Pech Hanouska i oszczędzanie gwiazd

Widzew sięgnął w sobotę po pierwsze wyjazdowe punkty od przeszło pół roku. Dokonał tego nie mając w pełni komfortowej sytuacji kadrowej, ponieważ oszczędzać trzeba było dwóch ważnych zawodników, a także reagować na uraz jednego z zastępców.

Dla wielu kibiców zaskoczeniem był brak Juljana Shehu oraz Andiego Zeqiriego w wyjściowej jedenastce łodzian. Obaj zasiedli na ławce rezerwowych, co w normalnych okolicznościach byłoby wyborem kuriozalnym, ze względu na ich piłkarską jakość. Część fanów przyjęła więc tę informację z niedowierzaniem, ale decyzja ta została podyktowana wyłącznie stanem zdrowia tej dwójki. W tygodniu, w którym zespół przygotowywał się do meczu z Termaliką pomocnik i napastnik trenowali głównie indywidualnie z powodu drobnych kontuzji. Stąd obecność w podstawowym składzie Marka Hanouska i Sebastiana Bergiera.

Oceniono, że Shehu i Zeqiri są w stanie pomóc drużynie jako zmiennicy, ponieważ ich problemy nie są poważne. Gdyby było inaczej, nie znaleźliby się na liście piłkarzy powołanych do reprezentacji Albanii i Szwajcarii na październikowe spotkania eliminacji Mistrzostw Świata. Wkrótce mają dojść do pełnej sprawności, ale w sobotę nie byli jeszcze na 100% gotowi na dłuższy występ. Pech sprawił jednak, że w przypadku „Szefa” trzeba było podjąć nieco większe ryzyko i wprowadzić go do gry jeszcze w pierwszej połowie.

Chodzi o sytuację z 9. minuty, gdy Hanousek zderzył się w powietrznej walce z Andrzejem Trubehą. O ile przeciwnik zdołał się jeszcze pozbierać i z zabandażowaną głową wrócić na murawę, to w przypadku Czecha trzeba było dokonać zmiany. Popularny „Profesor” miał kłopot z zatamowaniem krwi, dlatego uznano, że dalszy występ jest wykluczony. Można było postawić wówczas na Lindona Selahiego, ale trener Patryk Czubak podjął ryzyko i już w 14. minucie sięgnął po Shehu, którego planował użyć dopiero po przerwie. Co ciekawe, krótko po zmianie stron także Trubeha nie był już w stanie kontynuować gry i też opuścił boisko.

Hanousek może mówić więc o dużym pechu, gdyż w obecnym sezonie dostaje niewiele szans. Teraz nadarzyła się okazja do złapania większej liczby minut, ale skończyło się na epizodycznym występie. Najważniejsze jednak, że 34-latek nie ucierpiał zbyt mocno. Jak przekazywali na bieżąco reporterzy stacji Canal+ Sport, nie trzeba było nawet wysyłać go na dodatkowe badania do szpitala, co jest częstą praktyką, gdy dochodzi do urazu głowy. Szczęśliwie nic nie stało się również Juljanowi Shehu.