M. Tarociński: „Taka oferta trafia się raz w życiu”

2 grudnia 2017, 17:59 | Autor:

Od 1 grudnia Widzew ma nowego pracownika. Marcin Tarociński z klubem związany jest od ponad 20 lat, ale teraz czeka go nie lada wyzwanie. Formalnie został dyrektorem ds. komunikacji i PR. Zapytaliśmy „Tarota”, co kryje się pod tą tajemniczą nazwą.



– Normalnie powinienem powiedzieć: „Witaj w Widzewie”, ale w twoim przypadku nie ma takiej potrzeby.

– Nie ma. Jestem związany z klubem od dziecka. Pracę spikera zacząłem w 1995 roku. W tym czasie Widzew przeżywał różne momenty i przekształcenia, ale mogę uczciwie powiedzieć, że zarówno w tych lepszych, jak i gorszych chwilach, wciąż przy nim byłem. Nawet w tej nieszczęsnej końcówce Sylwestra Cacka, Byczynie itd. Ale do tego może już nie wracajmy…

– Kiedy pojawił się pomysł, żebyś został etatowym pracownikiem klubu?

– Takie pomysły były już jakiś czas temu. Luźno wtedy sobie dyskutowaliśmy, a konkretna propozycja ze strony zarządu pojawiła się kilka tygodni temu. Postanowiłem przygotować specjalny, kilkustronicowy konspekt, zawierający moje pomysły na funkcjonowanie klubu w niektórych aspektach i spotkało się to z aprobatą zarządu. Oczywiście mówię o kwestiach organizacyjnych, bo nie będę się przecież wtrącał trenerom w prowadzenie drużyny czy zarządowi w finanse (śmiech).

– I wtedy dostałeś propozycję nie do odrzucenia?

– Tak. Zarząd zapytał, czy podejmę się realizacji tych założeń. Postanowiłem podjąć wyzwanie.

– Długo się wahałeś?

– Z jednej strony decyzja była prosta. Przecież tacy ludzie, jak ty i ja, żyjący Widzewem na co dzień, otrzymując taką propozycję, nie mają się nad czym zastanawiać. Taką ofertę dostaje się czasami raz w życiu. Być może za kilka lat już by się ona nie powtórzyła. Z drugiej strony nie było łatwo zostawić środowiska, w którym spędziło się taki szmat czasu.

– W TV Toya pracowałeś 20 lat.

– No właśnie. Ta praca dała mi bardzo dużo. Tam ukształtowałem się jako dziennikarz, zdobyłem ogromne doświadczenie. Nie boję się zaryzykować stwierdzenia, że gdybym tam nie trafił, to byłbym tu, gdzie jestem i dzisiaj nie byłoby żadnego tematu moich przenosin do Widzewa. Nie rozmawialibyśmy w tej chwili. Musiałem jednak odejść z telewizji, bo łączenie tych dwóch funkcji było wykluczone. Raz z powodów czasowych, a dwa w zakresie moich obowiązków jest m.in. reprezentowanie klubu na zewnątrz. Nie mogłem dopuścić do „konfliktu interesów”.



– To nie jest tak, że nagle pojawiasz się w klubie. Nie wchodzisz do niego „z ulicy”.

– Absolutnie nie. W zasadzie od momentu przeprowadzki na nowy stadion byłem przy Piłsudskiego bardzo często. Kibice widzieli mnie i słyszeli tylko w dniu meczowym, ale przygotowanie się do niego trwało dłużej. Od pewnego momentu osobiście przygotowywałem cały scenariusz na każde spotkanie. Ostatnio często honorowani byli zasłużeni dla Widzewa ludzie czy kibice. Trzeba było przygotować, punkt po punkcie, cały scenariusz działań. Kto kiedy się pojawia i co będzie robił, kto za co odpowiada. Przed meczem, w przerwie. To normalna procedura, która ułatwia wszystkim pracę.

– Teraz tych zadań będziesz miał o wiele więcej.

– Poprosiłem zarząd o to, żeby jasno określony był zakres moich obowiązków. Tak, jak trener czy piłkarze rozliczani są ze swoich zadań po zakończeniu każdego sezonu, tak i ja chciałbym być rozliczonym przez swoich szefów. Może się przecież okazać, że zawiodę, że nasza współpraca nie będzie się układała tak, jak obie strony sobie zakładały. Mam oczywiście nadzieję, że tak się nie stanie, ale jednak chciałem wiedzieć, za co będę odpowiadał i być potem z tego rozliczony.

– Możesz w skrócie opisać te działania?

– Ogólnie można powiedzieć, że będą to działania pozasportowe, choć z piłkarzami także będę miał duży kontakt. Będę także dbał o codzienne funkcjonowanie klubu, politykę informacyjną, utrzymywanie relacji z mediami, kibicami. Wesprę też rozwój projektu Widzew TV czy działanie naszych kanałów w portalach społecznościowych. Mam też taką koncepcję ogólną, którą zamierzam wszczepić wszystkim pracownikom i piłkarzom.

– Rozwiń, proszę.

– W konspekcie, jaki przygotowałem dla zarządu, podkreślałem, że klub wstał z kolan i odbudował się dzięki środowisku kibiców. Rodzinna atmosfera i poczucie odpowiedzialności za losy Widzewa pozwoliły nam przetrwać. Mamy też wspaniałą historię i te dwa elementy powinny być fundamentem budowania naszej tożsamości. Z drugiej jednak strony chcę skończyć z życiem samą historią! Musimy w końcu zacząć tworzyć nową i próbować nawiązać do lat świetności. Nie może być w nas wahania, niedoprecyzowania. Jesteśmy Widzewem – jednym z największych polskich klubów. Naszym celem jest zawsze gra o zwycięstwo, musimy nabrać pewności siebie i mentalności zwycięzców. Chcę taką mentalność zaszczepić każdemu w klubie, począwszy od dzieciaków w grupach młodzieżowych, przez pracowników klubu, aż do zawodników pierwszej drużyny.

– Mamy znów uwierzyć, że jesteśmy najlepsi z najlepszych?

– Coś w tym rodzaju. Czasami czytam wywiady z piłkarzami i zwracam uwagę na pewne zwroty: „postaramy się”, „zrobimy wszystko, co w naszej mocy”, „udało się”. Koniec z tym! Z Widzewa ma bić duma i świadomość miejsca, w którym się jest. Nie mówię o pysze czy zadufaniu, ale poczuciu własnej, olbrzymiej wartości. Na tym musimy budować swój wizerunek: rodzinna atmosfera, tradycja, historia, ale też wiara w swoją wielkość. Bo ten klub mentalnie jest wielki, choć sportowo jest na razie jeszcze w III lidze.

– Pierwszym elementem twoich działań może być środowa „Widzewska Choinka”. Trzeba pochwalić klub za świetny pomysł.

– Pomysł jest faktycznie świetny, ale absolutnie nie można go łączyć z moją osobą. Jestem w klubie oficjalnie od piątku, więc nie jest to moja zasługa. Natomiast to, jak ta inicjatywa zostanie zrealizowana, to już w dużej mierze moje zadanie. Mamy wszystko zaplanowane, bardzo pomaga nam w tym OSK „Tylko Widzew”, na czele z Krzyśkiem Kaczyńskim. Wiemy już, że odwiedzi nas około tysiąc dzieciaków, które będą przygotowywać ozdoby choinkowe. Jedna z grup uszyła… osiemdziesięciometrowy łańcuch!



– Nie boicie się o losy tej choinki. Znając łódzkie realia, może być różnie…

– W ogóle się nad tym nie pochylamy. Nie sądzę, by osoby nieprzychylne Widzewowi mogłyby upaść tak nisko, by zniszczyć pracę dzieci.

– Masz dalsze pomysły na tego typu eventy?

– Dzień po „Widzewskiej Choince” organizujemy klubową wigilię, tyko dla pracowników, więc przyszły tydzień będzie trochę szalony. Później zamierzam wrócić do organizacji wydarzeń, które w ostatnich latach w zasadzie robili tylko kibice. Był taki moment, że klub najpierw upadał, a potem się podnosił i nikt o tym nie myślał. Mam na myśli wizyty w szkołach, szpitalach, domach dziecka. Jest plan, by powrócić do idei objazdów, czyli wizyt piłkarzy w fan clubach rozsianych po całej Polsce.

– Nie będziecie przy tym rezygnować ze współpracy z kibicami?

– Zdecydowanie nie! Nie będziemy przecież wyważać otwartych drzwi. Jak najbardziej będziemy stawiać na dużą współpracę ze środowiskiem kibiców. W terenie bardzo liczymy na pomoc fan clubów. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Zresztą sam dobrze wiesz, że klub jest otwarty na wszelkie inicjatywy. Fajnym pomysłem było wspólne organizowanie wyborów na „Piłkarza Miesiąca”. Na pewno z tego nie zrezygnujemy.

– Zmierzam do tego, że poprzedni właściciel spod Piaseczna w pewnym momencie odszedł od tej rodzinnej atmosfery i przekształcił klub w korporację. Ty zdajesz się być dowodem na to, że do Widzewa przychodzi człowiek, który to wszystko „czuje”, a nie facet po pięciu kursach z marketingu i zarządzania, który nie wie, w którym roku powstał klub, za to przeczytał dwieście książek.

– Myślę, że nie ma takiego zagrożenia. W klubie jest wiele osób, które są po prostu kibicami Widzewa. Wystarczy wspomnieć choćby dwóch członków zarządu czy np. Juranda, który opiekuje się sklepem oficjalnym, a który przecież wywodzi się z trybun. Nie ma Widzewie człowieka, który nie byłby jego kibicem. Nie wolno dopuścić do tego, by kiedykolwiek wróciły takie pomysły, jakie miał poprzedni właściciel. Ja jestem o to spokojny. Wystarcza mi sama deklaracja Michała Sapoty, który mówi otwarcie, że jest kibicem tego klubu.

– Sylwester Cacek też opowiadał, że pokochał Widzew przez te kilka lat…

– U Michała Sapoty widzimy jednak to, że czyny idą za słowami. Sam fakt, że chce on bardziej zaangażować się w codzienne działanie klubu, jest dowodem na jego dobre intencje. Mógłby przecież wysłać swoich ludzi do pracy, a jednak chce osobiście być na Piłsudskiego. On czuje, że jest u siebie. Nie unika kontaktu z mediami czy kibicami. To duża różnica. Tak, jak mówisz, ja chyba też jestem na to dowodem. Gdy podpisywaliśmy umowę Przemek Klementowski powiedział do mnie, że zatrudnił mnie ze spokojem, bo wie, że jestem prawdziwym widzewiakiem. Takie osoby mają pracować w klubie. Ja z tego miejsca bardzo zarządowi za to dziękuję.

– Wspominałeś, że będziesz chciał wspierać dalszy rozwój Widzew TV.

– Klubowa telewizja w tej chwili to już nie tylko transmisje z meczów, ale także wiele innych inicjatyw. Coraz większym poparciem cieszy się program Arka Stolarka „Piłsudskiego 138”. Wiem, że kibice chcieliby, żeby te odcinki były dłuższe albo częściej były emitowane. Nie chcemy jednak, żeby nastąpił pewien przesyt, dlatego trwa on tyle, ile trwa. Być może pomyślimy od nowego roku nad tym, by był nadawany co tydzień.



– Zwłaszcza, że liga nie gra do marca i ludziom będzie brakowało Widzewa.

– Pomyślimy nad tym. W grudniu będę chciał wprowadzić odpowiednią organizację, by od nowego roku już wejść w te działania siłą rozpędu. Przygotowania do rundy wiosennej, sparingi, transfery – to będzie ciekawy czas, dlatego materiału nam nie zabraknie. Nie chcemy skupiać się tylko na pierwszej drużynie. Będziemy też częstymi gośćmi w Akademii Widzewa. Zamierzamy dzięki tej otoczce medialne pozyskiwać kolejnych sponsorów. Na razie największym jest WOWP, a za nim PGE, ale chcemy ich więcej, żeby odciążyć finansowo rodziców, doposażyć drużyny w sprzęt. Pora też pokusić się o zorganizowanie w końcu jakieś poważnego turnieju młodzieży, a nie tylko jeździć po Polsce i Europie jako gość. To dla klubu duży prestiż, a dla trenerów spore doświadczenie szkoleniowe.

– Kibice wskazują też, że klubowi przydałaby się jakaś maskotka na stadionie.

– Docierają do mnie te sygnały. Sam zagłosowałem na „tak” w waszej sondzie na WTM. To dobry pomysł, bo na stadionie mamy olbrzymią ilość najmłodszych kibiców i taka maskotka byłaby dla nich frajdą. Ten temat może nie jest w klubie priorytetowy, ale mamy go na uwadze. Trzeba myśleć o wszystkich ludziach na stadionie.

– Atmosfera na meczach jest wspaniała, ale trzeba ją cały czas pielęgnować.

– Jesteśmy teraz na fali wznoszącej. Na trybunach jest znakomita zabawa, chodzą na nie całe rodziny, czego ja na Widzewie nie pamiętam. Ludzie czują się na stadionie bezpiecznie. Ale nic nie jest dane raz na zawsze! O tych ludzi cały czas trzeba dbać. W tej rundzie na meczach pojawiło się 51 tysięcy różnych ludzi, liczonych po numerach PESEL, ale trzeba zrobić wszystko, żeby było ich jeszcze więcej. Zaszczepić w Łodzi i w fan clubach zasadę, że niezależnie od poziomu sportowego, na Widzew chodzi się zawsze!

Rozmawiał Ryan


Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x