M. Płuska: „Wiele osób czekało na moje potknięcie”

29 listopada 2016, 20:58 | Autor:

pluska_chruscik

– Co się stało z zespołem w Morągu? To efekt „zgaszenia” po meczach z Jagiellonią i ŁKS?

– To były spotkania o bardzo dużym ładunku emocjonalnym. Kosztowały nas one dużo takiej energii wewnętrznej. Piłkarze bardzo chcieli pokazać się w nich z jak najlepszej strony i potem, w Morągu, byliśmy trochę „wypruci”. Zabrakło nam cech mentalnych po tych ciosach, jakie dwa razy dostaliśmy w samych końcówkach. Uciekły nam przecież cztery punkty w ostatniej chwili i to nas chwilowo przybiło. Do tego nic nam nie wychodziło sportowo. Taki mecz po prostu musiał się trafić. Wydaje mi się, że gdybyśmy mieli grać go w innych okolicznościach, wygralibyśmy. Ale nie chcę się usprawiedliwiać. Wziąłem tą porażkę wyłącznie na siebie i niech tak zostanie.

– Nie dało rady wycisnąć z nich jeszcze trochę?

– Tak, jak mówię. Dużo energii zostawiliśmy w dwóch poprzednich meczach i ciężko mi było zmotywować zespół w Morągu. Nie poradziłem sobie z tym i potrafię się do tego błędu przyznać. Nie szukam winy u innych, tylko zaczynam od siebie. Chciałem zagrać nieco inaczej, ale nie było kim. Piłkarze o większych cechach wolicjonalnych nie mogli wystąpić. Robert Kowalczyk, Marcin Kozłowski i Michał Czaplarski leczyli kontuzje, a Przemek Rodak pauzował za kartki. Planowałem wystawić od początku Kamila Sabiłło, ale w tygodniu przydarzyła mu się tragedia w rodzinie i nie był gotowy. Mieliśmy ludzi do gry w piłkę, a zabrakło nam wtedy takich, by bić się z rywalem na tym błocie.

– Zawirowania w zarządzie klubu nie wpłynęły na postawę zawodników?

– Nie wydaje mi się. Te ruchy pewnie w jakimś stopniu na nas wszystkich oddziaływały, ale naszym obowiązkiem było skupić się na boisku. W Morągu zawiedliśmy.

– Nie uważasz, że był to taki moment zwrotny tej rundy? Po nim już nic nie było takie same.

– Ciężki mi odpowiedzieć, bo przecież już później nie pracowałem. Nie chcę się wymądrzać, ani oceniać pracy Tomka, ale jestem przekonany, że gdybym dostał szansę zamazania tej plamy, opanowałbym sytuację. Może udałoby się utrzymać sześć punktów straty do lidera i wiosną, na nowym stadionie, byłyby duże szanse na walkę o awans. Ale teraz to już tylko gdybanie. Nie dowiemy się już nigdy, co by było gdyby…

– Zakładając, że jesteś nadal trenerem Widzewa, widziałbyś szansę na odrobienie tych dwunastu punktów?

– Oczywiście, że tak. Mieliśmy przecież plany, by zespół wzmocnić na wiosnę i gonić. Mówiłem o tym wyraźnie przed sezonem. Zamierzaliśmy zimą odchudzić kadrę, bo czasu na przygotowania będzie dużo i wystarczy w drużynie dwudziestu dwóch piłkarzy, w tym czterech-pięciu nowych. Uważam, że gra na nowym stadionie doda wszystkim skrzydeł. Drużyny, które przyjadą na ten obiekt, nie mają na co dzień szansy grać przy takiej publiczności. Jedenaście spotkań jest do wygrania. Skoro za mojej kadencji wygraliśmy wszystkie mecze przy Milionowej, gdzie nie mogliśmy trenować, tylko graliśmy mecze, to tym bardziej jest to do zrobienia na swoim stadionie.

– Dobra gra Widzewa jednak może nie wystarczyć. Punkty musi w końcu gubić ŁKS.

– Owszem, ale drużyna musi skupiać się przede wszystkim na sobie. Konsekwentnie iść po swoje. Nawet, jak ŁKS wygra pierwszych pięć meczów, nie wolno odpuszczać. Przecież tak samo było z Paradyżem w IV lidze, aż w końcu przyszedł moment, że noga im się powinęła. Ja wiem, że to dwie różne ligi, ale ŁKS nie będzie mieć łatwo. Ma wyjazd na Drwęcę, wyjazd na Legię, derby na Widzewie. Jest gdzie się pomylić.

– Czyli ten sam manewr, który wypalił w IV lidze, tu też mógł zaskoczyć?

– My jesień chcieliśmy przetrwać, ale też punktować. I co by nie mówić, udawało nam się to. Nie dało się jednak przewidzieć, że ŁKS zaliczy tak dobrą rundę i nie przegra żadnego meczu. Gdyby zespół utrzymał dystans sześciu punktów, to wiosną wszystko byłoby sprawą otwartą.

– Ciebie też ten mecz derbowy kosztował wiele nerwów.

– Pracowałem z drużyną w tygodniu tak, jak zawsze, ale wiadomo, że to inny ładunek emocjonalny. Pierwsze derby od czterech i pół roku. Całe miasto żyło tym starciem. Chcieliśmy się zaprezentować jak najlepiej, ale nie weszliśmy dobrze w mecz. Byliśmy w lekkim szoku przez tą całą derbową otoczkę. W przerwie udało nam się jednak otrząsnąć i zaczęliśmy grać to, co chcieliśmy. Mieliśmy ŁKS dobrze rozpracowany, w efekcie oba gole padły w taki sposób, jak przeczuwałem. Zawodnicy w tygodniu na odprawach widzieli materiały, mieli iść w ciemno na piłki przepuszczane przez obronę i sprawdziło się. Szkoda, że nie wygraliśmy. Zabrakło bardzo niewiele.

– Żal mieliście wypisany na twarzy. Wystarczy przypomnieć ten wywiad, w takcie którego zaszkliły ci się oczy.

– Emocje schodziły. Przed wywiadem w szatni było całkowicie inaczej (śmiech).

– Dlatego później chodziłeś w bucie ortopedycznym (śmiech).

– To już niech zostanie w szatni.

– Jest takie znane powiedzenie, że trener podpisując kontrakt z klubem, podpisuje jednocześnie swoje zwolnienie.

– To prawda, ale gdziekolwiek by się nie było, trzeba z siebie dawać 100%. Nie ważne, czy to jest ósma liga, trzecia czy pierwsza. Czy się pracuje z seniorami czy z trampkarzami. Dane mi było przeżyć fajne trzynaście miesięcy i wiele pięknych chwil w wielkim klubie. Nikogo nie udawałem, byłem zawsze sobą. Z kibicami też miałem dobry kontakt. Na pewno tego czasu nie żałuję. Poznałem wartościowych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt, bo stali się moimi przyjaciółmi. Natomiast w kolejnym klubie też będę dawał z siebie wszystko i oddam całego siebie.

– Wiadomo już, w którym?

– Jeszcze nie. Na razie doszkalam się. Zaliczam kursy, byłem na stażu u Piotra Stokowca w Zagłębiu Lubin. Runda jesienna dobiegła końca, więc w klubach będą podejmowane różne decyzje. Kilka propozycji jest, ale jeszcze nic pewnego. Kto wie, może przyjadę na Widzew wiosną w charakterze gościa?

– Byle nie z Legią lub ŁKS (śmiech). No chyba, że dla ciebie to po prostu praca i pójdziesz wszędzie, gdzie będą chcieli ci zapłacić. Zmierzam do tego, że kibice lubią sobie idealizować piłkarzy i trenerów. Wydaje im się, że skoro oni nie zmieniliby barw, to wy też.

– Myślę, że nie mógłbym pracować w ŁKS. Dla mnie byłby to brak szacunku dla osób, z którymi zżyłem się będąc w Widzewie. Nie byłoby to w porządku wobec wielu ludzi. Gdybym miał jeszcze kiedyś pracować w Łodzi, to tylko po wschodniej stronie miasta.

Rozmawiał Ryan

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2