T. Phibel: „Cacek nigdy mnie nie oszukał”
9 lutego 2014, 11:16 | Autor: RyanThomas Phibel był jednym z najbardziej kontrowersyjnych piłkarzy, jacy w ostatnich latach występowali w Widzewie. Choć sam zawodnik mocno broni się przed tym określeniem, to trudno ukryć, że budził wśród kibiców skrajne emocje. Jedni go o wszystko obwiniali inni starali zrozumieć. Portal WTM przeprowadził ciekawą rozmowę z byłym obrońcą łódzkiej drużyny, w której Francuz zdradza kulisy wielu spraw i przede wszystkim przedstawia swój punkt widzenia.
– Thomas, co Cię sprowadza do Łodzi?
– Mam trochę wolnego w Amkarze, więc postanowiłem wpaść, odwiedzić przyjaciół. Jutro lecę już na trochę do Belgii i wracam do Rosji.
– W Widzewie przylgnęła do Ciebie łatka kontrowersyjnego, choć mocno się przed tym bronisz.
– Co Ty mówisz, stary?! Jestem normalnym gościem, jak każdy inny.
– Czyli Mario Balotellego przypominałeś jedynie ze względu na fryzurę? (śmiech)
– Jestem zwykłym człowiekiem. Nie wiem skąd takie opinie na temat mojej osoby. Może ludzie oceniają mnie pod kątem tego, co usłyszą lub przeczytają w gazetach? To wszystko bzdury!
– Dziennikarze potrafią nieźle podkoloryzować. W pewnym momencie stałeś się tematem nr 1 w działach sportowych. Wymyślano gdzie jesteś i kiedy wrócisz albo, że na stadion przyszedłeś z własną mamą.
– Szkoda gadać. W Łodzi jest nawet taki łysy facet, który potrafił podejść do mnie na Gali Ekstraklasy, żeby pogadać niby prywatnie. Zamieniłem z nim kilka słów, a potem przeczytałem tą rozmowę w jego serwisie internetowym, bo miał pod marynarką ukryty dyktafon i wszystko rejestrował. Tak działają niektórzy dziennikarze.
Co do mamy, to często odwiedzała mnie w Łodzi, to chyba normalne, że rodzic chce od czasu do czasu spotkać własnego syna, nie?
– Do Polski przyleciałeś się przede wszystkim odbudować?
– Tak. Po kłopotach osobistych zamierzałem skupić się na odbudowaniu pozycji sportowej.
– Czyli Widzew z góry miał być dla Ciebie wyłącznie przystankiem w dalszej karierze?
– Nigdy nie ukrywałem, że Widzew i liga polska, to nie szczyt moich piłkarskich ambicji. Z całym szacunkiem dla tego klubu, ale miał być dla mnie dobrą trampoliną do lepszej ligi. Dawałem mu jednak to, co mogłem najlepszego, więc o żadnym cwaniactwie, czy wykorzystaniu nie ma mowy.
– Po przyjściu do Łodzi szybko wywalczyłeś miejsce w pierwszym składzie, stałeś się też rozpoznawalny w całej lidze, głównie z uwagi na twardą grę.
– Twardą? Chłopie, twarda to ona może była w pierwszych trzech meczach. Potem zobaczyłem jak do poważnej, męskiej gry podchodzą polscy sędziowie i musiałem zluzować, bo inaczej w każdym meczu schodziłbym do szatni przed czasem (śmiech).
– Chyba Ci się udało połączyć skuteczność w defensywie z dbaniem o przepisy, bo przez ponad 20 meczów nie zobaczyłeś kartki.
– To też świadczy – mówiąc nieskromnie – o moich umiejętnościach. Szkoda, że ludzie tak szybko zapomnieli o tym, co było dobre, kiedy słabiej zaprezentowałem się w meczu z Górnikiem.
– W rozmowie z nami trener Mroczkowski mówił, że w końcówce poprzedniego sezonu grałeś niemal za darmo, ale nie odstawiałeś nogi, walczyłeś za tą drużynę.
– Miałem rozmowę z trenerem i tak się umówiliśmy. Zacisnąłem zęby i zasuwałem, bo chciałem pomóc drużynie utrzymać się w ekstraklasie. To nie jest tak, że przyszedłem z zadartym nosem, kopnąłem piłkę kilka razy, żeby zwrócić na siebie uwagę skautów i uciec. Po sezonie jednak miałem otrzymać wolną rękę w transferze do innego klubu, a sam wiesz, jak to wszystko wyglądało.
(Rozmowę na chwilę przerywa nam kilkuletni kibic Widzewa, który w towarzystwie mamy podchodzi do naszego stolika i prosi Thomasa o autograf, który bez zająknięcia otrzymuje)
– Widzę, że wciąż jesteś w Łodzi rozpoznawalny (śmiech).
– Fajnie, że możesz być dla kogoś miłym wspomnieniem, a nie tylko tym, któremu się popieprzyło w głowie. Jak to o mnie ludzie mówią (śmiech).
– Problemy z Tobą zaczęły się w momencie, kiedy długo nie wracałeś z urlopu. Drużyna pomału kończyła przygotowania, a Ty odpoczywałeś. To nie fair zwłaszcza wobec kolegów.
– Po pierwsze, to nie leżałem do góry brzuchem, tylko codziennie zasuwałem, by wypracować formę. Po drugie moje spóźnienie nie wynikało z lenistwa, czy braku odpowiedzialności. Ludzie w klubie opowiadali mi różne bzdury, karmili tanimi kłamstwami, obiecywali, że kasa wkrótce się znajdzie, bylebym siedział cicho i pokornie grał. Pod koniec sezonu doszło nawet do tego, że sam musiałem sobie opłacać mieszkanie, co zgodnie z warunkami umowy miał robić klub. Kiedy przestali płacić cokolwiek, to ja w końcu przestałem opłacać mieszkanie i trzeba było je opuścić. Rozumiesz to? Jesteś w niby profesjonalnym klubie, chcesz też być profesjonalistą, przychodzić na trening/mecz i mieć wolną głowę, być skupionym tylko na piłce. A jak się tu koncentrować, jak nie masz kasy na życie, a jeszcze musisz hotel opłacić, żeby mieć gdzie mieszkać?
Skoro oni nie byli wobec mnie szczerzy, okłamywali mnie i zwodzili, wykazywali się brakiem szacunku, to dlaczego ja miałem posłusznie wracać?
– W końcu jednak to zrobiłeś.
– Tak, bo mój agent powiedział mi, że w klubie są przygotowani, by obsypać mnie karami i dzięki temu wymuszą zmniejszenie zaległości wobec mnie. Spakowałem się więc i wróciłem.
– Zagrałeś przeciwko Legii i nie wyglądało to najlepiej w Twoim wykonaniu.
– A w czyim wyglądało? Wszyscy graliśmy i wszyscy przegraliśmy 1:5. Abbes, z którym grałem na stoperze też popełniał błędy, a wszyscy przyczepili się do mnie.
– Może dlatego, że po meczu znów zniknąłeś?
– Nigdzie nie zniknąłem, sam dobrze o tym wiesz. Pisało się o mnie różne bzdury, że wyjechałem bez wiedzy trenerów, że szukam nowego klubu itd.
– Ktoś nawet znalazł Cię na zdjęciu podczas treningu Crystal Palace.
– To ciekawe, bo ja nigdy w życiu nie byłem w Londynie! Nawet na zakupach tam nie byłem (śmiech). Sprawa z Crystal Palace upadła, bo zaniedbał to menedżer, z którym już nie współpracuję. Ten gość przez cały mój pobyt w Polsce może raz mnie odwiedził. Jego interesowała tylko kasa, którą dla niego zarabiam, a nie to, co się ze mną dzieje, jakie mam problemy. Więc się rozstaliśmy.
– To co się z Tobą działo wtedy po meczu na Łazienkowskiej?
– Musiałem uregulować sprawy z przeszłości. Dostałem wezwanie do sądu w Maastricht związane z tym feralnym wypadkiem samochodowym, o którym wszyscy już wiedzą. Zaraz po meczu powiedziałem działaczom, że muszę lecieć do Holandii, pokazałem im dokumenty z nakazem stawiennictwa. Dobrze wiedzieli, że muszę lecieć, dokąd i po co, a mimo to zaczęli mnie blokować. Michał Wlaźlik nie chciał słyszeć o moim wyjeździe, kazał mi być w poniedziałek na treningu. Ja jednak nie mogłem zlekceważyć tego wezwania i poleciałem.
Później klub, zaczął opowiadać bzdury w mediach, że nie wiedzą gdzie jestem itd. Wlaźlik, to straszny mięczak (wyp. oryg. – „Pussy”), wiele razy zachował się nie fair. Teraz mogę to powiedzieć, nikt mi już nie wlepi kary, bo nie jestem zawodnikiem Widzewa.
– Z trenerem Mroczkowskim miałeś dobre relacje?
– Raczej tak, nic do niego nie mam. Chociaż uważam, że to nie jest dobry trener. On jest za miękki na ten zawód, nie ma posłuchu. Tak naprawdę jedyną osobą, o której w Widzewie nie mogę powiedzieć złego słowa, jest Sylwester Cacek.
– Wielu kibiców zaskoczy taka opinia.
– Ale taka jest prawda. Jak on coś powie, to tak jest. Jak przyszło do załatwiania spraw związanych z transferem, to on się w to włączył i wszystko udało się szybko załatwić. Ci niepoważni ludzie w klubie bez niego nie dałyby sobie rady. Cacek nigdy mnie nie oszukał!
– Z Twoich słów rysuje się czarny obraz klubu zarządzanego przez grupę nieudaczników, w którym jest wielki bałagan i same negatywne działania. A to chyba grube przejaskrawienie!
– To nie tak. Pytasz, więc odpowiadam. Chętnie zgodziłem się z Tobą porozmawiać, bo chcę żeby moja wersja prawdy dotarła do wszystkich kibiców, którzy o wielu sprawach nie wiedzą, a mnie oskarżają. Może dzięki temu wywiadowi ktoś zacznie mnie inaczej postrzegać.
W klubie nie pracują sami nieudacznicy, absolutnie! Mam wiele pozytywnych kontaktów w Widzewie. Świetną pracę wykonywali ci, którzy zazwyczaj są w cieniu. Mam na myśli ludzi od czarnej roboty, masażystów, specjalistów od sprzętu, magazynierów. Oni zawsze są z boku, mało kto wie, że należy im się wielki szacunek.
– Z Łodzi, też masz jakieś miłe wspomnienia?
– Same dobre. To naprawdę super miasto, w niczym nie odbiega standardom tym na zachodzie Europy. Czułem się tutaj bardzo dobrze i jak widzisz wracam w wolny dzień w klubie, żeby odwiedzić znajomych, zrelaksować się w łódzkich knajpach.
– Próbowałeś sił w Charkowie, ale nie wyszło. Żałujesz?
– Wtedy bardzo żałowałem. Metalist, to zupełnie inny świat nie tylko przy Widzewie, ale przy całej polskiej lidze. Świetnie zorganizowany klub z niesamowitą bazą treningową, która zrobiła ogromne wrażenie na samym Cristiano Ronaldo. Gdyby nie wykluczenie klubu z europejskich pucharów, to grałbym właśnie w Charkowie, wszystko było dogadane.
– Trafiłeś jednak do Amkaru Perm, ligi jeszcze silniejszej, niż ukraińska.
– Tak, Rosja ma silną ligę, poziom tutaj jest zdecydowanie wyższy, jak w Polsce, czy na Ukrainie. Udało mi się jednak załapać do składu, wywalczyć pewne miejsce w pierwszym zespole. Co ciekawe sędziowie są tu jeszcze bardziej przewrażliwieni na punkcie twardej gry, jak w polskiej lidze, więc znów musiałem się nieco przestawić. Teraz jest ok.
– Pojawiały się sygnały, że sytuacja finansowa w Amkarze też zaczyna odbiegać od normy.
– Tak, ale tutaj nie ma zagrożenia, że zostanę na lodzie. Mam 100% pewność, że klub wypłaci wszystkie zaległe pieniądze, więc mogę poczekać te 3-4 tygodnie. I faktycznie tak jest. Nie ma obaw, że ktoś Cię wyrzuci z mieszkania, bo klub nie zapłacił.
– Wcześniej mogłeś odejść do Lecha, było jakieś zainteresowanie ze strony Legii.
– Z Legią nie było o czym gadać. Ze względu na kibiców nigdy bym tam nie przeszedł. Z Lechem faktycznie rozmowy były zaawansowane, ale jak w Poznaniu usłyszeli, że muszą za mnie zapłacić 300 tys. euro, to zrezygnowali.
– Ostatecznie transfer do Amkaru został tak przeprowadzony, że Widzew zarobi na Tobie. Padają kwoty 200 i 350 tys. euro. Która jest właściwa?
– W sumie, to obie. 200 tys. Widzew miał dostać do końca 2013 roku i kolejne 150 tys. w 2014. Te pieniądze wypłacić mam jednak nie ja, a agencja menedżerska, która pośredniczyła w transferze. Wyszło na to, że wszyscy są zadowoleni, Amkar ma obrońcę, ja lepszy klub, a Widzew bardzo potrzebne pieniądze.
– Na Twoje miejsce przyszedł do drużyny Kevin Lafrance. On też odcierpiał swoje w Łodzi.
– Kevin, to mój dobry kolega. Ja go polecałem Widzewowi, bo wiem, że to świetny piłkarz. Pierwsze mecze miał znakomite, później zrobiono z niego kozła ofiarnego, bo strzelił dwa-trzy samobóje. Normalna rzecz w tym klubie: zesłano go do rezerw, pod pretekstem braku zaangażowania. Ty byłbyś zaangażowany, gdyby Cię o wszystko obwiniano i do tego dostawałbyś 3,5 tys. na rękę, bo obiecani sponsorzy obrazili się i nie chcieli płacić więcej?
– Ale wrócił, nowy trener znalazł dla niego miejsce na pozycji defensywnego pomocnika. Może sprawa dobrze się zakończy, skoro podano sobie ręce.
– Oby, życzę mu jak najlepiej.
– Słyszałem, że jesteś wielkim fanem PSG.
– Tak, od dziecka kibicuje Paryżanom, w końcu to moje rodzinne miasto. Wreszcie PSG ma szansę, by odnosić wielkie sukcesy.
– Bywałeś na trybunach Parc de Princes?
– Tak, ale tylko na trybunie honorowej, bilety załatwiali mi koledzy z zespołu. Sektory dla zagorzałych kibiców, to nie dla mnie.
– A jacy kibice są w Rosji?
– Tutaj najlepszą renomę mają fani CSKA Moskwa i Zenitu St. Petersburg, ale dla mnie i tak najlepsi są kibice Widzewa i to nie jest żadna kokieteria, serio!
Największe wrażenie zrobił na mnie mecz z Legią, w którym nie mogłem grać z powodu kartek. Stałem wtedy przy tunelu prowadzącym do szatni i wsłuchiwałem się w doping Zegara. To było coś niesamowitego! W trakcie meczu skupiasz się na grze i nie zwracasz na to uwagi. Pozdrawiam wszystkich kibiców Widzewa!
– No właśnie, fani są lekko przewrażliwieni na punkcie wygłaszanych sympatii do nich przez różnych zawodników. Zazwyczaj nie dają się nabierać na tzw. „szalik w szafie”.
– Nie chcę się nikomu podlizywać. Z resztą jako dowód mojego szacunku niech posłuży mój gest w Poznaniu. Po spotkaniu z Lechem zdjąłem koszulkę meczową, pod którą miałem drugą z napisem „Stadion dla Widzewa tylko na Widzewie”. Nikt inny na to nie wpadł, a ja to wymyśliłem sam, bo widziałem, że kibice walczą o stadion i mieli nawet jakiś protest na mieście kilka godzin wcześniej. Zrobiłem to z powodu szacunku dla kibiców oraz tych ludzi z klubu, którzy o ten stadion walczyli.
Rozmawiał Ryan







Górnik Zabrze
Wisła Płock
Jagiellonia Białystok
Cracovia
Raków Częstochowa
Radomiak Radom
Lech Poznań
Korona Kielce
Zagłębie Lubin
Lechia Gdańsk
Widzew Łódź
Pogoń Szczecin
GKS Katowice
Motor Lublin
Legia Warszawa
Arka Gdynia
Termalica Nieciecza
Piast Gliwice
Legia II Warszawa
Warta Sieradz
ŁKS Łomża
Ząbkovia Ząbki
Wigry Suwałki
Wisła II Płock
Świt Nowy Dwór Maz.
Broń Radom
KS CK Troszyn
Lechia Tomaszów Maz.
Olimpia Elbląg
Widzew II Łódź
Jagiellonia II Białystok
GKS Bełchatów
Mławianka Mława
GKS Wikielec
KS Wasilków
Znicz Biała Piska