Fragment książki „Wielki Widzew”
25 listopada 2023, 13:00 | Autor: BercikOd zeszłego tygodnia dostępna jest reedycja książki Marka Wawrzynowskiego pod nazwą „Wielki Widzew”, wydaną przez wydawnictwo SQN. Prezentujemy Wam jeden z jej fragmentów – dotyczący Wiesława Wragi.
„Doskonałą metaforą losu Widzewa jest życiorys Wiesława Wragi. To jednocześnie idealne epitafium dla drużyny. Właśnie ten malutki skrzydłowy stał się jednym z symboli nowego Widzewa. Starych wojowników zastępowali młodzi, utalentowani gracze, brutalność zastępowano polotem. Ambicją Sobolewskiego było zebranie najbardziej obiecujących w kraju piłkarzy i stworzenie z nich najlepszej drużyny. Do tego miało dojść kilka gwiazd, których transfery z różnych przyczyn okazały się niewypałami.
Wraga miał być nie tylko jednym z liderów Widzewa na lata, ale też etatowym reprezentantem. I pewnie tak by się stało, zapewne byłby jednym z najlepszych polskich zawodników swoich czasów, bo miał ku temu wszelkie dane, gdyby nie kontuzje. Szczególnie dotkliwe zaś były jego problemy związane z sercem.
Wraga wraca dziś często myślami do meczu w Mönchengladbach, gdy wyszedł na boisko pomimo choroby.
– Miałem prawie 40 stopni gorączki, doktor Sandomierski powiedział: „Graj, nic ci nie będzie”. Śmialiśmy się, że przyszedł do Polski z Armią Czerwoną i już został. U niego chlorek etylu był dobry na wszystko. Generalnie uważał, że wszystko można zamrozić: nogę, serce, mózg, wątrobę. Pamiętam, jak Dziekan leżał na kozetce. Sandomierski mówi: „No tak, widzę tu lekkie opuchnięcie”. A Dziekan: „Wszystko byłoby w porządku, tylko mnie, kurwa, boli ta druga noga” – żartuje Wraga.
Jego sytuacja nie była jednak zabawna. Rozegrał jeszcze drugi mecz z Niemcami, miał nawet ogromny udział w awansie, bo to po jego akcji Smolarek strzelił gola. Z pogłębiającą się chorobą, z której nie zdawał sobie sprawy, zagrał jeszcze z Dynamem Mińsk. W rewanżu, zresztą na swoje szczęście, nie wystąpił z powodu kontuzji. Przepracował całą zimę, co przy ówczesnych metodach treningowych było dla niego zabójcze. Choroba wyszła podczas testów medycznych przed wyjazdem kadry na zgrupowanie do Meksyku. Rok później odbywały się mistrzostwa świata i Wraga był poważnym kandydatem do występu na mundialu.
Na zgrupowanie w 1985 roku jednak nie wyjechał. Choć był już jedną nogą na pokładzie samolotu lecącego za ocean, ostatecznie został w kraju.
– Pojechałem na badania wydolnościowe do Warszawy. Gdy lekarze zobaczyli moje wyniki, myśleli, że się aparatura zepsuła. Miałem 22 lata i dostałem zakaz uprawiania sportu. Od zaraz. Gdybym pojechał do Meksyku, mógłbym stamtąd wrócić w trumnie – mówi.
Trzy miesiące przeleżał w szpitalu. Z nudów liczył tabletki. Wyszło na to, że przez trzy miesiące zjadł ich jakieś dwa tysiące. „Byłem na oddziale najmłodszym pacjentem, patrzyłem na ludzi, którym choroba przekreśliła dalsze normalne życie. Czułem się zdrowy, ale kiedy oglądałem innych… W takich chwilach sam na sam z własnym strachem przestaje się być twardym. Nieraz płakałem jak dzieciak. Byłem tak opuchnięty od tych lekarstw, że nawet sąsiad na schodach mnie nie poznawał” – mówił w 1985 roku w wywiadzie dla „Piłki Nożnej”.
– To był dramatyczny moment. Wiesiek był nie tylko świetnym zawodnikiem, ale i bardzo fajnym facetem, lubianym przez wszystkich. W tym momencie jego stan psychiczny był trudny, podczas rozmów z lekarzami powoli dochodziło do niego, że jest źle. Na początku nie mógł tego przyjąć, ale powoli się oswajał z rzeczywistością. Potem próbował wrócić do dawnej formy, ale to był tylko łabędzi śpiew. Już nigdy nie mógł grać na swoim poziomie. Przy jego konstrukcji fizycznej najważniejsze elementy to ruchliwość, żywotność. I te dwie cechy zaczęły mu się wymykać. To było ogromne rozczarowanie – mówi Mirosław Westfal.
Faktycznie, Wraga nigdy już nie potrafił przez dłuższy okres utrzymać znakomitej formy, choć zdarzały mu się mecze na najwyższym poziomie, jak choćby ten w Pucharze UEFA, w Linzu, gdzie grał jak za najlepszych czasów; zresztą zarówno polska, jak i austriacka prasa podkreślały, że był fantastyczny. Ale były to pojedyncze, choć wielokrotne zrywy, co brzmi kuriozalnie, bo przecież miał wówczas zaledwie 23 lata. Udało mu się zadebiutować w kadrze, ale zagrał w niej tylko raz.
Wraga mimo wszystko miał szczęście w nieszczęściu, bo trafił do Adama Żebrowskiego, znanego kardiologa. Kto wie, być może dzięki temu ocalił życie. Sam mówi, że profesor uchronił go od śmierci. Któregoś dnia podszedł zdesperowany do lekarza.
– Panie doktorze, nie da się tego jakoś tak ładnie sprawdzić?
– Oczywiście, Wiesiu, że się da. Na sekcji zwłok.”
Fragment pochodzi z książki „Wielki Widzew. Historia polskiej drużyny wszech czasów” autorstwa Marka Wawrzynowskiego. Książka pojawiła się w serii #SQNOriginals i jest dostępna TUTAJ.
foto: Marek Kowal
Za chwilę wpadną tutaj frustraci, kompleksiarze typu Galerjanek ze swoimi teoriami spiskowymi i będą uwłaczać rozumowi. A tak naprawdę jedyne do czego są zdolni to oblać farbą murale przedstawiające legendy Widzewa i kadry reprezentacji Polski. Banda malutkich troglodytów o rozumie średnio rozgarniętego szympansa.
Szympansów akurat bym nie obrażał, bo to w przeciwieństwie do tych lumpów inteligentne istoty. Z resztą wypowiedzi się zgadzam.
oni musza zawsze po kolejnych porazkach wpadac w histerie po Amarenie i zalic sie musza tutaj bo włąsnego forum zulernia nie ma!
Nie dziw się im, to tak jakbyś miał brata mądrzejszego, przystojniejszego, zdrowszego, bogatszego, z większym powodzeniem u kobitek . Z jednej strony jesteś z niego dumny i podziwiasz , a z drugiej trochę zazdrościsz . Zupełnie tak jak oni :))
ty to kochasz brata tylko inaczej
o jest kolejny lokalny przygłup. Galerjasiu przy tobie to wyksztasłcony tytan intelektu. Ty się chyba nawet do kopania rowów nie nadajesz
No ale każdy normalny chłop nie wpada do brata na randkę i nie chwali się swoimi sukcesami, lub nie umniejsza bratu w wyglądzie i rozumie. Tak zachowują się ludzie bez kręgosłupa moralnego i małe zakompleksione #ujki
Sąsiada, a nie brata! Sąsiada, kolego :)
jestes slaby jak pierdzew
Ty jesteś mocny jak reprezentacja dworca kaliskiego
a kiedy będzie książka „wielki łks”? interesują mnie życiorysy założycieli rodowitych :) oraz sukcesy reprezentacji cioci lodzi
pierdzew nigdy nie byl wielki i basta
Oczywiście.BYŁ I JEST WIELKI !!!A u was kolejny rekord „nie oglądalności”…rycesze fiosny..
lepsza jakosc nie ilosc
łks ..zakute łby!
Powinniście się w pas kłaniać pod stadionem klubu z największymi sukcesami w historii polskiej piłki i dziękować,że macie zaszczyt być sąsiadami. Obszczanymi , bo obszczanymi,ale zawsze sąsiadami :))) Sąsiadów się nie wybiera
do kogo ten podmiejski belt wiesniaku sprzataj kibel ze slomy
Mówi się Bolt, tak nazywa się firma oferująca transport. Ale to trzeba mieć jeszcze pieniądze. Ty pod stadion musisz niestety z buta. Nie ma kibli ze słomy to jest twój pijacki zwid.
Wielki kałes i ich największy sukces w historii: remis z Man U w eliminacjach :):) Powstaną tomiszcza na ten temat :))))
zawsze lks a pierdzew to tylko najbardziej zadluzony i znienawidzony
Mieli większy sukces w 1959, wpieprz od potęgi europejskiej czyli luksemburskiego Jeunesse Esch (tylko 0:5) o którego piłkarzy walczyły Real Madryt z Manchester United ale chłopy wybrali pracę w mleczarni.
ciocie z tchurzowa to daja wam do pyska
to jest oksymoron jak np. sucha woda albo szczupły grubas. Te dwa słowa nie mogą stać obok siebie ;) Założycielom łks nikt nawet znicza na grobie nie zapali… trochę obciach
Nie mam zastrzeżeń do założycieli ŁKS-u. Problemem są obecni kibice „rodowitych”, którzy od swoich założycieli się odcinają, nie potrafią przyznać jakiej narodowości byli ci założyciele i swoje frustracje wyładowują na innych.
powstała książka pt. ”malutki ełkaesik” taka w wydaniu kieszonkowym, nie było o czym pisać…
Ksiażka o łks-sie…Założył HIRSZBERG…remis z MU.Kompromitacja z Juenesse.Koniec ksiażki
Każdy powinien mieć tę książkę w domu. Osobiście jeszcze nie mam, ale muszę to naprawić.
Wielka szkoda, że Wiesław Wraga z powodu poważnych problemów zdrowotnych, o których kibice nie wiedzieli, nie pojechał na meksykański mundial! Na pewno bardzo by się tam przydał, bo starsza o cztery lata w porównaniu do hiszpańskiego mundialu reprezentacja Polski jak tlenu potrzebowała wtedy świeżej krwi. A jak mawiał trener Piechniczek, w Hiszpanii miał on dwóch napastników: Bońka i Smolarka. W Meksyku również dwóch… Smolarka i Bońka! I choć być może pan Wiesław nie zbawiłby narodowej drużyny i polskiej piłki już wówczas chylącej się ku upadkowi (nie oszukujmy się, MŚ w Meksyku to był łabędzi śpiew polskie go futbolu), to kariera… Czytaj więcej »
Własnie ja czytam….a na święta dostanę WIDZEW REAKTYWACJA