Tłoczek Fanatykom: „RadoMatu – Koń, który mówi”

16 grudnia 2014, 19:38 | Autor:

Mirosław_Tłokiński

Nasz niedawny wywiad z Wojciechem Stawowym wywołał spore zamieszanie w futbolowym świecie. Sporo ogólnopolskiej prasy cytowało głównie wypowiedzi trenera dotyczące marzeń o grze w Lidze Mistrzów. Jednym z krytyków tych planów był wychowanek juniorskich zespołów Widzewa, Radosław Matusiak – na portalu weszlo.com. Odpowiedzieć postanowił mu Mirosław Tłokiński, ikona klubu, w swym najnowszym felietonie na WTM. Zapraszamy, jest co poczytać!

„RadoMatu – Koń, który mówi”

Jak trudno w dzisiejszych czasach zrozumieć innych ludzi, chyba nie trzeba nikogo przekonywać, ale jeszcze trudniej wytłumaczyć sens ich przekazu. Wyczytałem gdzieś, że mowa zmienia się, ewoluuje i trudno za nią nadążyć. Ta zmienność języka nazywana jest slangiem młodzieżowym. Właśnie z takim problemem spotkałem się czytając 9 grudnia na stronie „Weszło” felieton niejakiego Radosława zatytułowany „Matusiak w formie! Widzew podstarzały playboy, Mila i ustawa hazardowa”.
Zabierając się do lektury, na samym początku chciałem spojrzeć na „zawartość” artykułu, a na końcu przyjrzeć się jaka jest jego „wartość”. Przed czytaniem chciałem dowiedzieć się o „ciętości” autora, a po przeczytaniu wypowiedzieć o „przeciętności” narratora .

Dlaczego nie autora a narratora ? Narrator, to osoba opowiadająca o wydarzeniach i jego głos nie musi być identyczny z głosem autora dzieła. Czytając „uśmiałem się jak koń”, bo zrozumiałem, że najtrudniejszym i najważniejszym zadaniem, które stanęło przede mnie, będzie dostosowanie się do języka narratora i wejście w jego skórę.
Dostosowanie się do języka? Tak, dlatego na samym początku przepraszam te osoby, które mnie znają, za jego formę, ale dla dobra sprawy musiałem zaadaptować odpowiedź do stylu (slangu) i poziomu młodego narratora. Poszedłem za radą specjalistów, którzy doradzają, że jeśli dziecko posługuje się słownictwem, którego do końca nie rozumiesz, a nie chcesz wprost pytać co ono oznacza, to postaraj się go nauczyć sam. Tak też zrobiłem, bo jak w każdym pojedynku chodzi przecież nie tylko o wynik, ale i o styl.           

Wyjaśnijmy na początku trzy słowa zawarte w tytule. Wspominałem wcześniej o slangu młodzieżowym, a ponieważ w przypadku Radosława Matusiaka o młodzieńca chodzi, to jednym z określeń tej mowy jest słowo „Koń”, które jest definicją „młodego, niezbyt kulturalnego mężczyzny”. Natomiast sam pseudonim „RadoMatu” bardzo mi pasował jako jego imię. Sami zobaczycie później dlaczego.
Jak wiemy konie nie potrafią rozmawiać, ale potrafią mówić, jeśli ich słuchać. Ja potrafię, bo mowa konia, to układ jego oczu, uszu. To także ruchy jego nóg, ogona, głowy, szyi i pyska oraz wydawane dźwięki.

BIEG GŁÓWNY – pierwsze okrążenie

Zacznijmy od kultury, czyli opowieści wychodzącej z pyska „konia”. Sam krytykuję wiele osób i sprawy dotyczące polskiej piłki nożnej na moim blogu i Facebooku, ale uważam, że dobra i merytoryczna krytyka powinna być konstruktywna w postaci zwracania uwagi na ważne elementy i szczegóły określonego zagadnienia oraz niebezpieczeństwa z tym związane. Nigdy natomiast nie zdarzyło mi się skrytykować kogoś, zanim rozpoczął swoją pracę. Poza tym krytyka sama w sobie nie jest zła, ale osądzanie jest już wielkim grzechem. To bardziej napawa „hazardem słownym” lub „końską intuicją” . No ale cóż, koń ma swoje prawa i swój język.

BIEG GŁÓWNY – drugie okrążenie

Z kultury konia pogalopujmy do wydawanych przez niego „dźwięków”. Aby zrozumieć mowę konia, trzeba umieć wyczytać najważniejsze słowa płynące z jego pyska oraz połączyć je w zdania, w jedną całość. Następnie zastanowić się nad ich znaczeniem w „oczach” samego konia oraz wyciągnąć wnioski. Nazywam to „skrótem galopu”.

Nie trzeba być aż tak wielkim intelektualistą jak sam RadoMatu, aby zauważyć, że mówi o „kliencie” i rozwódce, ale tak opisanej, że prawie „prostytutce”. W powyższym tekście nie wiemy, czy chodzi o właściciela czy klub. Sam tytuł wskazuje na Widzew, ale skoro jego właścicielem jest Sylwester Cacek, więc obie wersje są możliwe. Jestem jednak za ukrytą wersją osobistej oceny Sylwestra Cacka przez RadoMatu. Dlaczego? Bo wymienia na początku nie tylko jego nazwisko, ale także miejsce rozgrywania się akcji, czyli dyskotekę, co wskazuje na wizytę jednoosobowego bohatera, który szuka konkretnej osoby, a nie instytucji.
Nie chcę być obrońcą Sylwestra Cacka, ale w czasie trzech lat zasiadania w Radzie Nadzorczej Widzewa poznałem właściciela bardzo dobrze i jedno, co mogę powiedzieć to to, że miał zawsze ambitne intencje w stosunku do klubu. Tym, co mu przeszkodziło jednak w osiągnięciu celu, był i nadal jest sposób jego realizacji oraz otaczanie się niekompetentnymi ludźmi. RadoMatu wypomina mu, że kiedyś był bogaty, a teraz jest „podstarzałym playboyem bez kasy”.

Nie wiem, ile ma pieniędzy aktualny właściciel, ale jedno wiem – dawniej rozrzucał nieroztropnie pieniądze na lewo i prawo, płacąc wielu nieudacznikom za ich usługi. Jednym z nich był RadoMatu. Kupując tego konia nie kierował się oceną jego predyspozycji fizycznych, technicznych, intelektualnych, a zwłaszcza psychicznych, ale popularnością na krajowym rynku. Myślał, że kupuje konia wyścigowego, a kupił pociągowego. Różnica polegała tylko na tym, że zamiast „pociągnąć” zespół, koń pociągnął Sylwestra Cacka na dużą kasę. Może dlatego RadoMatu wspomina, że Cacek ma jej teraz mniej? Zwracałem na to uwagę już parę lat temu, ale w tamtych czasach moje przepowiadanie (jak mówił RadoMatu) brzmiało jak science-fiction, a stało się niestety realną rzeczywistością.

„Koń” przez dwa lata pobiegł w siedmiu gonitwach i minął tylko jeden raz linię bramkową!!! Teraz ocenia nie tylko aktualnego właściciela stajni, ale wszystkich członków zespołu. Jak już wspominałem, nie jest to wina słabego konia, ale naiwnego właściciela, który go kupił. Dlatego nie mam zamiaru go usprawiedliwiać.

Opisując drugą osobę (prostytutkę?) RadoMatu, mówi ewidentnie o aktualnym trenerze Widzewa, Wojciechu Stawowym. Tutaj mamy do czynienia z wielką zarozumiałością oraz arogancją i prawdziwym brakiem wychowania „konia”. Dlaczego „Koń”  jest zarozumiały? Wskazuje na to wypowiedź, w której określa trenera jako „niezbyt pięknego”. Czytając to, RadoMatu przypominał mi panienkę z „Dziwkolandu”. Wiecie o kogo chodzi? Ja też nie wiedziałem, ale dowiedziałem się, że młodzież określa tak grupę dziewczyn, uważające się za najpiękniejsze na świecie, prowokujące i dające do zrozumienia, że…

Dlaczego „koń” RadoMatu jest arogancki? Świadczy o tym jego brak kultury, nazywając trenera, który nie przeprowadził nawet jednego treningu z zespołem, w sposób brzydki „trzykrotną rozwódką”, nawiązując zapewne do pracy w trzech poprzednich klubach. Co można by powiedzieć o RadoMatu, który tych rozwodów w ciągu 11 lat swojej kariery zaliczył 18?! Proszę państwa, oto prawdziwy dawny geniusz rozwodnictwa i aktualny moralista!

Skąd się wzięła w „pysku” konia taka ocena trenera? Oczywiście z braku wychowania za młodych lat, kiedy był źrebakiem, a w każdym bądź razie z rozpieszczenia go poprzez głaskanie, chuchanie i motywowanie do pracy poprzez płacenie mu za wszystkie uczynki. Dawniej taki typ chłopaka nazywaliśmy „maminsynkiem” lub po prostu „jedynakiem”. I to by pasowało do naszego konia samochwały – jedynego, nadzwyczajnego, niepowtarzalnego.

BIEG GŁÓWNY – trzecie okrążenie

Jak już mówiłem, koń może okazać swoje uczucia i niezadowolenie „kopiąc”. W trzeciej rundzie widzimy naszego bohatera-konia już nie jako osądzającego, ale „radzącego”. Najprawdopodobniej z tego wywodzi się jego pseudonim „RadoMatu”. Oto ta rada tzn. kopnięcie – „Jeśli Widzew nie wzmocni się poważnymi piłkarzami, to… To co? To trener „nie będzie tam potrzebny”. Nie o ten wniosek „konia” jednak mi chodzi, bo wspominałem, że  trzeba umieć bardzo uważnie patrzeć na jego „wargi”, aby wychwycić każdy ich ruch, czyli wypływające z nich każde słowo.

O jakie słowo chodzi? „Poważni” (piłkarze). Poważni, to znaczy jacy? „Koń – piłkarz” myślał zapewne co najmniej o takich piłkarzach, jakim był on sam? A jakim był piłkarzem RadoMatu, że pozwala sobie na takie rady? Postanowiłem w tym celu spojrzeć na jego statystyki wyścigów. W poprzednich wywiadach cały czas chwalił się sezonem spędzonym w Bełchatowie, w którym strzelił dziesięć bramek. Nie wspomina jednak, że w przeciągu 9 lat biegał dla 12 stajni (12 klubów)  i strzelił 9 goli! Proszę państwa, oto prawdziwy eks-geniusz strzelecki i aktualny doradca Widzewa od szukania „poważnych” piłkarzy, takich jak on!

META

Zwracam się teraz, po zakończeniu wyścigu, do aktualnego trenera Widzewa Wojciecha Stawowego. Panie Wojciechu, niech Pan nie zwraca uwagi na słowa „konia” RadoMatu, który tak naprawdę jest nieokrzesanym, ekscentrycznym i aroganckim źrebakiem. Niech Pan traktuje jego felieton jak ja: „Weszło” jednym uchem, a drugim wyszło. Dawniej nie poznali się na nim właściciele klubów, dzisiaj nadal nie poznają się właściciele gazet i portali. Taki kraj, po prostu pełen jaj.

Czytałem Pana wywiad dla WTM, który spodobał mi się i w którym wyraża Pan ogrom optymizmu. Może na mój gust nawet trochę za dużo biorąc aktualną sytuację? Wolę jednak, jeśli jest jego zbyt dużo, niż zbyt mało. Zawsze będzie z czego odjąć. Jednocześnie korzystając z okazji zbliżających się świąt, życzę Panu dużo zdrowia, szczęścia w życiu osobistym i rodzinnym oraz powodzenia i sukcesów w pracy zawodowej z Widzewem!

PS. Wspominałem na wstępie, że według mnie za każdym razem RadoMatu ma ukryty cel w swoich artykułach, tak zwanego „jakościowego” pisania o samym sobie.W praktyce chce sprawić wrażenie, że mówi więcej o innych, ale dołącza zawsze akcent podkreślający jego niezwykłość, nieprzeciętność. Było tak na początku jego felietonu („Matusiak w formie…”), nie mogło być inaczej na końcu, bo w swoim Post Scriptum RadoMatu zasyła specjalne pozdrowienia dla pana Darka i jego małżonki, których poznał na imprezie: „Bardzo mili ludzie, którzy przypomnieli mi, że ja też kiedyś nieźle grałem w piłkę”. Ja też kiedyś nieźle grałem w piłkę! Fajne zakończenie swojego felietonu, nieprawdaż?

Mirosław Tłokiński