28 lat temu Widzew sięgnął po czwarte mistrzostwo Polski!
18 czerwca 2025, 08:35 | Autor: RyanDziś mija 28 lat od momentu, w którym drużyna Widzewa Łódź została po raz czwarty mistrzem Polski. Tytuł zapewniła sobie po meczu, który przez wielu uznawany jest za jeden z najbardziej dramatycznych i ekscytujących spotkań w historii polskiej piłki.
Do sezonu 1996/1997 czerwono-biało-czerwoni przystępowali jako obrońca tytułu. W dodatku rok wcześniej sięgnęli po najważniejsze krajowe trofeum nie przygrywając żadnego meczu! To sprawiło, że w kolejnych rozgrywkach hasło „bij mistrza” działało z jeszcze większą siłą. Każdy chciał utrzeć nosa niepokonanym piłkarzom Franciszka Smudy, a najbliżej tego ponownie była Legia Warszawa. Losy mistrzostwa znów zależały od rywalizacji dwóch odwiecznych przeciwników. Jeśli dodamy do tego fakt, że latem ze stolicy do RTS przenieśli się dwaj kluczowi zawodnicy: bramkarz Maciej Szczęsny oraz pomocnik Radosław Michalski, mamy przepis na dreszczowiec przez wielkie D.
Obie ekipy zaczęły kampanię od falstartu. Po dwóch pierwszych kolejkach łodzianie mieli na koncie dwa punkty, legioniści trzy. Dopiero za trzecim razem Widzew odniósł zwycięstwo, w dodatku okazałe, bo 4:0 pokonał Stomil Olsztyn. Później stała się rzecz, jakiej kibice nie widzieli przez ponad rok – ich zespół doznał porażki! Serię trzydziestu siedmiu meczów bez przegranej przerwał GKS Bełchatów. Ten zimny prysznic podziałał jednak na zawodników Smudy pozytywnie. W trzech kolejnych potyczkach zainkasowali komplet punktów, nie tracąc gola. W następnych starciach zaliczyli dwa remisy i sześć razy wygrali.
16 listopada 1996 roku doszło do pierwszego spotkania pomiędzy kandydatami do mistrzostwa. „Wojskowi” przyjechali na Piłsudskiego mając punkt więcej, dzięki czemu przewodzili w tabeli. Mecz nie był jednak porywającym widowiskiem, długo wydawało się, że padnie w nim bezbramkowy remis. Jedynego gola strzelił w 80. minucie Jacek Dembiński, inny arcyważny zawodnik, sprowadzony przez Andrzejów Grajewskiego i Pawelca przed sezonem. Zwycięstwo pozwoliło widzewiakom strącić konkurentów na pozycję wicelidera i zyskać przewagę psychologiczną przed drugą częścią rozgrywek. Do zakończenia pierwszej pozostały jednak jeszcze dwie kolejki. Łodzianie najpierw rozbili na wyjeździe Raków Częstochowa 4:0, a przed przerwą zimową rzutem na taśmę uratowali punkt w Lubinie. Wynik tego drugiego starcia miał duże znaczenie dla układu tabeli, bowiem Legia dwa ostatnie spotkania wygrała i ostatecznie oba zespoły zakończyły rok z identycznym dorobkiem!
O wszystkim znów miał decydować przebieg rundy wiosennej. Ta zaczęła się dla obrońców tytułu jeszcze gorzej niż jesień, bo od domowej derbowej porażki z ŁKS, a następnie przegranej w Olsztynie! Zawodnikom „Franza” znów udało się sięgnąć po pierwsze zwycięstwo dopiero w trzecim pojedynku, a następnie zaliczyli kolejną wpadkę, remisując 0:0 z Hutnikiem Kraków. Margines błędu praktycznie przestał istnieć i trzeba było wziąć się do roboty. Na szczęście wkrótce drużyna odpaliła, i to jak! Wygrała dziesięć kolejnych starć (jedno walkowerem z powodu wycofania się Sokoła Tychy)! Stołeczny rywal w tym czasie również ani razu nie przegrał, ale przydarzyły mu się dwa remisy.
Do rozegranego 18 czerwca 1997 roku rewanżu podopieczni trenera Mirosława Jabłońskiego przystępowali więc z jednym punktem straty, ale z przewagą własnego boiska. Tym razem na stadion przy Łazienkowskiej wpuszczono dużo mniej kibiców z Łodzi (było ich siedmiuset, a rok wcześniej trzy tysiące), samemu szykując się na wielkie świętowanie. Spotkanie rozgrywane było w środowe popołudnie, co było nietypowym terminem jak na ligowy klasyk, zwłaszcza o takiej stawce. Transmisja telewizyjna na żywo miała miejsce w stacji Canal Plus, z kolei Telewizja Polska mogła zaprezentować jedynie przebieg drugiej połowy, w dodatku z godzinnym poślizgiem.
Mecz zaczął układać się po myśli „Wojskowych” od 11. minuty, gdy wynik otworzył Cezary Kucharski. Widzewiacy starali się zareagować, ale w pierwszej połowie nie grali swojej piłki i finalnie zeszli na przerwę z jedną bramką straty. Gdy w 57. minucie na 2:0 trafił Sylwester Czereszewski, trybuny eksplodowały z radości, zaczynając fetowanie mistrzostwa. Zwycięstwo dawało piłkarzom Jabłońskiego dwa punkty przewagi i w perspektywie wyjazd do Katowic w ostatniej kolejce. Pokonanie łodzian teoretycznie nie gwarantowało więc tytułu, ale nikt nie wierzył, że Legia nie postawiłaby kropki nad i w potyczce z GKS. Gdy starcie zmierzało do końca, doszło do momentu zwrotnego – kontuzji prowadzącego zawody ŚP. Andrzeja Czyżniewskiego. Na kilka minut spotkanie zostało wstrzymane, by udzielić arbitrowi wsparcia medycznego. Przerwa źle wpłynęła na gospodarzy, wybijając z ich rytmu. Po wznowieniu gry doszło do jednego z największych zwrotów akcji w historii polskiej ligi. Najpierw, w 86. minucie, kontaktowego gola zdobył Sławomir Majak, a dwie minuty później na 2:2 trafił głową Dariusz Gęsior. Stołecznych fanów ogarnęła czarna rozpacz, a w sektorze gości nastąpiła trudna do opisania słowami euforia. Pikanterii dodał fakt, że natychmiast golem odpowiedzieli legioniści, ale ten słusznie nie został uznany z powodu spalonego. W 90. minucie śmiertelny cios wyprowadził Andrzej Michalczuk i Widzew wygrał, zdobywając trzy bramki w pięć minut. Dzięki wygranej ekipa Smudy miała już matematycznie zapewnione czwarte mistrzostwo Polski! Zaczęło się wielkie świętowanie, które oczywiście przeniosło się także na stadion w Łodzi, na który po kilku godzinach dotarli bohaterowie tego środowego czerwcowego popołudnia.
W ostatniej kolejce na Piłsudskiego przyjechał Raków. Łodzianie nie musieli się już wysilać, ale grając na pełnej swobodzie pokonali częstochowian aż 5:1. Wszystkie pięć goli zdobył Dembiński, któremu do korony króla strzelców zabrakło jednego trafienia. Szkoda, ale mało kto się tym przejmował. Liczyło się tylko to, że Widzew znów był najlepszy w kraju i znów utarł nosa Legii na oczach jego kibiców.
Kadra Widzewa w sezonie 1996/1997:
Bramkarze
Marcin Ludwikowski, Tomasz Muchiński, Maciej Szczęsny
Obrońcy
Marek Bajor, Daniel Bogusz, Ulrich Borowka, Tomasz Łapiński, Mirosław Szymkowiak, Paweł Wojtala
Pomocnicy
Alexandru Curtian, Ryszard Czerwiec, Dariusz Gęsior, Paweł Miąszkiewicz, Andrzej Michalczuk, Radosław Michalski, Piotr Szarpak, Zbigniew Wyciszkiewicz
Napastnicy
Marek Citko, Jacek Dembiński, Marek Koniarek, Sławomir Majak, Rafał Siadaczka, Marcin Zając
Trener: Franciszek Smuda
Ale to była paka!
Skąd przeświadczenie, że przerwa z powodu kontuzji sędziego źle wpłynęła na legionistów wybijając ich z rytmu? Może ona dobrze wpłynęła na Widzew dając im dodatkową motywację?
Jedno nie wyklucza drugiego…
Spójrzcie jakich trzeba i ilu trzeba mieć napastników (pomijam wpisanie tam Majaka i Siadaczki), żeby walczyć o mistrzostwo….
A co mamy teraz….
Taktyka i ustawienie się zmieniły.Kiedys norma było granie na dwóch z przodu,teraz zazwyczaj jest jeden.W dodatku z sześciu napastników jeden odszedł w przerwie zimowej a trzech to pomocnicy.Wiec napastników mieliśmy dwoch-Dembinski i Zajac
To były czasy! 6 napastników! I to jakich!!!
To teraz z Panem Dobrzyckim po piate Mistrzostwo Polski !
Potrzeba co najmniej 2 klasowych napadziorów.
Ta na pewno w tym sezonie , czołowe drużyny ekstraklasy nawet teraz mają dużo lepsze składy od Widzewa do tego oni mają trzon drużyny zgrany od lat a nie jak Widzew prawie cała drużyna do wymiany z przypadkowych sobie zawodników . Przecież taki Lech,Legia czy Jaga a może nawet Pogoń mają większe budżety od Widzewa z Dobrzyckim
Jaka to była w tedy ekipa piłkarzy to szok!!! DZIĘKUJEMY!!!!!
Dobijamy do 30 lat… Świetna okazja na powrót na tron!
Citko Majak Siadaczka to napastnicy?Od kiedy?