Cecherz nie chciał zaryzykować

19 maja 2017, 19:05 | Autor:

Przemysław_Cecherz

Do tej pory wstrzymywaliśmy się z otwartą krytyką Przemysława Cecherza. Drużyna skutecznie punktowała i wciąż zachowywała szanse na awans do II ligi. Bardziej potrzebne było więc tonowanie nastrojów od szukania problemów. Po meczu derbowym dla trenera Widzewa krytyka jednak jest zasłużona.

To między innymi przez jego decyzje taktyczne spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Rozumiemy zachowawczą, asekuracyjną koncepcję w pierwszej fazie spotkania. Cecherz nie chciał dopuścić do sytuacji, w której zbytnie odkrycie się da gościom bramkę. Odrobienie strat byłoby wówczas piekielnie trudne.

Z biegiem czasu widzewiacy zaczęli jednak coraz częściej pojawiać się na połowie rywala, którego remis w środowy wieczór wyraźnie zadowalał. Gospodarzom punkt nie dawał jednak zbyt wiele. Trzeba było koniecznie wykorzystać słabość przeciwników i szukać śmiertelnego ciosu. Zawodnikiem, który mógł rozruszać grę RTS był bez wątpienia Dawid Kamiński, ale kompletnie nie rozumiemy, dlaczego zastąpił akurat Piotra Okuniewicza. To jeden z najbardziej walecznych piłkarzy i chyba jedyny, który potrafił utrzymać piłkę blisko bramki ełkaesiaków czy wygrać z nimi pojedynek siłowy.

Kolejnym momentem zwrotnym spotkania była 73. minuta, gdy czerwoną kartkę obejrzał Paweł Pyciak. Powinien być to dla Cecherza jasny sygnał – wprowadzamy Marcina Krzywickiego, a z boiska zdejmujemy jednego z obrońców lub defensywnego pomocnika, najlepiej Macieja Kazimierowicza, bo wzrost Przemysława Rodaka był bardziej potrzebny. Niestety, szkoleniowiec Widzewa zdecydował inaczej. Rozumiemy, że Daniel Mąka zgłosił uraz i musiał zakończyć derbowy występ, ale na ławce szkoleniowiec miał jeszcze chociażby Adriana Budkę, który zna smak derbów i potrafił odmieniać ich losy.

Przemysław Cecherz nie zaryzykował. Uznał, że ewentualny remis i tak będzie lepszy od możliwej porażki, gdyby gospodarze ruszyli do szaleńczego ataku. Naszym zdaniem to błąd, który może kosztować drużynę pozostanie na kolejny rok w III lidze. Nie da się pokonać tak dobrze zorganizowanego zespołu, jakim bez wątpienia jest ŁKS, atakując w tak asekurancki sposób. Ewidentnie zabrakło nutki odwagi, zagrania va banque. Zwłaszcza, że wychodząc na boisko wszyscy znali wynik meczu Drwęca – Sokół.

Cecherz nie przegrał jeszcze w lidze, a jego piłkarze nadal są na czele tabeli wiosny. Marne to jednak pocieszenie, skoro awans znów się oddalił. Z rozliczaniem pracy trenera poczekamy do końca sezonu. Mamy świadomość, że przejmował on zespół w beznadziejnej sytuacji, z dwunastopunktową stratą do lidera. To działa na obronę sztabu szkoleniowego. Nie możemy jednak pogodzić się z tym, że widzewiakom w środę zabrakło pazerności na wygraną, bo ŁKS chwiał się już w narożniku. Wystarczyło odpuścić gardę i ruszyć z gradem ciosów, jak pięściarz, który w ostatniej rundzie musi rzucić się rywalowi do gardła, bo wie, że bez nokautu przegra na punkty. Tymczasem widzewiacy czekali na jeden moment nieuwagi przeciwnika, aż gong wybił po raz ostatni…