Końcówka rundy zdefiniuje kierunek zimowych transferów

Rozczarowująca pod względem sportowym runda jesienna powoli dobiega końca. Przed drużyną Widzewa jeszcze trzy ligowe i jedno pucharowe spotkanie, a od ich rozstrzygnięć zależeć ma strategia, jaką włodarze klubu przyjmą w zimowym oknie transferowym.

Latem przy Piłsudskiego przeprowadzono ofensywę zakupową na skalę, jakiej dotąd nie było. Nie licząc przesunięć młodych graczy z rezerw i definitywnego wykupienia jednego z piłkarzy, do zespołu trafiło aż trzynastu nowych piłkarzy. Na same kwoty odstępnego wydano ponad 7 milionów euro, a doliczyć trzeba do tej sumy jeszcze prowizje menedżerskie czy premie za podpis pod umową. „Sam byłem dyrektorem sportowym i wiem, że transfery zawsze potrzebują czasu. Na końcu to zawsze trener pracuje z zawodnikami. To też nie pomaga, że mieliśmy ich już trzech w ciągu piętnastu kolejek, ale mimo wszystko wydaje 7 mln euro na polskie warunki to bardzo, bardzo duża kwota” – przyznał w rozmowie z Interią pełnomocnik zarządu ds. sportowych.

Dariusz Adamczuk, który jest obecnie osobą decyzyjną w kwestii kształtu kadry czerwono-biało-czerwonych, już niebawem przystąpi do zimowego okna transferowego. „Nie będę tych ruchów robił sam. Po to otoczyłem się odpowiednimi ludźmi, żebyśmy mogli mądrzej wydawać pieniądze właściciela. Oczywiście muszą to być transfery zgodne z wizją trenera, ponieważ to on później pracuje z tymi zawodnikami na co dzień. Pozyskaliśmy Igora Jovićevicia, żeby wydobyć także pełny potencjał z obecnych piłkarzy” – mówił podczas piątkowego spotkania z dziennikarzami w „Sercu Łodzi„.

Póki co w klubie trwa wstępna analiza aktualnej sytuacji kadrowej. Powoli określane są priorytety na zimowe okno, a także zapadają pierwsze decyzje na temat graczy, którzy mogliby wkrótce rozstać się z zespołem. Końcowe wnioski mają jednak zapaść dopiero po rozegraniu ostatnich czterech tegorocznych meczów. „Nie chciałbym szeroko mówić, jakich zawodników będziemy szukać, bo mamy jeszcze cztery mecze. Trener cały czas obserwuje drużynę, choć ma już swoje spostrzeżenia. Na pewno nie będzie czternastu transferów, bo potrzeba stabilizacji. Sprowadzimy tylu, ilu się uda, bo okienko zimowe nie jest łatwe i – tak jak powiedziałem – nie będziemy robić transferów tylko po to, żeby je zrobić. Jeżeli będziemy pewni, że chłopak nam pomoże – to go weźmiemy. Możemy zrobić jeden transfer, a możemy zrobić cztery” – mówił Adamczuk.

Co ważne, to właśnie finisz jesieni ma zdefiniować kierunek, jaki pion sportowy obejmie w okresie zimowym. Jeżeli Widzew dobrze zapunktuje w starciach z Koroną Kielce, Piastem Gliwice i Zagłębiem Lubin, spędzi przerwę w rozgrywkach na wyższym miejscu w tabeli, być może blisko miejsc dających europejskie puchary. Szansą na międzynarodowe granie w kolejnym sezonie jest też Puchar Polski i zbliżająca się potyczka z Pogonią Szczecin. Gdyby udało się przejść tę wymagającą przeszkodę, łodzianie znajdą się w ćwierćfinale, co także może spowodować, że zimowe transfery zostaną przeprowadzone w sposób bardziej spektakularny. „One dadzą pewne odpowiedzi, bo mogą nam dać albo sytuację, że na wiosnę o nic już nie gramy i spokojnie budujemy drużynę, albo podłączamy się o grę w pucharach. Dziś wygranie trzech kolejnych meczów – co pokazał Radomiak – może pozwolić na wskoczenie do strefy pucharowej. Jeśli dobrze wszystko poukładamy, runda wiosenna będzie bardzo ważna” – stwierdził we wspomnianej rozmowie z Interią pełnomocnik zarządu.

Nie zabrakło także kwestii Kacpra Kozłowskiego, którego łączono z RTS w mediach. To piłkarz, którego Dariusz Adamczuk przed laty sprzedał z Pogoni do angielskiego Brighton Hove & Albion za 11 milionów euro, co do dziś pozostaje najdroższym przypadkiem w historii Ekstraklasy. Nie padła jednak żadna konkretna odpowiedź na pytanie, czy jest to zawodnik rzeczywiście rozważany do pozyskania. Adamczuk uciekł w przysłowiowego „pomidora”.