M. Kozłowski: „Mogą sobie krzyczeć, co chcą”

15 marca 2017, 17:35 | Autor:

Marcin_Kozłowski

Marcin Kozłowski wygrał na starcie rundy wiosennej rywalizację o miejsce na prawej obronie z Kamilem Tlagą. Prawy obrońca potwierdził dobrą formę, notując bardzo udany występ w Nowym Dworze Mazowieckim. Podpadł też miejscowym kibicom.

Kozłowski podkreśla, że w niedzielne spotkanie trzeba było włożyć dużo sił. „Było dużo walki, ale wiedzieliśmy, że tak będzie. Wszystko to, co trener przekazał nam na odprawie, sprawdziło się. Świt niczym nas nie zaskoczył. Kierował piłki do boków, na mnie i na Gromka. Trener mówił nam, że mamy być ustawieni nieco niżej i nie ścigać się z szybkimi pomocnikami. Wychodziło nam to bardzo dobrze, bo praktycznie nie zrobili akcji bocznymi sektorami boiska. Zagrażali nam tylko stałymi fragmentami” – oceniał występ Widzewa.

Wychowanek RTS cieszył się z tego, że drużyna potrafiła wygrać spotkanie nawet w sytuacji, gdy musiała gonić wynik. „Mecz nam się nie ułożył. W pierwszej fazie mieliśmy setkę Michalskiego, a potem nagle Świt dostał rzut karny. Nie poddaliśmy się. Udało nam się podnieść i wyciągnąć wynik z 0:1 na 2:1” – zaznaczył „Cinek”.

W drugiej połowie widzewiak nasłuchał się pod swoim adresem trochę okrzyków ze strony kibiców Świtu. Dlaczego? „Zaczęli mnie wyzywać po tym, jak pocałowałem herb na koszulce. Dla mnie to było motywujące, na pewno nie byłem tym zdeprymowany. Mogą sobie krzyczeć, co chcą. Ja czuję się widzewiakiem, wiadomo, że noszę Widzew w sercu. Nie będę tego ukrywał. Karma ostatecznie do nich wróciła, bo to my wygraliśmy” – śmiał się Kozłowski.

Dobry występ w Nowym Dworze Mazowieckim znacznie przybliży obrońcę do gry także w meczu otwarcia nowego stadionu. Póki co Kamil Tlaga raczej nie wygryzie go ze składu. „Mam taką nadzieję. Myślę, że razem z Kamilem jesteśmy na dość podobnym poziomie. Teraz trener postawił na mnie, ale liczę na to, że Tlagowy się nie podda. Ja byłem w takiej sytuacji w poprzedniej rundzie – też mało grałem na początku. Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie taki czas, że zagramy razem w pierwszym składzie, bo bardzo go lubię” – zachowywał klasę Marcin Kozłowski.