Widzew Łódź – Elfsborg Boras (14.09.1983r i 28.09.1983)

10 stycznia 2010, 16:15 | Autor:

Pierwsze spotkanie Pucharu UEFA Widzew – Elfsborg Boras odbyło się 14.09.1983r. w Białymstoku na stadionie Gwardii i była to kara nałożona na Widzew przez UEFA za rzucenie butelki w sędziego liniowego podczas rewanżowego meczu z Juventusem Turyn w Łodzi (mecz musiał się odbyć 250 km od Łodzi).

Mecz od strony piłkarskiej był słabym widowiskiem a wynik 0:0 odpowiada wydarzeniom na boisku. Goście umiejętnie się bronili a łodzianie nie potrafili złamać ich systemu obronnego i stworzyć jakichś groźniejszych sytuacji. Spotkanie warte jest przypomnienia, ponieważ od strony kibicowskiej był to największy wyjazd sympatyków Widzewa w jego historii. Do Białegostoku przyjechało wtedy ok. 5 tys. osób (ok. 600 szalikowców – pozostali to ludzie z zakładów pracy). Docierano tam autokarami, pociągiem i samochodami osobowymi. Sam mecz oglądało niespełna 40 tys. ludzi (Białystok był wtedy rozkochany w futbolu, a II ligowa Jagiellonia pukała do bram I ligi). Ciekawy był dojazd na ten mecz. Autokary z łódzkich (i nie tylko) zakładów pracy wyprzedzały się nawzajem na trasie a kulminacja nastąpiła za Warszawą na trasie do Białegostoku. Żabieniec napisał ”Przejazd przez Warszawę pamiętam do dziś – otwarte okna autokaru, wystające flagi i szaliki, głośne śpiewy. Na mijanych ulicach czy przystankach stali warszawiacy i wymachiwali pięściami, czasami trafił się kamień i widać było duże zaskoczenie wśród tych ludzi. Odczuwałem wtedy dużą przyjemność, że jako łodzianin i Widzewiak mogę oglądać pyszałkowatych warszawiaków, którzy z zazdrością patrzyli na nas jadących na mecz Pucharu UEFA (Legia wtedy nie grała w pucharach). Za Warszawą zrobił się już sznur autokarów z Widzewiakami i wyglądało to imponująco. Gdy zatrzymaliśmy się na parkingu i widzieliśmy jak przejeżdżał jeden za drugim to aż serce rosło. Nigdy już potem nie widziałem takiego widoku i cieszę się bardzo, że było to z moim udziałem. My szalikowcy siedzieliśmy w dwóch miejscach – naprzeciwko siebie na centralnych trybunach a podział był mniej więcej 400 do 200 osób. Wynikało to z tego, że dojazd do Białegostoku poszczególnych grup był różny, a stadion na długo przed pierwszym gwizdkiem był już wypełniony toteż przenosiny do jednego, wspólnego miejsca były niewykonalne. W mniejszej grupie „dowództwo” sprawowali Muzyk i Student a w większej dopingiem starał się kierować Bolo. Kibice Jagielonii bardzo nam sprzyjali i dopingowali Widzew z dużym zaangażowaniem, toteż zgoda z nimi powstawała w serdecznej atmosferze. Warto też napisać, że przed meczem gościnność białostoczczan była okazywana na każdym kroku. Po meczu część osób, która przyjechała pociągiem próbowała „łapać” się do osobowych lub autokarów (jeżeli kierowca się zgodził) i części z nich to się udało. Podroż powrotna autokarem była już bez rewelacji (w Warszawie na ulicach nie było prawie nikogo, bo była noc) natomiast o wiele ciekawsza była droga powrotna pociągiem. Ta podroż została zauważona przez warszawskie gazety i przedrukowano to przez łódzką prasę. Tekst brzmiał:

 

Opanowany przez chuliganów pociąg grozy o północy przejechał przez Warszawę. Pod takim tytułem wczorajszy Express Wieczorny zamieścił informacje, którą zapewne zainteresuje również łódzkich czytelników. Oto co m. in. napisała stołeczna popołudniówka. Najdramatyczniejszym momentem meczu w Białymstoku Widzew Lódź – Elfsborg Boras było spotkanie przygodnych pasażerów z Łodzianami na Dworcu Centralnym tuż przed północą. Przybył tam pociąg grozy ze zgrają kompletnie pijanych zwolenników Widzewa. Początkowo tylko śpiewy oczywiście wulgarne. Wiadomo Warszawa, a więc trzeba dokopać Legii. Jeden z przypadkowych obserwatorów nieśmiało bąknął, że nie tędy droga do sukcesu. Dostał w bufet, a potem pijana banda biła kogo popadło. Część pasażerów wysiadła. Ponad przyjemność podróżowania z kibicami Widzewa wolała twarde ławki na warszawskim dworcu. W końcu pociąg odjechał. Kibice odjechali w komplecie – przynajmniej do następnej stacji. Na peronie pobici. Jedyna ich wina był fakt przebywania w Warszawie.

 

Na następnym meczu ligowym nazwiska zatrzymanych osób były odczytywane przez głośniki na stadionie (wśród nich znalazło się miejsce dla ponad trzydziestoletniego wówczas Bosmana). Dla Białegostoku ten mecz był świętem w mieście i wydawano nawet okolicznościowe gazetki, a o meczu pisano na pierwszych stronach lokalnych gazet. Miejscowi działacze dziękowali Widzewowi, że ten zlokalizował mecz w Białymstoku.

Mecz rewanżowy, który się odbył 28.09.1983r. był pod względem piłkarskim dużo bardziej ciekawy. Padły w nim cztery bramki, przy czym trzy z nich w ostatnich 10 minutach spotkania. Gospodarze objęli prowadzenie w 28 min. po strzale Svenssona i utrzymywali ten korzystny rezultat do 80 min. kiedy to wyrównał K. Kajrys. Elfsborg chcąc przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę zaryzykował i został szybko, bo już w 84 min. skarcony. Bramkę dla Widzewa zdobył D. Dziekanowski, a rozluźnieni łodzianie pozwolili jeszcze szybciej na wyrównanie. W 86 min. bramkę strzela Bergtroem i to jest wszystko, co osiągnęli gospodarze. Widzew Łódź awansował do kolejnej rundy.