Fornalik, Michalski i inni na temat „łódzkiej ksenofobii”

29 września 2014, 21:51 | Autor:

Waldemar_Fornalik

Wywiad, jakiego na antenie Polsatu Sport udzielił w miniony wtorek Sylwester Cacek, wywołał sporą lawinę zdarzeń. Do atmosfery, jaka panowała później na meczu ze Śląskiem Wrocław, nie chcemy już wracać – nie jest to nic przyjemnego. Postanowiliśmy jednak pociągnąć ten temat od nieco innej strony – zainteresowały nas słowa Prezesa dotyczące rzekomej łódzkiej ksenofobii, jaka jego zdaniem miała panować i nadal panuje wśród kibiców Widzewa.

„W Łodzi panuje duża ksenofobia. Część kibiców uważa, że jeśli nie jesteś stąd, to jesteś be. Jesteś zły, jeśli nie wywodzisz się z Widzewa i nie możesz być widzewiakiem. Natomiast jeśli przejrzymy całą historię Widzewa, to jest w niej kilka gwiazd, ludzi którzy coś osiągnęli, ale nie jest tego aż tak dużo, jakby się wydawało” – m.in. te właśnie stwierdzenia Cacka mocno zdenerwowały fanów. Spróbowaliśmy więc sprawdzić jak to faktycznie z tą ksenofobią jest.

Wykonaliśmy telefony do kilku osób związanych w przeszłości z klubem, o których ciężko powiedzieć, że są osobami z tzw. widzewskiego środowiska. Gdyby nie Widzew nie mieliby być może za wiele wspólnego także z samą Łodzią. Dotarliśmy zarówno do ludzi, którzy z drużyną osiągali mniejsze bądź większe sukcesy, jak i do tych, którzy nie cieszyli się specjalną estymą ze strony trybun. Każdego z nich zapytaliśmy, czy spotkał się kiedyś z przykładami ksenofobii podczas pracy przy Piłsudskiego. Czy kibice kiedykolwiek dali mu odczuć, że jest traktowany gorzej niż inni, ponieważ nie jest stąd. Poniżej wypowiedzi naszych rozmówców.

Czesław Michniewicz:
„Bardzo miło wspominam okres pracy w Widzewie. Uważam, że był to dla mnie świetny moment, zrobiliśmy z zespołem dobry wynik, otarliśmy się o europejskie puchary. Zżyłem się z Łodzią i z klubem, podobała mi się atmosfera, gdy na korytarzach mijałem zdjęcia z lat 80. i 90. Ze strony kibiców nigdy nie spotkałem się z najmniejszą niechęcią. Nawet ze strony fanów ŁKS, bo bywałem też i na ich stadionie, oglądając poszczególnych piłkarzy. Pojęcie łódzkiej ksenofobii jest mi osobiście obce.”

Wojciech Szymanek:
„Łódzka ksenofobia? Nie miałem raczej z niczym takim nic wspólnego. Do Widzewa przychodziłem jako człowiek z Warszawy, ale nikt nie dał mi odczuć, że jestem traktowany gorzej. Byłem nawet na spotkaniu z kibicami ze stołecznego fan clubu „Widzewska Warszawa” i wspominam je miło. Wiadomo, że gdy trafiał nam się słabszy okres na boisku, to presja ze strony fanów rosła, ale było to spowodowane jedynie słabszymi wynikami, a nie moimi korzeniami.”

Waldemar Fornalik:
„Z pracy w Widzewie mam same miłe wspomnienia i nigdy nie spotkałem się z przejawami jakiejś ksenofobii, czy niechęci do mojej osoby.”

Radosław Michalski:
„Moje wejście do Widzewa było bezproblemowe i aklimatyzacja przebiegła szybko. A przecież trafiłem do niego z Legii Warszawa, więc ten podtekst był spory. Nigdy nie spotkałem się z niechęcią ze strony kibiców; wręcz przeciwnie – zawsze czułem ich wsparcie i po dziś dzień miło mi jest, gdy mam okazję być w Łodzi”.

Sławomir Szeliga:
„W Widzewie spędziłem ponad trzy lata i przez ten okres nie spotkałem się z żadną wrogością ze strony kibiców. Nikt nigdy nie sprawił, że czułem się nie akceptowany, bo nie jestem z Łodzi. W mieście zdarzały się czasem trudniejsze rozmowy z fanami, ale zawsze dotyczyło to raczej wyników.”

Artur Skowronek:
„Ja będę chyba największym kontrastem w takiej sytuacji, bo trafiłem do klubu jako człowiek kompletnie z zewnątrz, w bardzo trudnym okresie dla Widzewa. Niemniej to, co spotkało mnie ze strony kibiców, było czymś wyjątkowym. Do dziś odczuwam, że fani jakoś doceniali tę pracę, jaką wykonałem, choć celu nie udało się osiągnąć. Nie chcę tu uprawiać jakiejś wazeliny, ale dla mnie postawa trybun w spotkaniu z Piastem Gliwice czy na ostatnim meczu w Lubinie była czymś nieprawdopodobnym. Kibice oddali nam niebywałe wręcz przywiązanie do zespołu. Oni są w tym momencie największą wartością Widzewa.”

Marcin Kikut:
„Jako człowiek kojarzony z Lechem Poznań, średnio na Widzewie lubianym, nie miałem żadnych problemów z kibicami. Nikt nie zarzucił mi nigdy, że jestem obcy. Mało tego – uważam, że świetnie wszedłem do klubu, spodobała mi się jego atmosfera i oddanie fanów, którzy byli z nami do samego końca. Czuć było, że jest to wyrazisty klub, wisiał w powietrzu ten słynny widzewski charakter. Do dziś żałuję, że nie udało się zostać w Łodzi.”

Piotr Stawarczyk:
„Nie spotkałem się nigdy z sytuacją, że ktoś mówił o mnie źle, czy atakował mnie ze względu na to, że nie jestem z Łodzi, czy nie wywodzę się ze środowiska widzewskiego. Wiadomo – przez te lata, gdy grałem w nim, zdarzały się momenty, że kibice byli niezadowoleni, ale pretensje dotyczyły wyłącznie wyników. Tak jest w każdym klubie.”