Matuszewski o Villanuevie: „Spokojnie odnajdzie się w I lidze”
14 sierpnia 2021, 19:30 | Autor: MateuszNajnowszy nabytek Widzewa Łódź, Daniel Villanueva, zdobył dziś swoją pierwszą bramkę w klubie, choć na razie tylko w zespole rezerw. Napastnik z Hiszpanii wciąż jest jednak postacią anonimową dla polskich kibiców. O bliższą charakterystykę postanowiliśmy więc zapytać Marcina Matuszewskiego, właściciela I-N-I Music & Sport Agency, który był odpowiedzialny za jego transfer. Co powiedział?
– Jak scharakteryzowałby pan Daniela Villanuevę?
– Villa to piłkarz typu „żywe srebro”, który charakteryzuje się bardzo dużą mobilnością, wszędobylskością i szybkością – zwłaszcza na tych pierwszych kilku krokach – oraz taką typową „szybką nogą”. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, jak będzie się prezentował po długiej przerwie i jak szybko wróci do optymalnej dyspozycji. Na pewno zajmie mu to jeszcze chwilę, przynajmniej tak zakładam, choć możliwe, że mnie pozytywnie zaskoczy. Do tego jest to zawodnik wykazujący się dużym taktycznym zrozumieniem gry, posiadający zmysł wykończenia akcji. W Hiszpanii większość życia grał jako środkowy napastnik, gdzie w tamtejszych ligach jego gabaryty nie przeszkadzały. Ważniejsze było to, że potrafił grać jeden na jeden i posiadał instynkt snajpera. Ale jest to jednocześnie gracz, który cofa się do rozegrania, może też grać za plecami napastnika bądź na skrzydle, posiada umiejętność kreacji, „ostatnie podanie” i tak dalej. Ogólnie, cała gra rezerw Villarrealu, w których najczęściej go oglądałem, opierała się o szereg zawodników o podobnych, skromnych gabarytach, którzy byli nieustannie w ruchu, wykazywali się zrozumieniem taktyki, zrozumieniem kombinacyjnej piłki oraz wymiennością pozycji, jak i umiejętnościami indywidualnymi, dzięki czemu wprowadzali duży zamęt w szeregach przeciwnika.
– Przyjęło się mówić, że I liga to rozgrywki bardzo twarde. Jak odnajdzie się tu Villanueva, który nie imponuje warunkami fizycznymi?
– Moim zdaniem, jeżeli mamy w garnku dużo zupy o jednym smaku i chcemy jakoś ją wzbogacić, to nie dodajemy więcej tego samego składnika, tylko taki, który jest po przeciwnej stronie skali, a który będzie jednocześnie harmonizował resztę dania, że tak to ujmę w malowniczą przenośnię. Oczywiście można ładować do ligi kolejnych zawodników typu „dąb” lub „drwal”, ale czy to wpłynie na podniesienie jakości tych rozgrywek? Moim zdaniem niekoniecznie. Jak dla mnie, zwłaszcza przy takim trenerze jak Janusz Niedźwiedź, przy takim sztabie i tej filozofii gry, zawodnik taki jak Dani jest jak najbardziej na miejscu. Tomek Frankowski ma 172 cm wzrostu – i nie przeszkodziło mu to w zdobyciu 168 bramek w Ekstraklasie. A zawodników na pozycji „10” czy skrzydłowych o takich gabarytach znaleźć można bez liku. Również w I lidze – gdy spojrzymy na Serhija Krykuna, który był chyba najlepszym skrzydłowym w poprzednim sezonie, to przecież nie jest „gigant”. Myślę, że Dani spokojnie się odnajdzie w tych rozgrywkach. Oczywiście w Hiszpanii piłka jest bardziej techniczna, ale Segunda B to również nie jest liga, w której zawodnicy głaszczą się po głowach zamiast twardo walczyć. Moim zdaniem na tym polu nie powinno być problemu.
– Wspominał pan w jednej ze swoich poprzednich wypowiedzi, że Villaneuva to zawodnik, który w wysokiej formie ocierał się o grę w La Liga. Jakie były kulisy jego przejścia do pierwszoligowego Widzewa?
– Może rozwinę to, co miałem na myśli. Chodziło mi o to, że Dani był regularnie zapraszany na treningi pierwszego składu Villarrealu. Dyrektor sportowy tego klubu wspominał, że jego zdaniem Dani to zawodnik najbliższy trafienia do pierwszego zespołu spośród chłopaków z jego rocznika, a mówimy o naprawdę poważnym zespole w skali Europy. Do Granady również nie przychodził jako zawodnik stricte drugiego zespołu, tylko jako gracz, który chwilę musi się jeszcze zapoznać z seniorską piłką, ale który był już zapraszany na sparingi i treningi pierwszego zespołu. To miałem na myśli mówiąc, że to piłkarz, który ocierał się o poziom La Liga. Nie jest przy tym tajemnicą, że Villanueva naprawdę długo nie grał. Najpierw rozgrywki Segunda B zawiesili przez pandemię COVID-19 (do La Ligi nie był zgłoszony i nie można było tego w tym punkcie sezonu zmienić), a kiedy miały już zostać wznowione, to Dani odniósł poważną kontuzję w trakcie jednego ze sparingów. Jego noga została złamana w piszczeli i musiał pauzować przez dziesięć miesięcy. Siłą rzeczy, po takiej przerwie trudniej było aspirować do Ekstraklasy czy ligi tego typu, trudniej byłoby tam o szybki powrót do regularnej gry. Kiedy Granada rozwiązała z nim kontrakt, mógł zostać w Hiszpanii, ale trafiłby prawdopodobnie znowu na poziom Segunda B, a z niego trudno jest przebić się przez „szklany sufit” do wyższych lig. Ponieważ Dani jest przeinteligentnym chłopakiem, z bardzo otwartą głową, doszedł do wniosku ze swoimi agentami z Wassermana – z którymi bardzo blisko współpracuję – że najlepszym rozwiązaniem będzie zmiana ligi. Pójście tam, gdzie jeszcze bardziej będzie wyróżniał się na plus swoimi cechami, które w Hiszpanii i tak go już wyróżniały, ale nie aż tak, jak będą go wyróżniały na przykład w Polsce.
– Dla Villanuevy Widzew jest pierwszym zagranicznym klubem. Czy może powstać problem związany z trudnością w aklimatyzacji w zupełnie nowym otoczeniu?
– To jest chłopak, który mówi w miarę komunikatywnie po angielsku, mimo że nie uczył się tego języka jakoś intensywnie i długo. Tak jak wspominałem, Dani jest człowiekiem o bardzo otwartej głowie i fajnym nastawieniu, czym między innymi ujął sztab trenerski i pion sportowy Widzewa. Moim zdaniem nie będzie najmniejszego problemu z aklimatyzacją. Szybko odnalazł się w zespole, z tego co wiem, szatnia również dobrze go przyjęła.
– Jak scharakteryzowałby pan go jako człowieka? Co może wnieść do widzewskiej szatni, oczywiście poza umiejętnościami piłkarskimi?
– Na pewno nie zostaje się kapitanem hiszpańskiej reprezentacji do lat 17 przez przypadek. Poza wspomnianymi wcześniej elementami charakteru, musiał mieć więc również cechy przywódcze. Oczywiście nie zakładam, że wejdzie do szatni i zacznie nią rządzić – bo jest nadal młodym, zagranicznym zawodnikiem, który nie mówi po polsku i nigdy nie grał w piłkę poza swoim krajem. Z pewnością jest jednak człowiekiem, który „ciągnie innych w górę” swoim nastawieniem i sposobem bycia. Dodatkowo istotna kwestia jest taka, że nie zauważyłem u niego ani grama gwiazdorstwa czy „primaballerinizmu”, których można byłoby się poniekąd spodziewać po młodym graczu, który wyszedł z poważnego klubu, jakim bez wątpienia jest Villarreal. Tymczasem tutaj podejście jest w stu procentach „z nogami twardo na ziemi”, pozytywne w pełnym znaczeniu tego słowa.
– Jakie są jego cele na nadchodzący sezon?
– Myślę, że nie ma sensu stawiania sobie celów, zwłaszcza po powrocie po długiej kontuzji. Mówię o celach typu pięć bramek, dziesięć asyst czy cokolwiek takiego. Celem jest wychodzić w każdym meczu na taką liczbę minut, na jaką „fabryka pozwala” – i dawać z siebie maksa dla zespołu, by ten osiągał jak najlepsze wyniki. Być może Dani zadebiutuje szybko, być może będzie musiał jeszcze poczekać. Być może stosunkowo szybko jego organizm pozwoli mu na grę w większym wymiarze czasowym, być może na razie będą musiały być to końcówki spotkań. Z tego co wiem, jak na zawodnika po tak długiej przerwie, na badaniach wydolnościowych nie wyglądał dramatycznie, wręcz zaskakująco dobrze. Oby więc udało mu się wejść do gry jak najszybciej. Należy jednak pamiętać, że to piłkarz wracający po kontuzji, więc nie ma też sensu, by ze strony kibiców na siłę naciskać na jego jak natychmiastowe wejście do gry na pełnych obrotach.
Rozmawiał Mateusz Chudzicki