K. Falon: „Widzew będę zawsze miał w sercu”
16 października 2019, 20:30 | Autor: Bercik
Kacper Falon spędził w Widzewie dwa lata, ze zmiennym szczęściem. W pierwszym sezonie był jedną z najważniejszych postaci w drużynie, a w drugim został odsunięty od pierwszego składu. Od tego czasu odciął się od wszystkich mediów. Aż do teraz.
– To twoja pierwsza rozmowa od dłuższego czasu.
– To mój pierwszy wywiad dla widzewskich portali od meczu z Górnikiem Łęczna we wrześniu 2018 roku. Z żadnym serwisem w tym czasie nie rozmawiałem. Po tamtym spotkaniu odpuściłem media, czekałem na odpowiedni moment na rozmowę. Gdyby ktoś mi powiedział wtedy, że praktycznie więcej nie zagram w pierwszej drużynie, to bym nie uwierzył. Nie spodziewałem się tego.
– Co się stało, że po tamtym spotkaniu wypadłeś ze składu?
– Pamiętam, że po meczu poszedłem na kolację z Mateuszem Michalskim i Marcinem Kozłowskim. Rozmawialiśmy, przyznałem, że zagrałem takie sobie zawody. Zastanawiałem się, czy wyjdę w pierwszym składzie w następnym meczu, czy może jednak usiądę na ławce. Złożyło się tak, że nie było mnie w ogóle w osiemnastce meczowej. Nie spodziewałem się tego. Zimą byłem pewny, że odejdę i dopiero po rozmowie z trenerem postanowiłem, że zostanę.
– Co powiedział wtedy Radosław Mroczkowski?
– Powiedział, że jeśli dobrze przepracuję okres przygotowawczy, to wiosną będę grał, bo w jakimś stopniu mu na mnie zależy. Okres przygotowawczy miałem bardzo dobry. Zacząłem go wcześniej niż reszta drużyny, przychodziłem na treningi na siłowni jeszcze w trakcie urlopu. W zimowych sparingach strzeliłem trzy bramki i spodziewałem się, że na wiosnę będę grał. Niestety, było inaczej. Powoli stawałem się bezsilny. Zastanawiałem się, dlaczego nie gram – czy przez kolor butów, czy może przez fryzurę?
– Tak jak mówisz, zimowe sparingi były w twoim wykonaniu bardzo dobre. Chyba wszyscy spodziewali się, że na wiosnę będziesz grał.
– Epizodu z Elaną nie liczę, bo tylko pobiegałem kwadrans między obrońcami. Ciężko wejść i zagrać dobry mecz po kilku miesiącach przerwy, nie mając rytmu meczowego.
– Latem trafiłeś do Pogoni Siedlce. Jak wyglądały twoje początki w tym klubie?
– Byłem bez okresu przygotowawczego, bez sparingów, bez treningów z drużyną. Tylko siłownia i bieganie. Początek w Siedlcach był średni w moim wykonaniu. Potem było lepiej, a po rozmowie z trenerem Kamilem Sochą spodziewałem się, że będę grał. Niestety złapałem kontuzję i wypadłem na trzy tygodnie. Wróciłem na Puchar Polski z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Teraz zagrałem w meczu z Widzewem. Liczę na to, że będę grał regularnie i zdrowie mi na to pozwoli.
– Wróćmy do twoich początków w Łodzi. Jest sierpień 2017 roku, podpisujesz umowę z klubem.
– Byłem zawodnikiem Jagiellonii Białystok, ale naciskałem klub na wypożyczenie do I ligi. Grałem w II-ligowej Olimpii Zambrów, wiedziałem, że to nie jest dla mnie. Jest to liga fizyczna i ciężko było mi się tam odnaleźć. Trafiłem tam, bo chciałem się odbudować po kontuzji, a rezerwy Jagiellonii grały jeszcze niżej. Klub zdecydował jednak, żebym poszedł dalej na wypożyczenie. Nie byłem do tego przekonany, wiedziałem wtedy też o zainteresowaniu ze strony Widzewa. Słyszałem, że trenerem będzie Franciszek Smuda, obejrzałem kilka filmików na YouTube. Stwierdziłem, że będzie to fajna przygoda i trzeba spróbować. Rozwiązałem kontrakt z „Jagą” i trafiłem do Widzewa.
– Przeniosłeś się daleko od rodzinnych stron.
– To był pierwszy poważniejszy wyjazd z domu. Po tygodniu treningów, przed podpisaniem kontraktu, poszedłem jeszcze na pierwszy mecz Widzewa. Grał wtedy z MKS Ełk i wygrał 3:0. Pamiętam, że wyszedłem wcześniej, żeby spokojnie wejść na stadion. Gdy zmierzałem w kierunku Piłsudskiego 138, łapałem się za głowę. Tyle ludzi podążało na stadion, to było niesamowite! Atmosfera klubu, „Taniec Eleny” – to są wyjątkowe rzeczy. Wiedziałem już wtedy, że to będzie mój dom i tu się odnajdę.
– Pierwszy mecz zagrałeś od razu z byłym klubem, Olimpią Zambrów.
– Nie spodziewałem się, że tak szybko zadebiutuję. Nie mogłem się doczekać tego spotkania. W ogóle, noce przed meczami u siebie mijały ciężko, uwielbiałem tę adrenalinę. Czekałem na każde spotkanie i zżyłem się z tym bardzo. Wszedłem w końcówce, strzeliłem zwycięskiego gola. Coś pięknego, co mam w pamięci do dzisiaj i zostanie ze mną na długo. Strzelić bramkę na tym stadionie, wspólnie cieszyć się z kibicami, to coś wspaniałego.
– To nie był jedyny miły moment z twoim udziałem w tamtym sezonie.
– Jesień była, jaka była. Czego miałem się spodziewać – późno trafiłem do drużyny. Wchodziłem na końcówki, dużo rozmawiałem z trenerem. Mówił, co mam poprawić, żeby na wiosnę grać lepiej i więcej. To, czego oczekiwał, poprawiłem. Na wiosnę, po wyleczeniu urazu, wywalczyłem miejsce w pierwszym składzie i już go nie oddałem. Wszystko potoczyło się w dobrą stronę i wykonaliśmy postawiony przed nami cel, jakim był awans do II ligi. Super przeżycie. Cieszę się, że dołożyłem do tego swoją cegiełkę.
– Mecz w Ostródzie – jak go wspominasz? Dałeś dwie asysty do Daniela Świderskiego.
– Gdyby nie udało się nam strzelić tych bramek, to nie wiem co by było. Chwała Świdrowi, że trafił dwa razy i całej drużynie za determinację. Dla wielu z nas był to najlepszy dzień w tej przygodzie.
– Przez tym spotkaniem drużynę przejął trener Mroczkowski, który w następnym sezonie, po dziewięciu kolejkach odsunął cię od składu.
– Pamiętam, że to były moje urodziny, 8 września. W 2017 roku, też 8 września, strzeliłem swojego pierwszego gola dla Widzewa, a rok później był to mój ostatni mecz. Gdyby mi ktoś to powiedział, to bym w to nie uwierzył. Miałem inne plany związane z Widzewem, chciałem wejść z nim do Ekstraklasy i odgrywać ważną rolę. Dużo osób mówiło o jakichś moich zatargach z trenerem. Nic takiego nie było, ciężko mi było przyjąć tę decyzję i pogodzić się z tym, że nie gram.
– Jak sobie z tym radziłeś?
– Było mi ciężko. Gdy piłkarz nie gra, czuje się odsunięty, to nie jest łatwo. Jestem zawodnikiem, który nie udaje, że jest ok. Schodziłem do rezerw, dawałem pozytywne sygnały w drugim zespole. Robiłem asysty, strzelałem bramki, ale nie przekładało się to na dawane mi szanse. Bardzo mi zależało, rozmawiałem z ludźmi w sztabie, że chce dostać szansę i pomóc drużynie. Gdy siedziałem na trybunach, a zawodnicy wychodzili na mecz, to rozrywało mnie od środka. Najbliższe osoby wiedziały, jak mocno to przeżywam. Po czasie myślę, że może za bardzo emocjonalnie do tego podchodziłem i za bardzo chciałem. Teraz widzę, że na niektóre decyzje pewnych osób nie ma się wpływu. Trzeba było się z tym pogodzić.
– W trakcie swojej kariery w Widzewie przeżyłeś kilku trenerów.
– Nie ukrywam, że najfajniej było za kadencji trenera Franka Smudy. Cieszył się on dużym autorytetem w szatni i dla mnie, jako młodego chłopaka, to była fajna sprawa grać i rozwijać się pod jego skrzydłami.
– Jak wyglądały treningi u Franciszka Smudy?
– Pamiętam pierwszy obóz przygotowawczy u „Franza”: tylko bieganie i słynne stacje trenera. To był pierwszy szkoleniowiec, u którego wymiotowałem na treningu. Biegaliśmy interwały, a on patrzył z boku i tylko krzyczał: „mocniej, mocniej”. Odcinało nam nogi, mieliśmy biało przed oczami. Po tym bieganiu mieliśmy mieć trening, ale wszyscy padliśmy w zaspy śniegu. Ledwo dojechaliśmy na stadion. Wiosną pokazaliśmy jednak, że trener nas dobrze przygotował. Gdy jesienią zespół objął trener Mroczkowski, to bazował na przygotowaniu trenera Smudy. Drużyna miała dużo siły i fajny styl. Szkoda, że Smuda nie doczekał do finału w Ostródzie, to on był z nami cały sezon i nas przygotowywał. Podobnie trener Marcin Broniszewski. To jeden z fajniejszych szkoleniowców, jakich spotkałem. Bardzo pozytywny facet. Lubi pożartować, a do tego zawsze mogłem na niego liczyć. Zostawał ze mną po treningach i dodatkowo pracowaliśmy. Ten awans to w głównej mierze ich zasługa, trzeba o tym pamiętać i im to oddać.
– Wiosną tego roku Widzew roztrwonił przewagę z rundy jesiennej i nie awansował na zaplecze Ekstraklasy. Co poszło nie tak?
– Ciężko mi się wypowiadać, skoro nie grałem i nie mogłem pomagać drużynie na boisku. Według mnie jednak nie da się w krótkim czasie zmienić trzonu drużyny. Skład był zimą za bardzo przemeblowany. Brakowało zgrania, na które potrzeba czasu. Moim zdaniem Widzew będzie teraz piął się w górę i awansu nikt mu nie zabierze. Życzę tego klubowi w tym sezonie, bo zasługuje na to, jak nikt inny. Zarówno klub, jak i kibice.
– W trakcie twojej widzewskiej kariery zmieniali się również sternicy klubu.
– Ja uważam, że był tylko jeden prezes podczas mojego pobytu w Widzewie. Był nim Przemek Klementowski. To jest widzewiak z krwi i kości. Pojawiał się na sparingach, spotkaniach ligowych, meczach rezerw. Człowiek, który kocha ten klub. Był dla nas wielu z nas jak ojciec, interesował się klubem. Inaczej jest, jak w klubie panuje rodzinna atmosfera, a tak właśnie było za jego czasów. Prezes po dobrym meczu potrafił pochwalić, a po złym wspierał. On żył tym klubem, widać było jak przeżywał awans w Ostródzie. Zimą wszystko się zmieniło, przyszli nowi prezesi. Nikt z nas nie wiedział, kto to jest i skąd się wziął. Pamiętam odsunięcie po meczu ze Skrą w Częstochowie. Pojechałem na to spotkanie, nie grałem, a zostałem odsunięty. Nie rozumiałem tej decyzji i tego, czym zawiniłem. Prezes powinien żyć tym klubem i być z piłkarzami. Oni nigdy nie byli z nami, nie pojawiali się na treningach. Każdy wie, jak to wyglądało w tamtym okresie.
– Ten okres już za nami.
– Na szczęście. Teraz Widzew ma pierwsze miejsce w tabeli. Niedługo zagra mecz w Pucharze Polski z Legią Warszawa, na który będę chciał przyjechać. Będę kibicował. Nie ma faworyta w tym spotkaniu. Chłopaków stać, żeby z nimi powalczyć, co pokazał mecz ze Śląskiem Wrocław. Wszystko może się zdarzyć.
– Trafiłeś do Siedlec z Marcinem Kozłowskim i obaj wróciliście po przerwie na stadion Widzewa.
– Bardzo dobrze znamy stadion Widzewa. Cinek jest wychowankiem, ja spędziłem tam dwa lata, a czułem się, jakbym się tam wychował. Wiedzieliśmy, gdzie przyjeżdżamy. Jestem szczęśliwy, że mogłem znów tu zagrać i zobaczyć się z kibicami. To są właśnie te chwile, dla których warto ciężko trenować i się poświęcać.
– Byłeś bardzo przejęty tym meczem.
– Z każdym, z kim miałem styczność w klubie, mam nadal dobry kontakt. Czy to pani Zosia i Magda, ludzie ze sklepu klubowego, z magazynu – Darek Wojtaszewski i Ania, a także wiceprezes Piotr Szor. Pamiętam też o Marcinie Kaczorowskim, który jest wizytówką klubu, fizjoterapeucie Hubercie Gołąbku i lekarzu Radosławie Grabowskim, na których zawsze mogłem liczyć. Nie chciałem niczego nikomu udowadniać, ale był to powrót, na który czekałem. Gardło się zaciskało, jak wysiadałem z autokaru, wspomnienia wróciły. Interesuje się cały czas klubem, mam Widzew w sercu.
– Ostatnie słowo należy do ciebie.
– Chciałem wszystkim serdecznie podziękować za ciepłe przyjęcie mnie w sobotę na stadionie. Po odejściu z klubu nie dałem oficjalnego wywiadu. Te dwa lata były piękne, momentami trudne. To był mój najlepszy okres w przygodzie z piłką. Nie żegnam się z klubem, bo spotkamy się zapewne jeszcze nie jeden raz.
Rozmawiał Bercik





Wisła Płock
Górnik Zabrze
Raków Częstochowa
Jagiellonia Białystok
Cracovia
Radomiak Radom
Lech Poznań
Zagłębie Lubin
Korona Kielce
Pogoń Szczecin
Arka Gdynia
Lechia Gdańsk
Widzew Łódź
GKS Katowice
Motor Lublin
Legia Warszawa
Termalica Nieciecza
Piast Gliwice
Legia II Warszawa
Warta Sieradz
ŁKS Łomża
Ząbkovia Ząbki
Wigry Suwałki
Wisła II Płock
Świt Nowy Dwór Maz.
Broń Radom
KS CK Troszyn
Lechia Tomaszów Maz.
Olimpia Elbląg
Widzew II Łódź
Jagiellonia II Białystok
GKS Bełchatów
Mławianka Mława
GKS Wikielec
KS Wasilków
Znicz Biała Piska
Tych dwóch asyst w Ostródzie chyba nikt nie pamięta, wszyscy tylko o Swiderskim gadają, o Falonie ani słowa w kontekście tamtego meczu. Szkoda, bo dla mnie Kacper robił tam grę.
Wierzyłem mega w chłopaka. Niestety głowa nie nadążyła za tym wszystkim co się działo, młody chłopak, a tutaj gro kibiców i dobra wypłata. Do tego jeszcze samozwańczy bóg Mroczkowski niezbyt pomagał…
Powodzenia Kacper, ogarnij głowę, dbaj o zdrowie i śmiało możesz grać przynajmniej na poziomie 1 ligi.
Warto dodać jego bramki z Turem czy Pelikanem i Olimpią które rzutem na taśmę ratowały nam punkty. Szkoda, że nie dostał szansy wiosną bo drugiego zawodnika o takim stylu gry nie było.
Kacper powodzenia za szybko Cię skreślono…
Powodzenia Kacper !!!
Trzymaj się dzieciaku. Trenuj, rób postępy, a nie jest powiedziane że do nas nie wrócisz. Tak czy inaczej, kultywuj czerwone barwy Widzewa. Powodzenia.
Dokładnie!
Ja po cichu liczę, że wróci do Nas silniejszy
Też myślałem, że pograsz z nami dłużej.
Szkoda.
Powodzenia.
Bardzo dobry piłkarz i fajny człowiek, poznałem osobiście. Życzę sukcesów i do zobaczenia!
Bardzo dajny wywiad, powodzenia, zdobądź formę na ekstraklasę i wracaj do nas, miło Cię będzie znów widzieć.
Dziękuję Kacper za miłe słowa o Widzewie! Darzę Cię sympatią i jestem przekonany, że możesz grać na dużo wyższym poziomie. Masz potencjał, pamiętam Twój zmysł i nieszablonowe zagrania i gol na 2:1 w 95 min, po którym jeszcze długo po meczu siedziałem z rękami na głowie:) Może kiedyś…Do zobaczenia, dziękujemy!
Zawodnik o bardzo dużym potencjale ofensywnym – szkoda ,że tak się potoczyło – ale kto wie – to tylko piłka …i może kiedyś jeszcze u nas zagra –
Kacperek szacun, też nie mogę pojąć dlaczego CIę tak potraktowano, mam nadzieję, że jeszcze zagrasz dla Nas w barwach czerwono-biało-czerwonych do zobaczenia! Tylko Widzew RTS!
Coś w tym jest,ludzie z Jagiellonii i z tamtych okolic dobrze aklimatyzują się w Widzewie (na ogół) ,życzymy Ci Kacprze powodzenia w karierze piłkarskiej i rychłego powrotu do R.T.S.-u
Powodzenia w dalszej karierze
Kacper gdzie cie mozna w Siedlcach spotkac? :)
KACPER …WRÓĆ CZEKA ŁÓDZ I NASZ WIDZEW…!!!
Dobrego zdanie o Mroczkowskim nie ma I sie nie dziwne. On chyba jednak jest głównym autorem braku awansu w tamtym sezonie. Mnóstwo niezrozumiałych jego decyzji. Po pierwszym razie nie byłem do do niego przekonamy ale myślałem że wrócił bogaty w doświadczenie, a tu lipa. Pobyt u przydupasow cwelijnych to potwierdził.
Może Kacper wróci do nas, bo jak wszedł bto pokazał się,pzdr