam na kontakt od prezesa w tej sprawie. Miałem możliwość rehabilitowania się w Warszawie u dr Tabiszewskiego z Legii, ale to dużo kosztuje.

– Gdybyś był na miejscu, czuj się zaproszony na mecz otwarcia. Zaproszenie się znajdzie (śmiech).

– Spokojnie, zakup karnetu nie będzie problemem. Muszę w klubie podpytać jeszcze o ten karnet fundowany. Słyszałem o tej akcji i chciałbym się do niej włączyć. Pomóc komuś potrzebującemu wejść na stadion.

– To na koniec życzę ci tego upragnionego zdrowia i jeszcze jednej szansy, by jednak na nowym stadionie Widzewa zagrać.

– Ja też mam nadzieję, że wkrótce się wyleczę. Dziękuję z tego miejsca panu Klementowskiemu za to, co dla mnie zrobił. Dziękuje też tobie za pomoc i za to, że zawsze pisaliście o mnie rzetelne informacje. Nie mogę też zapomnieć o doktorze Marcinie Domżalskim, który podjął się wykonania mojej operacji. Jemu też jestem bardzo wdzięczny.

Rozmawiał Ryan