M. Michalski: „Na Widzew każdy się napina”

12 listopada 2016, 10:45 | Autor:

mateusz_michalski-500x333

Zaczynał jako rezerwowy i gdy wchodził na boisko, nie dawał drużynie zbyt wiele jakości. Odżył dopiero wtedy, gdy poczuł, że trener stawia na niego od pierwszych minut. Teraz Mateusz Michalski jest motorem napędowym Widzewa i jego najlepszym strzelcem. Co mówił WTM przed meczem z Sokołem Ostróda?

– Na początku sezonu nie byłeś piłkarzem pierwszego wyboru. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie składu bez ciebie.

-W każdym tygodniu trzeba dawać z siebie maksa. Pokazywać, że zasługuje się na pierwszą jedenastkę i walczyć o nią. Ja jestem zawodnikiem tego typu, że wchodzenie z ławki rezerwowych mnie nie zadowala. Dlatego w każdym mikrocyklu dawałem z siebie 100%, by wywalczyć miejsce w podstawowym składzie.

– Nie byłeś zły, że nie grasz od początku? Czułeś się lepszy?

– Nie chcę do tego wracać. Taka była wtedy decyzja trenera, który widział w jedenastce kogoś innego. Nie było mnie w składzie, ale wygrywaliśmy mecze, punktowaliśmy. Konsekwentnie robiłem jednak swoje i udało się wejść do gry. Nie chcę jednak oceniać swojej postawy. Od tego jest sztab szkoleniowy czy zarząd.

– Co się z wami dzieje na wyjazdach? Dwa ostatnie to dwie spore wpadki…

– Mecz z Morągiem kompletnie nam nie wyszedł. To było nasze najgorsze spotkanie. Nic nam tego dnia nie wychodziło. Co do Drwęcy, to chyba zadecydowały błędy taktyczne. Do przerwy prowadziliśmy 2:0 i mieliśmy wygrany mecz. Potem niepotrzebnie się cofnęliśmy. Chcieliśmy chyba gdzieś podświadomie dowieźć to prowadzenie do końca i za bardzo daliśmy się zepchnąć.

– Może powinniście prowadzić do przerwy 3:0 albo 1:0? Mówi się, że 2:0 to bardzo niebezpieczny wynik.

– Rzeczywiście. Gdy prowadzimy 2:0 i tracimy bramkę, wkrada nam się nerwowość. Przestajemy wtedy grać swoją piłkę. Musimy być konsekwentni i nie dać sobie wbić gola przy wyższym prowadzeniu. Na drugą połowę nadal musimy wychodzić wysoko i realizować założenia tak samo, jak w pierwszej.

– W sobotę będziecie mieć okazję do poprawy humorów sobie i kibicom. Teoretycznie będzie łatwiej, bo przyjeżdża rywal z dołu tabeli.

– Tylko teoretycznie. Każdy mecz jest bardzo ciężki. Wiadomo, Widzew to wciąż marka. Wszyscy przyjeżdżają tutaj, żeby się pokazać i zagrać najlepszy mecz w rundzie. Każdy się na nas napina i z kim byśmy nie grali, rywale chcą wywieźć z Łodzi jakieś punkty. Co mecz trzeba więc dawać z siebie maksimum zaangażowania.

– Z twoim zdrowiem wszystko OK? Ostatnio łapiecie sporo urazów.

– Nic się nie dzieje. Na 100% będę do dyspozycji trenera. Urazy mamy czysto mechaniczne. Komuś gdzieś przy starciu uciekła noga, po zderzeniu z rywalem dochodzi do kontuzji. To nie jest wina treningów.

– Czego ci życzyć na tą końcówkę rundy?

– Zwycięstw, a potem awansu. Zrobimy wszystko, żeby wygrać ten mecz. Zostały nam trzy spotkania i nie widzę innej możliwości, jak zdobycie dziewięciu punktów. Czy będę strzelał w nich bramki, nie ma znaczenia. Liczy się tylko drużyna.

Rozmawiał M.M.