M. Stanisławski: „Bierzmy to, co udało nam się ostatnio osiągnąć”
13 października 2025, 11:50 | Autor: MichałW sobotę futsaliści Widzewa Łódź mierzyli się przed własną publicznością z Rekordem Bielsko-Biała. Spotkanie zakończyło się porażką czerwono-biało-czerwonych 0:4. Co po tym spotkaniu mówił trener Marcin Stanisławski?
Rekord to drużyna o bardzo dużej klasie, ale większy wpływ na to spotkanie miała strata dwóch bramek w pierwszych trzech minutach meczu. „Wiadomo, że jeśli mecz się układa, to inaczej wygląda też pewność siebie. Straciliśmy szybko dwie bramki, które nie były zbytnio zaplanowane, bo sam Rekord niewiele zrobił, żeby je zdobyć. My z drugiej strony nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, żeby ich nie stracić. Nasza reakcja, mimo wszystko, była dobra. Mecz w dalszej fazie się wyrównał i ten początek nas nie złamał. Dziś, żeby wygrać z Rekordem, przede wszystkim samy powinniśmy sobie ułożyć mecz i cierpieć, a nie przy wyniku 0:2 szukać systemowości i ataku pozycyjnego” – usłyszeliśmy po końcowej syrenie.
W drużynie Rekordu czyste konto zachował Michał Kałuża, który zanotował wiele interwencji. W drużynie Widzewa natomiast między słupkami stał 16-letni Hubert Dąbrowski. „Nie chodzi nawet o umiejętności Kałuży, ale o samo doświadczenie i grę w Hiszpanii – jest to olbrzymia różnica. My musimy z kolei liczyć się z tym, że Hubert będzie błędy popełniał, bo on się w tych meczach uczy. Przy pierwszym straconym golu uważam, że popełnił błąd, ale to nie jest dla niego żadna ujma, bo wiem, że jest rozsądnym chłopakiem. Uważam, że dziś powinniśmy brać to, co mamy. Jeszcze tydzień temu mieliśmy okrągłe zero punktów, a dziś mamy ich sześć. Widzę w szatni rozczarowanie, ale nie wiem czemu, bo musimy szukać pozytywnych zachowań. Dorobek, który osiągnęliśmy z tymi mocnymi zespołami, to coś na czym można budować. Rekord to jednak inna półka” – dodał trener.
Goście z południa Polski, mimo momentami dość wyrównanej gry, kontrolowali przebieg tego meczu. „Rekord odpowiednio reagował w trakcie gry. W pierwszych fragmentach zabrakło naszych lepszych decyzji, ale później goście skorygowali swoje zachowania i ustawienie. Nie strzeliliśmy dziś nic, ale liczyłem, że coś wpadnie. Aby móc grać dobrze w przewadze trzeba być świeżym i czuć się pewnie. Później od tego odeszliśmy i chcieliśmy skończyć ten mecz bez niepotrzebnych kartek i kontuzji. Czasami takie małe rzeczy też trzeba docenić” – podkreślił opiekun drużyny.
Mecz z Rekordem był dla Widzewa trzecim ligowym meczem w ciągu siedmiu dni. Dwa wcześniejsze udało się wygrać. „Pamiętajmy o tym, że jest to nasz trzeci mecz w trakcie siedmiu dni, a nie mamy zbyt szerokiej kadry. Po straconych golach dobrze zareagowaliśmy i szukaliśmy swoich szans w atakach szybki, ale w drugiej połowie wiedziałem, że to już będzie granie do Jeffera i szukanie jego indywidualnych zagrań. On na pewno też to odczuwa, bo ze 120 minut, które rozegraliśmy on pewnie spędził na parkiecie około 100. Bierzmy to, co udało nam się ostatnio osiągnąć. Teraz mamy chwilę odpoczynku i szykujemy się do meczu ze Śląskiem” – zakończył Marcin Stanisławski.
Czy patronat Firmy Panattoni odmieni los drużyny Stanisławskiego? Przydałby się taki drugi Ortiz. I powrót Kucharskiego.