Widzew wspiera Fornalczyka. Kiedy odpali?

Przejście Mariusza Fornalczyka z Korony do Widzewa było bez wątpienia jednym z najgłośniejszych ruchów transferowych Ekstraklasy tego lata. Póki co w jego grze nie widać fajerwerków, ale włodarze łódzkiego klubu są przekonani, że to tylko kwestia czasu.

Aby związać się z Fornalczykiem, czerwono-biało-czerwoni musieli mocno sięgnąć do kieszeni. Wpłata klauzuli na konto kontrahenta z Kielc, wynoszącej półtora miliona euro, to najwyższa wartość, jaką kiedykolwiek wydano na nowego zawodnika. Przynajmniej w XXI wieku, bo wciąż trwają spory dotyczące zakupu Dariusza Dziekanowskiego, za którego w 1983 roku zapłacono Gwardii Warszawa 21 milionów ówczesnych złotych. Była to wtedy suma astronomiczna i zdaniem wielu kibiców mocno wpłynęła na postrzeganie napastnika. Oczekiwano, że za tak olbrzymie pieniądze zespół zyska gracza z miejsca będącego absolutną gwiazdą, wypominając to Dziekanowskiemu przy każdym potknięciu.

Póki co przy Piłsudskiego nie ma mowy o analogicznej sytuacji, jest na to zdecydowanie za wcześnie. Nie można jednak również ukrywać, że pierwsze trzy występy Fornalczyka nikogo na kolana nie powaliły. Owszem, 22-latek skupia na sobie baczną uwagę rywali, przez co muszą oni desygnować do opieki skrzydłowego większe środki, ale na razie nie przekłada się to na konkrety. W starciach z Zagłębiem Lubin, Jagiellonią Białystok i GKS Katowice drużyna Zeljko Sopicia zdobyła sześć goli, ale żaden nie padł po strzale wychowanka Polonii Bytom czy choćby po jego podaniu. Z raportów platformy skautingowej WyScout wynika, że piłkarz nie zaliczył ani jednego kluczowego podania, a z jego siedmiu dośrodkowań zaledwie jedno okazało się celne. Dobrze wyglądają natomiast statystyki dryblingów (67% skuteczności) i przyzwoicie skuteczności w pojedynkach ofensywnych (52%). Warto też odnotować, że w spotkaniu z Zagłębiem zaliczył asystę drugiego stopnia przy bramce Juljana Shehu, choć umówmy się – całą robotę wykonał wtedy Albańczyk. Najmocniej w oczy rzucają się jednak łapane żółte kartki – w każdym „Fornal” otrzymał po jednej, w tym dwie za kwestionowanie sędziowskich decyzji. Jeszcze jedno upomnienie i trzeba będzie usiąść na trybunach.

Interesująco przedstawiają się także dane statystyczne, które określają, skąd w atakach widzewiaków płynie największe zagrożenie dla szeregów obronnych przeciwnika. Jak wylicza WyScout, z meczu na mecz siła rażenia, nadciągająca z lewego skrzydła, maleje. Przeciwko „Miedziowym” ataki stroną Fornalczyka stanowiły 53% całego wskaźnika goli oczekiwanych, w Białymstoku było to już tylko 14%, a w ostatniej konfrontacji z GKS jeszcze mniej – 12%. Średnia z trzech kolejek w RTS wygląda następująco:

* ataki lewym skrzydłem – 26,33%
* ataki środkiem boiska – 40%
* ataki prawym skrzydłem – 33,67

Dla lepszej analizy liczb, postanowiliśmy też porównać je z tymi, jakie w pierwszych trzech występach notował grający po przeciwnej stronie boiska Samuel Akere. To dobry punkt odniesienia, zwłaszcza że obaj skrzydłowi zaliczyli dotąd niemal taką samą liczbę minut. Przyglądając się ich dokonaniom, widać wiele różnić w poszczególnych elementach piłkarskiego rzemiosła, ale ciężko o wskazanie lepszego z tej pary, bowiem parametry rozkładają się w zasadzie po równo. Obaj zanotowali po jednej asyście drugiego stopnia, ale bezpośrednio przy golach nie uczestniczyli. Bliżej tego był teoretycznie Fornalczyk, którego liczba i celność strzałów była nieco wyższa. Akere z kolei lepiej radził sobie dotąd w grze obronnej – wygrał więcej starć defensywnych i odzyskał o wiele więcej piłek.

Zdaniem obserwatorów Fornalczyk może zmagać się z problemem przemotywowania. „Być może za bardzo chce, może nie dźwiga tej całej otoczki i wymagań, które nakłada sam sobie. Widać, że w każdej akcji chce zrobić coś konkretnego, ale na końcu się spala. Oddaje strzały z nieprzygotowanych pozycji. Nie powiem, że jest rozczarowaniem, ale po tych trzech kolejkach widać na jego przykładzie, że przełożenie wysokiej formy z Korony Kielce nie jest takie proste” – oceniał widzewiaka Igor Lewczuk, dwukrotny reprezentant Polski i były zawodnik m.in. francuskiego Girondins Bordeaux, a obecnie ekspert stacji Canal+ Sport.

Na kwestie mentalne uwagę zwrócił też Mindaugas Nikolicius. „Przede wszystkim mam Mariusza za bardzo szczerą i pokorną osobę. Oczywiście, że przychodząc tutaj, chciał coś udowodnić, ale nie wiązałbym tego z transferem i jego wartością, tylko jego osobistą ambicją – on po prostu chce być znaczącą postacią nie tylko dla Widzewa, ale dla całej Ekstraklasy. On nie chce udowodnić, że był wart 1,5 mln euro, tylko że może być wart 15 milionów euro. Jednocześnie Mariusz stał się bohaterem dużej transakcji wewnątrz ligi, co sprawiło, że wszystkie reflektory kieruje się na niego. Czasem wydaje mi się, że sam nakłada na siebie zbyt dużą presję, zawsze chce się wyróżnić. A piłka to przede wszystkim sport drużynowy, nawet jeśli wybijają się z niego jednostki” – powiedział w wywiadzie dla Interii.

W wyemitowanym w minioną niedzielę programie Liga+ Extra w obronę brał pomocnika Marcin Baszczyński. „Widziałem w meczu z Zagłębiem, jak absorbował uwagę przeciwników. Myślę, że dopóki Widzew będzie punktował, trener Sopić będzie stawiać na Fornalczyka. Trzeba go wprowadzić do zespołu, choć z pewnością nie dostanie tyle czasu, ile otrzymał w Koronie u Jacka Zielińskiego. Sądzę jednak, że on odpali. Trafi w jakiejś sytuacji i dalej już pójdzie, a drużyna dostanie więcej serwisu ze skrzydeł. Na razie jest go za mało” – mówił. Z kolei współprowadzący audycję Krzysztof Marciniak wskazywał, że pomocnik miał krótszy okres przygotowawczy do nowego sezonu ze względu na udział w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy.

O tym, że Mariusz Fornalczyk będzie stanowił o sile drużyny przekonany jest też jego dyrektor sportowy, który zamierza mu w tym pomóc. „Z naszej strony bardzo go wspieramy, staramy się zdejmować tę presję. Jestem przekonany, że będzie się stawać coraz lepszym zawodnikiem. Widzieliśmy to po części już w meczu z Jagiellonią. Obiektywnie mówiąc, pierwsza połowa mu nie wyszła, ale w drugiej był jednym z naszych najlepszych piłkarzy. Wykreował akcję bramkową, doskonale poradził sobie z presją po gorszej grze wcześniej. Dla mnie to był bardzo pozytywny sygnał” – dodawał Nikolicius.

Wtórował mu Michał Rydz, goszczący w poniedziałek w Kanale Sportowym. „Jest na nim spora presja i naszą rolą jest mu pomóc. Bardzo się cieszę, że dołączył do Widzewa, bo widzę w nim dużo ambicji i determinacji. Dzisiaj może mu to nieco przeszkadzać, ale ja postrzegam to jako dobrą cechę. To zawodnik, który jedną akcją potrafi zadecydować o losach meczu. Ma cały czas duży potencjał, ale także czas. Podpisaliśmy z nim długoletni kontrakt, bo wierzymy w niego nie tylko na przestrzeni trzech kolejek, ale zdecydowanie dłużej. Wiem, że ciężko pracuje nad tym, by pokazać drzemiący w nim potencjał” – stwierdził prezes Widzewa.