M. Kozłowski: „Wygranie derbów to marzenie, ale i cel”

16 maja 2017, 20:53 | Autor:

Marcin_Kozłowski

W derbowych pojedynkach duże znaczenie może mieć obecność w składach piłkarzy, którzy mocno utożsamiają się z klubem. Takim bez wątpienia jest wychowanek Widzewa, Marcin Kozłowski. Prawy obrońca na każdym kroku podkreśla swoje przywiązanie do klubowych barw, a w sobotę zaliczył… debiut na podeście. W środę prawdopodobnie zadebiutuje natomiast w seniorskich derbach Łodzi!

– Jednak zdecydowałeś się wpaść pod „Zegar”.

– Przed meczem trenowaliśmy z Dawidem Kamińskim i zawołali mnie chłopaki z podestu, żebym się pojawił. Poszedłem więc w trakcie meczu, ale zamierzałem tylko postać chwilę na trybunie i trochę pośpiewać. Nie spodziewałem się, że zostanę zaproszony na podest. Zaczęła mnie wołać jednak cały „Zegar”. Trochę się krępowałem, bo nie zasłużyłem na takie wyróżnienie.

– W szatni nie było docinek?

– „Humer” śmiał się, że jak wszedłem na gniazdo, to pierwsze, co krzyknąłem, to: „A teraz wszyscy! Marcin Kozłowski” (śmiech).

– Jakie wrażenia po tym, jak poprowadziłeś doping?

– Fantastyczne! Nie da się tego opisać słowami. Jak cała trybuna zaczęła skandować moje imię i nazwisko, to aż miałem dreszcze! Coś podobnego, jak to, co działo się w Niecieczy w I lidze. To było jedno z moich marzeń.

– Na twojej liście marzeń już coraz mniej punktów. Zaliczyłeś mecz na nowym stadionie, teraz wypadałoby strzelić pierwszą bramkę.

– Może uda się w środę? Wygranie derbów, to częściowo i marzenie, i cel. Nie ważne jednak, kto strzeli bramkę. Liczy się tylko to, żeby zgarnąć trzy punkty i zbliżyć na jeden do ŁKS. Myślę, że jeżeli uda nam się wygrać, to nikt nas już nie zatrzyma. Zostanie nam jeszcze Drwęca, ale oni też przyjadą na nasz stadion. Zagraliśmy dobrze z Jagiellonią, jak pokonamy też ełkaesiaków, to będziemy na wielkiej fali. Cieszy, że odblokowali się napastnicy. „Okoń” jest w gazie. Wcześniej stwarzaliśmy sporo sytuacji, ale nie wpadało. Ostatnio jest dużo lepiej.

– Niewykluczone, że pomoże wam jednak Marcin Krzywicki. Swoją drogą, piękny gest z tymi koszulkami. Czyj to pomysł?

– Wyszło to częściowo z klubu, częściowo od nas. Po prostu uznaliśmy, że trzeba go wesprzeć. Pamiętam, że w IV lidze była podobna akcja dla Daniela Maczurka, który też zerwał więzadła. Wyszło fajnie. „Krzywy” był wobec nas zawsze w porządku. Gdy nie grał, trzymał za nas kciuki. Chcieliśmy mu w ten sposób podziękować. Oglądamy filmy, które wstawia. Wiemy, jak wiele kosztuje go to, by wrócić na boisko, jaki to jest ból.

– Czujesz się pewniakiem do gry? Kamil Tlaga nieźle cię zastąpił. Martwić może się też Dawid Kamiński, który zagra od początku chyba wtedy, gdy Mateusz Michalski się nie wyleczy.

– No właśnie. Wszystko jest możliwe, trener może podjąć różne decyzje. Jestem gotowy do gry, ale to nie ja podejmuje decyzje. Co do „Kamyka”, to on może wejść też w drugiej połowie, na podmęczonego rywala. Trybuny będą go niosły i może zrobić różnicę. Ale oczywiście każdy z nas chce grać w takim meczu od początku i każdemu ciężko będzie pogodzić się z rolą rezerwowego.

– W seniorskiej piłce nie grałeś jeszcze w derbach. Przed tobą debiut. Zakładając oczywiście, że zagrasz.

– Nie, w dorosłej piłce jeszcze z nimi nie grałem. Ostatnie derby, jakie pamięta, to te z czasów Młodej Ekstraklasy. Prowadziliśmy do przerwy 2:0, ale później na boisko weszły posiłki z pierwszej drużyny ŁKS i powieźli nas 5:2. Pałam żądzą rewanżu (śmiech)!

– Jesienią nie zagrałeś z powodu kontuzji.

– Niestety. Razem z „Czaplą” byliśmy z drużyną na ławce rezerwowych, ale wyłącznie jako kibice. Bardzo żałowałem, że nie mogłem wtedy wystąpić.

– Co będzie według ciebie najważniejszym elementem w środowym meczu? Odporność psychiczna, umiejętności sportowe, atut boiska?

– Wydaje mi się, że atut swojego stadionu będzie bardzo ważny. Nasi kibice na pewno nas poniosą. W pierwszym meczu z Motorem byliśmy lekko zestresowani, teraz doping 18 tysięcy ludzi bardzo nam pomaga. Przeciwnikom niekoniecznie. Legia wyszła bardzo zdeprymowana, Jagiellonia w sobotę też. Umiejętności piłkarskie też będą istotne, ale myślę, że w tym aspekcie też mamy przewagę. Kluczowa będzie chyba jednak głowa. Nie możemy zrobić żadnej głupoty, złapać jakiejś niepotrzebnej kartki. Koncentracja w obronie, a z przodu coś się strzeli.

– Pomoże ci fakt, że w sobotę odpoczywałeś?

– Trochę tak, bo organizm mógł się zregenerować, a ja poczułem głód piłki. Nie miałem jednak całkowicie wolnego, bo z „Kamykiem” zaliczyliśmy jednostkę wyrównawczą. Nie mogliśmy wypaść z rytmu i dopuścić do tego, że się zastaniemy.

– Spodziewacie się jakichś okołomeczowych gierek?

– Koncentrujemy się na tym, żeby udowodnić swoją wyższość na boisku. Nie myślimy o żadnych gierkach. Na dobrą sprawę, przecież my też moglibyśmy coś takiego przygotować. Mamy w składzie „Mąsię” czy „Nowego”, którzy są bardzo doświadczonymi zawodnikami i dość cwanymi. Więc takie gierki to my, a nie nam (śmiech). Ale wychodzimy na boisko po to, by grać w piłkę. Choć spodziewam się, że to będzie najtrudniejszy mecz pod względem walki.

– Dla ciebie ważniejsze jest wywalczenie panowania w Łodzi czy sytuacja w tabeli?

– Jedno i drugie jest ważne. To mecz o „sześć punktów”. Wygrywając dopisujemy sobie trzy „oczka”, a ŁKS tyle straci. Na każdy mecz wychodzimy po to, żeby wygrać i ich gonić, ale nie da się całkowicie wyrzucić z głowy tego, że to są derby. Trzeba je wygrać dla kibiców, dla całej widzewskiej rodziny. To my musimy być górą.

– Wiesz już, kto będzie twoim bezpośrednim rywalem w środę?

– Z tego, co pamiętam, to na lewej pomocy gra u nich Kopka…

– … no właśnie! To twój dobry znajomy (śmiech).

– Rzeczywiście, dobrze się znamy i utrzymujemy kontakt. Mieszkaliśmy razem przez rok, gdy występowaliśmy w Legionovii. Gra w ŁKS, ale wiem, że ełkaesiakiem się nie czuje. To będzie taki dodatkowy smaczek dla mnie i dla niego. On zna moje słabe strony, ja jego. Muszę mu udowodnić, kto jest lepszy (śmiech).

Rozmawiał Ryan