Stolar: „Myślę, że ludzie tego dnia zwariują”

15 marca 2017, 20:25 | Autor:

Stolar

Kibicom Widzewa jego osoby przedstawiać nie trzeba. Przez wiele lat był tzw. młynowym, ale w pewnym momencie musiał opuścić „Krainę Dopingu”. Teraz „Stolar” wraca na cztery mecze w rundzie po „przegranym” zakładzie i uczestniczy w przygotowaniach wydarzeń, jakich będziemy świadkami 18 marca. Lektura z gatunku trzeba przeczytać!

– Co się z tobą działo przez ostatni czas?

– Nic szczególnego. Nie ogłaszałem tego wszem i wobec, ale ludzie, którzy działali na trybunie, wiedzieli, że jak zakończy się sezon, to będę musiał odpuścić sobie kilka spraw. Mówię o tym sezonie jeszcze przed upadkiem klubu. Musiałem mieć czas na ogarnięcie niektórych rzeczy, zorganizowanie się przede wszystkim jeśli chodzi o rodzinę. Ci, którzy mieli o tym wiedzieć, dobrze wiedzieli z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Przede wszystkim „Rudy”, który wiedział, że zostanie sam z pomocą bębniarzy. Dlatego pod koniec tamtego sezonu był blisko mnie.

– Akurat zbiegło się to z bankructwem spółki Cacka…

– … i ktoś może sobie pomyśleć: Upadł klub i nie ma „Stolara”. Sorry, ale ja wcześniej byłem przez długie lata niemal zawsze i wszędzie. Pozdrawiam w tym miejscu zwłaszcza tych kibiców, którzy podczas meczu przeciwko Piastowi Gliwice z ogromną ulewą, burzą, błyskawicami i przerwanym w końcu spotkaniem stali na stadionie i krzyczeli na dwie strony „Na zawsze wierni…”. Śmiałem się ostatnio, że wszyscy oni powinni dostać teraz karnety za darmo. Co do odejścia, to że zbiegło się to z upadkiem, to dzieło przypadku. Niezależnie od tego, jak tamten sezon by się zakończył i tak by mnie nie było. Nawet, gdyby przyszedł ten sławetny Lukoil, nie zmieniłbym zdania. Skończyło się Byczyną i innymi chorymi historiami.

– Twoim zdaniem dobrze się stało, że wszystko upadło i startujemy od nowa?

– Zadałeś mi trudne pytanie. Tak naprawdę jesteśmy w plecy ładnych parę lat. Patrząc jednak z perspektywy ostatniego półtora roku, dobrze się stało. Mamy czystą kartotekę, w klubie pracują normalni ludzie. Z uwagi na to, że w dużo mniejszym stopniu biorę udział w tym życiu kibicowskim, niewiele mogę powiedzieć. Ale pod kątem meczu otwarcia częściej jestem w klubie, rozmawiam tutaj z różnymi osobami i przypomina mi to moment, w którym do Widzewa przyszedł Zbigniew Boniek. Klub znów jest otwarty, można zadzwonić i załatwić w pięć minut to, czego wcześniej nie dało się załatwić.

– 18 marca będziemy wszyscy otwierać stadion. Ty też bierzesz w tym swój udział.

– Jakąś małą cześć od siebie w tym wszystkim dam. Staram się dać choćby skromne wsparcie przy organizacji. Podrzucam swoje pomysły, zresztą w ogóle fajnie, że ktoś stwierdził, że warto zapytać mnie, co sądzę o tym czy o tamtym. Trudno sobie wyobrazić stojąc z boku, jaki ogrom pracy czeka pracowników klubu przy organizacji tego dnia. Ile rzeczy i szczegółów jest do ogarnięcia. Stąd stwierdziłem, że bez zawracania nikomu głowy, żeby nie dokładać innym roboty, postaram się zorganizować ludzi do nakręcenia fantastycznego materiału, od strony kibicowskiej, tego co związane będzie z meczem. Pomogą nam przy tym świetni i wykwalifikowani ludzie – profesjonaliści. Zobaczymy, jak to wyjdzie, bo wiele sobie obiecuję po tym materiale

– Mówisz o multimediach?

– Tak. Udało się pozyskać do sfinansowania tego dwie widzewskie firmy, czyli Lanistę i Hurtownię Budowlaną „TARTI”, za co im ogromnie dziękuję. Ktoś w końcu musi tu przyjść i to nagrać, a później zmontować. Będzie z tym bardzo dużo pracy. I tutaj znów z klubu dostaliśmy zielone światło i wszelką pomoc.

– Zmieniając temat. W pewnym momencie pojawiła się chyba obawa, że jak nie kupię karnetu, to nie będę na tak ważnym, pierwszym meczu.

– Dokładnie. Teraz już rolą piłkarzy jest sprawić, żeby ci ludzie nie przyszli pierwszy i ostatni raz, tylko żeby byli chociaż na większości meczów. Nie da się ukryć i każdy zdaje sobie z tego sprawę, że wiele osób kupiło karnet po to, żeby finansowo wesprzeć klub. Część ewentualnie po to, żeby mieć – tak jak mówisz – pewność wejścia na mecz otwarcia i na derby. To jest duże wyzwanie dla klubu i dla kibiców, bo nam też zależy, żeby ten stadion był pełen i żeby również „młyn” dobrze się prezentował. Stąd moim zdaniem tak duża rola drużyny. Jak ona będzie szła serią zwycięstw, to trybuny się wypełnią. Kibice, dobrym dopingiem też w tym pomogą.

– Nawet połowa stadionu na mniej hitowych meczach to będzie świetna frekwencja.

– Zanim zaczął się ten szał z karnetami, to liczyłem na frekwencję w III lidze rzędu pięciu tysięcy. Teraz wydaje mi się, że jesteśmy w stanie te osiem-dziewięć tysięcy nawet na tym mniej znaczących meczach mieć.

– Według mnie lepiej, gdy klub ma pół stadionu puste, ale kasę w budżecie za cały, niż miałby mieć puste pół stadionu, ale bez tej kasy.

– Zgadza się. A dodajmy do tego jeszcze pomysł z systemem, który umożliwi zwalnianie swojego miejsca, co jest jakimś mistrzostwem świata! Bardzo wysoka świadomość ludzi, którzy są za to odpowiedzialni. Nie chodzi im o to, żeby nasprzedawać karnetów jednorazowo i mieć później przez pół roku spokój, tylko o to, żeby stadion był zawsze nabity ludźmi, a do tego zysk ze sprzedaży tych zwolnionych miejsc wrócił po raz wtóry do kasy. Mam oczywiście obawy co do przyzwyczajenia ludzi do zwalniania miejsca na meczach, na których karnetowicza nie będzie, ale z biegiem czasu ludzie się z tym pewnie oswoją. Nie wiem czy ktoś w Polsce wcześniej wprowadził taki system? Jeśli nie, to tym bardziej należą się naszym ludziom w klubie słowa uznania, bo my na czwartym poziomie rozgrywkowym jesteśmy przygotowani chyba na obsłużenie meczu Ligi Mistrzów pod kątem technicznym i technologicznym.

– Jest teoria, która mówi, że stare stadiony były lepsze, że klimat kibicowski był zachowany. A teraz to zamknięte brył i wszechobecne kamery.

– Wyznacznikiem jest „młyn”. Wystarczy spojrzeć na „młyny” tych większych kibicowsko klubów, żeby zobaczyć, czy jest dobrze czy źle. Zobaczymy jak to będzie u nas. Liczę na to, że selekcja przy sprzedaży karnetów na „Zegar” była na tyle skuteczna, że nie będzie tam przypadkowych osób, tylko takie, które będą miały ochotę rzeczywiście na te mecze chodzić. Mamy znowu takie miejsce, w którym możemy spotkać się wszyscy razem. A że są tam kamery i nasłuchy? Wcześniej też były.

– Dla ludzi odpowiedzialnych za kondycję „Zegara” będzie to ciężkie zadanie? Ogarnąć chociażby doping na trybunie, na której nie będzie już półtora tysiąca ludzi, tylko na starcie prawie trzy i pół.

– Nie takie rzeczy już robiliśmy na wyjazdach po kilka tysięcy ludzi. Staraliśmy się na tyle wcześnie o tym myśleć, żeby nic nas nie zaskoczyło na pierwszym meczu. Mamy też przygotowane nagłośnienie i w tygodniu będzie je testować.

– Podest już załatwiony?

– Tak. Była dyskusja, jak to zrobić. Przecież stary podest był robiony chałupniczo przez dwóch bębniarzy. Taki był wtedy klimat, że „Avax” ze „Styxem” weszli sobie na stadion ze spawarką i blachami i po prostu sobie to zrobili (śmiech). Natomiast teraz dostaliśmy prezent od „Mostów”. Powiedzieli, że nie ma problemu. Pomogli nam też z montażem. To jest konstrukcja o takich samych wymiarach, jak poprzednia, ale o wiele lepsza jakościowo, oparta na projekcie poprzedniego gniazda. Zastanawialiśmy się, czy nie będzie za wysoko, bo przecież nie ma ogrodzenia. Zobaczymy już „w praniu” jak to wygląda na sektorze pełnym ludzi.

– Zaangażowanie „Mostów” to oddzielna historia.

– A do tego szerzej wchodzą w klub, więc to super sprawa. Zaczyna być po prostu normalnie. Zamiast robić z tego stadionu Guantanamo, gdzie trzeba jak kiedyś trzech przepustek, by móc w ogóle wejść z kimś pogadać, doszło do tego, że wykonawca stadionu robi podest pod prowadzenie dopingu, a firma robiąca nagłośnienie pomaga ustawić to na trybunie!

– Podobnie było z nagłośnieniem.

– O nagłośnieniu rozmawiałem wiele miesięcy temu i tylko ci powiem, jak to zazwyczaj wyglądało. Rafał Markwant dawał kontakt do ludzi od każdej możliwej rzeczy, do osoby związanej z jakimś elementem stadionu, który był w budowie. Myślę, że jakby trzeba było, to by załatwił też i kontakt do producenta gąsienic do koparek, które jeździły po placu budowy, gdyby na coś nam się taki kontakt miał przydać. No ale wracając do meritum, to Rafał daje kontakt do ludzi od nagłośnienia stadionu. Dzwonię i mówię w czym rzecz, że potrzebujemy pomocy w przygotowaniu tego również do naszego użytku. Facet z pierwszego kontaktu mówi, że musi to skonsultować i że się odezwie. Dalej po jakimś czasie dzwoni do mnie, że wstępnie jest zgoda, ale ogólnie to jeszcze ktoś inny to będzie dalej pilotował i dał mi kolejny numer. Dzwonię więc do kolejnej osoby i opowiadam w czym rzecz, a tam facet mi przerywa w pewnej chwili i mówi: Proszę się nie martwić, my też jesteśmy kibicami Widzewa. Wiemy o co wam chodzi i zrobimy tak, że będziecie zadowoleni. No to co ja mogłem powiedzieć? Tylko się cieszyć. A finał jest taki, że pisze w tym tygodniu nagle do mnie kolejna osoba, która odpowiada już teraz za obsługę tego sprzętu z informacją, że wszystko jest gotowe i trzeba przetestować. Właśnie w ten sposób się ten stadion budował. A przecież tam jest tyle innych smaczków i historii do opowiedzenia.

– Jak praca „Jusupa” czy „Torcha” przy… projektowaniu napisu na krzesełkach na stadionie?

– Na przykład. Przecież kibice sami to zrobili! Pokaż mi znów drugi taki przykład na świecie. To wszystko powoduje, że będziemy czuć się jak w domu.

– Skoro już jesteśmy przy nagłośnieniu. Jak z akustyką? Wszyscy sprawdzimy to na dobre w sobotę, ale blacha trapezowa, z której śmiano się na Kaliskim, że to nie pleksi, powinna pomóc w tym, żeby dźwięk odbijał się od dachu i wracał.

– Niektórym, to nawet pleksiglas i membrana nie pomogą (śmiech). Zresztą pamiętam, że kiedyś mówili, że to właśnie przez blachę mamy taki doping. To może jednak coś z tego będzie? A serio mówiąc, to zastanawiała mnie tylko ta dziura pomiędzy dachem a trybuną. Ale potem zobaczyłem, na meczu w Warcie, że też jest taka przestrzeń na tej małej trybunie, a pięknie doping niósł się po okolicy. Zresztą, jak ludzie zobaczą nad sobą dach, którego nigdy poza „Krytą” nie było, to zwariują. Bardziej boję się, że wyrwie się to spod kontroli. Każdy będzie chciał to zrobić jak najlepiej, jak najgłośniej i… jak najszybciej. I tych emocji może być zamieszanie. Trzeba to będzie opanować.

– Późne otwarcie sprzedaży na „Niciarce” pomogło w selekcji pod „Zegarem”?

– Nie patrzyłbym na to w ten sposób. Ja się cieszę, że pod „Zegarem” znajdą się teraz osoby, które w przeszłości często na nim bywały, ale później wybierały np. „Niciarkę”. „Młyn” jest reprezentacyjnym miejscem stadionu i warto zadbać o to, by prezentował się godnie. Reszta trybun niech żyje meczem po swojemu, niech kibice po prostu przyjdą na mecz i dołączą do dopingu, kiedy chcą. Choć jestem przekonany, że cały stadion pójdzie za „młynem” i pozostałe trybuny też będą momentami niezłym wsparciem. Na stadion wróci wiele osób, które odpuściły sobie mecze za Cacka. To są ludzie świadomi tego, gdzie przychodzą. Przy okazji apel, żeby na trybunach żyć meczem i tym, co dzieje się na boisku, żywo na to reagować gwizdami, brawami czy… wybuchem śmiechu. Tak, jak to ma miejsce na angielskich stadionach.

– Była dyskusja w temacie miejsc na biletach czy karnetach. Jak ty do tego podchodzisz? „Pan tu nie stał” czy „Against Modern Football?”

– Jestem za tym, by „Zegar” był w pełni autonomiczny. Wiadomo, jacy ludzie tu przyjdą i według jakich zasad ich kibicowskie życie od lat funkcjonowało. Na trybunie D nikt nie będzie patrzył na miejsce na bilecie. Natomiast na pozostałych trybunach powinniśmy się ucywilizować i po prostu zachowywać klasę. Z czasem pewnie samo wyjdzie, kto gdzie i koło kogo stoi/siedzi i na takiej „Prostej” zrobi się porządek ustalony. Natomiast nie wyobrażam sobie, że ktoś komuś daje w ryja, że on tu był pierwszy i do widzenia albo przegania ojca z dzieckiem z ich miejsc.

– Cały czas powtarzamy, że impreza zaczyna się o 17:30, a nie o 19:10.

– Zdecydowanie. Fajnie, jakby wszyscy przyszli właśnie na 17:30 i wzięli udział w całym widowisku. Wielu ludzi z klubu włożyło mnóstwo pracy, by to wszystko zaplanować i przygotować. Chociażby po to, by oddać im ten szacunek, trzeba być wcześniej.

– Kolejna rzecz, to po prostu kolejki na bramach…

– Bramy będą otwarte od 16:30, może nawet wcześniej. Też obawiam się tłumów pod wejściem. System wejścia pierwszy raz obsłuży od razu ogromną ilość ludzi. Lepiej być wcześniej, na wypadek gdyby coś przestało działać. Nie rozumiem też ludzi, którzy mogą wcześniej odebrać karnet, a zostawiają to na ostatnią chwilę. Wystarczy wysłać kogoś znajomego. Pamiętajmy, że przyjeżdżają też zgody i jakoś muszą wejść na trybuny. Apeluję też o to, żeby nie dać się sprowokować smutnym panom, szukającym mandatu za przekleństwa, piwo itp.

– Pojawiła się dyskusja na temat przyjęcia pani prezydent. Nikt nie każe bić pokłonów, ale wiochy robić też raczej nie wypada.

– Wiadomo, że pani Zdanowska ma swoje za uszami, ale zachowajmy się godnie. Gdzie indziej robią to inaczej. Ja wierzę, że na Widzewie potrafimy się zachować po prostu normalnie. Nie raz to pokazywaliśmy. Resztę przemilczmy. Cieszmy się tym, że mamy fajny stadion, komplet widzów. Nie zawracajmy sobie głowy takimi pierdołami

– Podtrzymujemy modę na czerwień?

– Jak najbardziej. Wiadomo, trybuna VIP rządzi się swoimi prawami, ale reszta stadionu powinna być ubrana na czerwono. Druga rzecz, to szale. Zobacz, jak prezentuje się trybuna pełna szalików uniesionych w górę. To najłatwiejszy do wykonania element choreografii. Mam nadzieję, że ludzie podejdą do tego poważnie.

– Jest plan, by na podeście znów pojawiły się osoby, które prowadziły doping przez lata? Tak, jak to miało miejsce na meczu z GKS Katowice?

– Nie we wszystkim uczestniczę, więc nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast byłoby fajnie, gdyby zechcieli przyjść. Oczywiście poza jedną osobą (śmiech). Reszta jest mile widziana, co byłoby też dobrym sygnałem dla naszej zegarowej młodzieży. Niech zobaczą, że to jest przecież część naszej historii. Bywało przecież, że na gnieździe pojawiał się „Bliźniak” i ludzie nie wiedzieli, kto to jest. Nie mieli pojęcia, że przez lata prowadził on doping i do dziś powinien być za to szanowany. Gdyby przyszli się przywitać i coś krzyknąć, byłoby fajnie. Ale wiem też, że będzie taki natłok tego wszystkiego, że może wyjść różnie.

– Repertuar masz już gotowy? Nowości się nie spodziewam.

– Powiem ci, że mam kilka pomysłów, ale zobaczymy, czy będzie na to czas. Może spróbujemy w przerwie i zobaczymy jak to wyjdzie, choć z drugiej strony taki mecz, to raczej nie czas i miejsce na wprowadzanie nowości. Na pewno trzeba postawić na proste rzeczy. Będzie osiemnaście tysięcy ludzi, nie wszyscy są na bieżąco.

– Wiem, że pojawiły się wątpliwości w temacie flag. Ogrodzenie jest dość nietypowo skonstruowane i może utrudniać.

– Nie uczestniczę w tych rozmowach, ale wiem, że są czynione starania, żeby po prostu było dobrze. Mówimy o „Zegarze”, bo nie wiem, jak to będzie na innych trybunach. To już nie te czasy, że flagi wisiały wszędzie. Jak się popatrzy na inne nowe stadiony, to zazwyczaj wiszą po prostu tam, gdzie jest „młyn”. Dodatkowo trybuna jest jednopoziomowa, więc trochę miejsca nam ucieka. Zobaczymy, jak osoby za to odpowiedzialne poradzą sobie z tematem. Na pewno zadbają by było jak najlepiej.

– Coś na temat planowanej oprawy możesz zdradzić? Nie pytam o szczegóły, tylko kwestie logistyczne, które warto przekazać ludziom.

– Tak jak mówiłem – jestem trochę z boku. Natomiast na pewno trzeba trzymać się tego, żeby przyszli wcześniej i dostosowali się do poleceń spikera czy prowadzących. Chodzi o to, żeby wszyscy wiedzieli, co mają w danym momencie zrobić.

– Słyszałem, że możliwe jest twoje ponowne pojawienie się na murawie?

– Nie potwierdzam, nie zaprzeczam (śmiech). Wolałbym w stroju i korkach piłkarskich (śmiech).

– Wracając do twojej osoby. Powrót na gniazdo związany był z nietypowym zakładem.

– Cała akcja pomocy Panu Tomkowi skończyła się 14 lutego. Udało się zebrać ponad 40 tysięcy złotych, więc zgodnie z obietnicą pojawię się na czterech meczach. Pewnie nie sam, bo zauważyłem w Warcie, że nie będę w stanie sam pociągnąć dopingu przez 90 minut.

– Brakuje czucia piłki? (śmiech)

– Czucie piłki może i jest, ale gorzej z przygotowaniem fizycznym (śmiech). Czuję, że jest ciężko. Zresztą wiąże się to też z dolegliwościami, jakie miałem wcześniej. Z głową jest ciężko, byłem na „pół-świadomce” albo w ogóle odcinało mi głowę. Do tego wieczne problemy z krtanią itp. Ale słowo się rzekło – zakład trzeba wypełnić. Łatwo się domyślić, które to będą mecze: mecz otwarcia, mecz z Legią, derby i jeszcze jeden…

– … w ostatniej kolejce, decydujący o awansie (śmiech).

– Daj Boże!

– A co słychać u Pana Tomka?

– Wiem, że będzie na meczu. Stan zdrowia trochę się pogarsza, ale dzięki tym pieniądzom będzie w stanie zacząć już leczenie. Fajnie, że udało się pomóc, bo to człowiek, który trochę tych kibiców z kujawsko-pomorskiego na Widzew przywiózł.

– Na koniec, jak kolega z „młyna” kolegi z „młyna – czujesz już adrenalinę przed sobotą?

– Jest coraz mocniej. Człowiek idzie na stadion, patrzy na te przygotowania i zaczyna widzieć to już oczami wyobraźni. To będzie ciężki tydzień. Zresztą jeden z bębniarzy śmiał się teraz, że najlepiej byłoby wziąć na ten tydzień przed meczem L4, żeby na spokojnie wszystko ogarnąć i przygotować, bo w pracy i tak już do niczego się nadajemy, przez to że głowa jest już gdzie indziej. Martwię się tylko, czy uda nam się wygrać ze Świtem, żeby klimat nieco nie opadł zanim na dobre się rozkręci [rozmowa była przeprowadzona kilka godzin przed meczem w Nowym Dworze Maz.].

– Jak przegrają, to się to wytnie (śmiech)

– OK!

Rozmawiał Ryan