M. Ferdzyn: „Z rzucanych nam pod nogi kłód budujemy schody”

3 lipca 2016, 19:10 | Autor:

Płuska_Ferdzyn

–  Przed startem sezonu był pan pewien siły zespołu. Mówił nawet, że IV-ligowy Widzew jest mocniejszy od ŁKS-u w III lidze.

– Nadal tak uważam, choćby ze względu na kibiców. Przepraszam wszystkich fanów ŁKS, ale ja jestem widzewiakiem, kocham ten klub i zawsze będę sądził, że Widzew jest klubem mocniejszym. Mam nadzieje, że piłkarze w sportowej walce pokażą, że jesteśmy lepsi.

– Początek sezonu był jeszcze w miarę udany, ale potem zaczęły się problemy. Drużyna przestała wygrywać, a po porażce z GKS II do dymisji podał się trener Obarek. Musiał pan wracać z urlopu i gasić pożar. Trzeba było wybrać nowego trenera i postawił Pan wówczas wszystko na jedną kartę, powierzając zespół anonimowemu w Łodzi Marcinowi Płusce.

– Byłem akurat w Wenecji, skąd musiałem się szybko ewakuować do Łodzi. Trener Obarek miał swoją bazę ludzi z regionu, których znał. Z kolei ja postanowiłem szerzej poszukać piłkarzy. Dzwoniąc do różnych ludzi trafiłem przypadkiem na Marcina Płuskę. Wykonałem tzw. wywiad środowiskowy, m.in. dzięki pomocy Zbyszka Bońka, żeby dowiedzieć się więcej na temat tego szkoleniowca. Postawiliśmy na niego, choć nie było łatwo, bo nie była to osoba popularna. Na początku wyniki były kiepskie, kibice nie akceptowali trenera. Nie traktowali go, jak swojego, bo nie był z Łodzi. A nam zależało właśnie na tym, by był to człowiek z zewnątrz, który nie będzie miał żadnych układów z piłkarzami, który będzie obiektywnie podchodził do zespołu.

– Z dużą presją się Pan wtedy zmagał? Część ludzi forsowała inne nazwiska, z Tomaszem Kmiecikiem na czele. Mówiło się też o powrocie do koncepcji z trenerem Cecherzem.

– Na mnie presja nie wywiera żadnego wpływu! Trzymam się swoich obranych decyzji i dopóki społeczność widzewska mnie akceptuje, będę rządził Widzewem według swojego pomysłu. Postawiłem na trenera Płuskę. To była wspólna decyzja, podjęta z Rafałem Krakusem. Zdecydowaliśmy się na to, choć większość ludzi była przeciwna. Dzisiaj, gdy mamy już III ligę, ci ludzie potrafili jednak zachować się właściwie. Podali rękę trenerowi i pogratulowali. Przyznali tym samym, że to był dobry wybór.

– Po odejściu Obarka pojawiły się tarcia wewnętrzne. Dodając do tego konflikt Grzegorza Waraneckiego z kibicami, zaczęło się robić niezbyt fajnie od strony PR-owej. Zwłaszcza po rezygnacji Waraneckiego i Syguły.

– Bardzo źle wpływało to na PR wokół klubu. Te wywiady w prasie i radio były strasznie niefortunne. Wypowiedzi pana Syguły i Grześka nigdy nie powinny były trafić do mediów. Takie spory winno się rozstrzygać po dżentelmeńsku, w innych okolicznościach. Stało się jednak, jak się stało. PR się zepsuł, co zatrzymało dopływ kilku sponsorów. Dla firm dobra prasa jest ważnym aspektem w podejmowaniu decyzji o inwestycji w dany klub. Tamta burza medialna utrudniła nam działania. Dopiero, gdy wiosną zaczęliśmy wygrywać mecze, zaczęło to wracać na właściwe tory.

– Z perspektywy czasu oceni pan tą decyzję pozytywnie? Klub w tamtym sporze stanął jednak po stronie kibiców, a nie Waraneckiego.

– Obaj panowie zrezygnowali z członkostwa w stowarzyszeniu. Trudno. Myślę, że oni nadal są widzewiakami i przeżywają losy klubu. Być może mieli po prostu inne spojrzenie na to wszystko, dlatego nasze drogi się rozeszły.

– W międzyczasie zaczęły pojawiać się pierwsze problemy z syndykiem upadłej spółki Cacka. Nie mogliście porozumieć się w kwestii herbu, a potem doszły jeszcze sprawy z boiskami na ChKS.

– Takie jest prawo syndyka, by mógł podejmować jakieś działania. My mamy takie samo i nasi prawnicy od dawna działają w tym temacie. Złożyliśmy zażalenie od decyzji sądu i czekamy na odpowiedź. Złożyliśmy też dokumenty do Urzędu Patentowego, udowadniając, że to Widzew ma prawa do herbu. Uważam, że racja jest po naszej stronie. Cieszę się, że udało się to poprowadzić inaczej, że nie było żadnej licytacji. To był dobry ruch. Nasi prawnicy obrali właściwy kierunek i kontynuują go. Ten herb jest dla mnie wartością społeczną, nieprzeliczalną na pieniądze. Pan syndyk traktował go inaczej. To jego zawód i inaczej on podchodzi do sprawy, a inaczej nasi kibice. Moim zdaniem herb nie zniknie. Co do boisk, to już wielokrotnie mówiłem, że decyzja syndyka była dla klubu całkowicie niezrozumiała. Stawki za jego wynajem wzrosły nagle kilkukrotnie i jako Widzew nie mogliśmy się na to zgodzić. Szkoda, bo ta decyzja uderzyła nie tyle w nas, co w dzieci szkolące się na boiskach ChKS.

– Znów zagrał pan jednak va banque, ogłaszając 1 kwietnia powrót herbu, i przez chwilę wydawało się, że karta panu idzie. Ostatnio jednak pojawiły się trudności. Proszę zdradzić, w jaki sposób udało wam się bez porozumienia z syndykiem przejąć prawa do herbu.

– Tak, jak mówiłem. To praca Tomków Barańskiego i Gasińskiego. Oni dotarli do dokumentów, z których wynikało, że prawa do herbu były przeniesione przez stare Robotnicze Towarzystwo Sportowe niewłaściwie już na stowarzyszenie Zbigniewa Bońka. Na tej podstawie mogliśmy od RTS-u już bez żadnych błędów formalnych przejąć prawo do herbu, co zrobiliśmy 1 kwietnia. W szczegóły prawnicze nie chcę wchodzić, bo się na tym nie znam. Konsultowaliśmy to z innymi kancelariami i wszyscy są zgodni. Inaczej nie decydowalibyśmy się na tak ryzykowny krok. Będzie dobrze. Musimy tylko poczekać na decyzję sądu. Pan sędzia, który się tą sprawą zajmuje, jest w tej chwili na urlopie. Taki okres.

– Płuska debiut miał udany, ale potem drużyna grała źle i ostatecznie rundę skończyła dopiero na 4. miejscu. Nie szukaliście jednak winy w trenerze, tylko postanowiliście zrobić rewolucję kadrową.

– Zarząd cały czas ufał trenerowi. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że trzeba dać tej drużynie więcej jakości. Wyeliminowaliśmy błędy selekcyjne z lata i sprowadziliśmy lepszych piłkarzy. Pożegnaliśmy się z tymi, którzy tej jakości nie dawali lub pokazali, że swoją postawą nie zasługują na miejsce w Widzewie, który ma być klubem z charakterem.

– Odejście wielu piłkarzy, którzy się nie sprawdzili i zastąpienie ich nowymi, o znacznie większym potencjale, musiało kosztować. O ile więcej wydaliście od tego, co było zakładane w IV lidze?

– Pierwotnie zakładaliśmy budżet na poziomie pół miliona złotych. Mieliśmy wtedy jednak dość mgliste pojęcie o realiach futbolowych. Doświadczenie miał Władek Puchalski, ale on działał na zupełnie innym poziomie, nigdy w IV lidze. Koniec końców wydaliśmy około miliona. Była to kwota odpowiednia do celu. Nie dało się wydać mniej, nie chcieliśmy też wydawać więcej. Na bieżąco płacimy ZUS i podatki do Urzędu Skarbowego. Wszyscy piłkarze mają podpisane umowy o pracę. Inaczej się nie da. Pracowników na etacie w klubie wielu nie ma, żeby ciąć koszta.

– W styczniu do klubu w oficjalnej formie dołączyć miał Mirosław Leszczyński. Ostatecznie nie został dyrektorem sportowym, ale i tak cały czas wspierał pana i trenera w sportowych decyzjach?

– Mirosław Leszczyński cały czas jest w naszym otoczeniu. Ma bardzo dobre rozeznanie, jeśli chodzi o piłkarzy, potrafi ich wyszukać. Był wiceprezesem Bzury Chodaków i trochę dzięki niemu mamy u siebie Marcina Płuskę. Mirek jest widzewiakiem i dał zielone światło na puszczenie trenera do Łodzi. Piłkarze z Bzury, którzy do nas trafili, to także jego zasługa. Miał być dyrektorem sportowym, jednak jego „rozwód” z Bzurą trwał dłużej, niż zakładano. Mimo to cały czas jest z nami, rozmawiamy kilka razy w tygodniu, konsultujemy decyzje na temat transferów. Jaka będzie jego oficjalna funkcja, ciężko na tą chwilę powiedzieć.

– W kilku wypowiedziach przywoływał pan również nazwisko innej osoby, która pomagała wam w wyszukiwaniu piłkarzy. Chodzi o pana Jakubaszka.

– Tak, to kolejna ważna postać, stojąca w cieniu i pomagająca po cichu, bez parcia na pierwszy szereg. Sławek jest z wykształcenia architektem, jak ja. Zadzwonił do mnie na początku powstawania stowarzyszenia i nawiązaliśmy kontakt. Wysyłałem mu listę zawodników, a on organizował namiary do tych osób. Mamy bardzo ciepłe relacje, choć osobiście się nie poznaliśmy. Od roku rozmawiamy tylko przez telefon (śmiech). Bardzo go szanuję i dziękuję mu za jego wkład. Oby więcej takich ludzi w Widzewie!

– Można więc założyć, że kształt drużyny, która wiosną wywalczyła awans, był efektem pracy waszej trójki + trenera Płuski?

– Oczywiście. Ostateczne decyzje podejmowałem ja, ale Mirek i Sławek sporo mi pomogli. Nie zapominajmy też o Rafale Krakusie, który dla klubu jest bezcenny. Wykonuje dla niego wielką pracę, choć głównie na innych polach, niż sportowe. Docenić trzeba też poświęcenie Piotrka Milewskiego i Waldka Krajewskiego, a także wielu innych osób.

– W pierwszym wiosennym meczu drużyna zagrała przeciętnie, ale wygrała. W drugim jeszcze słabiej, ale też dopisała sobie trzy punkty. Mimo to w klubie doszło do niespodziewanego ruchu i zwolnienia drugiego trenera. Było warto?

– To była decyzja zarządu. Chcieliśmy, żeby Marcin Płuska złapał większy kontakt z drużyną. Łukasz Kabaszyn jest bardzo sympatycznym człowiekiem, ale my chcieliśmy mieć tutaj nie typowego drugiego trenera, a kogoś, kto da tej drużynie więcej pod kątem przygotowania fizycznego. To była jedna z tych mniej popularnych decyzji. Marcin zareagował na nią nerwowo, ale dziś myślę, że inaczej do tego podchodzi. Uważam, że była to dobra decyzja. Dzięki niej Marcin bardziej zżył się z drużyną, złapał silniejszą więź i dojrzał. Różnie ludzie mogą mówić, ale naszym zdaniem miało to doby wpływ na drużynę. Zobaczymy, być może teraz znów dołączy do nas nowy asystent.

– Później Widzew faktycznie odpalił i notował świetną serię. To był ten moment, w którym mógł pan sobie powiedzieć: „Podjąłem dobre decyzje”?

– Ten moment nastąpił chyba w meczu z Paradyżem. Widać było, że to są dobrzy piłkarze, tylko muszą się ze sobą zgrać, stworzyć kolektyw. Drugim takim potwierdzeniem był wyjazd do Bełchatowa. To był dziwny mecz. Z jednej strony wrogość ze strony miejscowych kibiców, z drugiej nasza nieskrywana przed nikim radość ze zwycięstwa. Pewnie pokonaliśmy rezerwy GKS i już wtedy miałem poczucie, że nikt nas nie zatrzyma.

– Innym trafionym pomysłem było powiększenie pojemności stadionu SMS oraz ustalenie wysokich cen biletów. To kolejne ryzyko, które się panu opłaciło. Na niektóre mecze biletów nie było na kilka dni wcześniej, a kosztowały one w IV lidze tyle, co na Ekstraklasę.

– Zapotrzebowanie na bilety było ogromne. Myślę, że gdybyśmy mieli do dyspozycji nie dwa, a dziesięć tysięcy miejsc, to na niektóre mecze sprzedalibyśmy wszystkie wejściówki. Ta widzewska społeczność, która przez ostatnie lata działalności w klubie pana Cacka była nieco uśpiona, zaczyna się budzić. Nowy stadion pobudzi ją jeszcze bardziej. Decyzja co do zwiększenia pojemności na SMS była właściwa. Nie było jednak lekko to wszystko przygotować. Sami stawialiśmy trybunę przenośną, babraliśmy się przy tym w błocie. Trzeba było też wkopać w dół ławki dla rezerwowych i zainstalować monitoring, by móc organizować imprezy masowe. Zdążyliśmy rzutem na taśmę. Chcieliśmy, żeby tych kibiców było więcej. Żeby piłkarze czuli ich wsparcie. Zostało nam jeszcze do rozegrania kilka meczów na SMS. Mimo niektórych zawirowań, dziękujemy włodarzom klubu za wyciągnięcie ręki. Ja wiem, że ten stadion nie jest przystosowany do przyjmowania takiej ilości ludzi, jaką generuje Widzew. Zacisnęliśmy jednak zęby i chcemy to przeczekać, bo dzięki temu Widzew może zostać w Łodzi.

– Gdy zespół został liderem i wszystko wskazywało na to, że wywalczy awans, musieliście zacząć pracować nad III ligą. Wzmocnienia, dalsze wyjazdy, większa organizacja. Na tą chwilę macie już wszystko dograne? Budżet się spina?

– Żyjemy z dnia na dzień i budujemy budżet. Wiadomo, że on na III ligę będzie musiał wzrosnąć. Teraz wydaliśmy milion z hakiem, ale w nowym sezonie, by walczyć o awans, potrzebujemy około dwa i pół miliona złotych. Dojdą koszty wyjazdów, transferów, zwiększonych wynagrodzeń. Ci piłkarze, którzy przyszli do nas w IV lidze, gdy zespół miał dziewięć punktów straty do lidera, też bardzo ryzykowali. Obiecałem im, że po awansie zostaną za to odpowiednio wynagrodzeni. To uczciwe podejście z naszej strony. Liczymy też na kapitał szwajcarski, który przewija się w mediach i faktycznie coś jest na rzeczy. Jeśli uda się nawiązać tę współpracę, to będzie ona także zastrzykiem finansowym i pomocą w budowaniu struktur młodzieżowych. Od początku głośno mówimy o tym, że chcemy budować Widzew od dołu, czyli właśnie od grup juniorskich. Te struktury zostały przez pana Cacka mocno zaniedbane, dlatego musimy teraz głównie transferować zawodników, bo ci, juniorzy nie są na ten moment na tyle silni, by walczyć o awans do II ligi. Naszą ambicją jest jednak wychować piłkarzy, których za kilka lat będą u siebie widziały kluby z całej Europy.

– Kiedy poznamy kształt nowego zespołu? Część  zawodników odejdzie, ale jeszcze nie wiemy, kto. Znamy nazwiska sześciu nowych graczy, ale to nie wszystko.

– Musimy poczekać na zakończenie Mistrzostw Europy, bo jeszcze ktoś może tam błyśnie i wpadnie nam w oko (śmiech). A mówiąc serio, to tak, jak pan powiedział – mamy sześciu nowych piłkarzy i ich nazwiska są już znane. Przyszli już Joachim Pabjańczyk, Mateusz Fedyna, Mateusz Michalski, Fabian Woźniak, Marcin Kozłowski i Mateusz Wlazłowski. Szukamy napastnika. Chciałbym też dokooptować jeszcze jednego mocnego obrońcę, by ta nasza defensywa w III lidze była naprawdę silną formacją. Może dojdzie jeszcze ze dwóch młodzieżowców. Jest kilku kandydatów do gry w ataku. Na pewno na testy przyjdzie Piotr Burski, z którym rozmawiam od dawna. Ale są też inne opcje – zawodnicy i młodzi, i trochę starsi. Szkielet zespołu zbudowaliśmy już w tej rundzie wiosennej i on zostanie bez żadnych wyjątków. Odejdą ci, którzy byli tylko rezerwowymi. Wnosili coś do drużyny w IV lidze, ale w naszej ocenie w III lidze już nam tej jakości nie dadzą. Celem jest obecność w czołówce i walka o awans. Inne kluby też się na pewno wzmacniają i robią transfery. Nie możemy zostać w tyle i liczyć, że ci sami zawodnicy pociągną grę w dużo trudniejszych realiach. Czeka nas potwornie ciężki sezon. Awansować może tylko jeden zespół, a chętnych będzie wielu. Musimy być na to gotowi i bić się o ten awans. Dosłownie i w przenośni.

– Niektórzy twierdzą, że inne kluby podbierają wam piłkarzy. Chodzi m.in. o Mateusza Brozia, który zagra w Lechii, a nie w Widzewie.

– To nieprawda. Rozmowy z Mateuszem Broziem prowadziłem przed rundą wiosenną, gdy szukaliśmy kogoś do rywalizacji z Kamilem Zielińskim. Ktoś napisał, że się nim interesujemy, więc pomyślałem: czemu nie? Nie doszliśmy jednak do porozumienia pod kątem finansowym i temat upadł. Teraz Broź wykazywał dużą chęć transferu do Widzewa, ale ja zaproponowałem mu jedynie testy i dopiero po nich moglibyśmy usiąść do rozmów. Wybrał Lechię. Życzę mu powodzenia, ale jednocześnie dementuję te rewelacje o przegraniu wyścigu o tego piłkarza.

– Za sterami tego zespołu nadal siedzieć będzie Marcin Płuska. Ktoś dołączy do jego sztabu, czy w III lidze trener też będzie sam? Daniel Maczurek wraca do gry, więc już mu nie pomoże.

– Była już wstępna rozmowa z człowiekiem typu Mateusza Oszusta, czyli osoby nie będącej kopią pierwszego trenera, tylko odpowiedzialną za pracę nad aspektami fizycznymi i motorycznymi. Co do Daniela, to wraca do gry. Dostanie szansę, choć trzeba pamiętać, że jest po ciężkiej kontuzji, więc nie można po nim oczekiwać zbyt wiele. Trener Płuska zdecyduje, czy będzie on pierwszoplanową postacią, czy trafi do rezerw.

– Kwestia drugiej drużyny jest już załatwiona?

– Chcemy włączyć TMRF w struktury klubu. Będą to nasze rezerwy. Wspomniany Daniel Maczurek, jeśli nie da jeszcze rady w III lidze, mógłby się na pewno odbudować po kontuzji właśnie tam. Plan jest taki, by ci piłkarze, którzy nie zagrają w danym spotkaniu III ligi, schodzili do drugiej drużyny, by zachować rytm meczowy.

– Oprócz wspinaczki pierwszej drużyny po szczeblach rozgrywek, przykładacie sporą uwagę do szkolenia młodzieży. Ile grup juniorskich ma się docelowo znaleźć  w klubie?

– Docelowo chciałbym, aby Widzew stworzył siatkę szkółek tak, jak to jest chociażby w Legii Warszawa czy Lechu Poznań. Żeby w każdej widzewskiej miejscowości, jak Tomaszów Mazowiecki, Koluszki czy Piotrków Trybunalski piłkarzy szkolili ludzie przychylni Widzewowi. Przy samym klubie tych grup ma być kilkanaście. Chcemy w tym temacie pójść naprawdę szeroko. Do tego potrzebne są jednak spore fundusze. Niezbędna jest także infrastruktura, dlatego tak czekamy na tą Łodziankę.

WPIS PODZIELONY JEST NA KILKA STRON:

1 2 3