M. Stępiński

24 stycznia 2018, 10:14 | Autor:

– Mariusz Stępiński już zjadł Snickersa?

– To znaczy?

– Część kibiców, gdy odchodziłeś z Widzewa do Norymbergi, żartowała sobie z ciebie, żebyś to zrobił, bo zacząłeś gwiazdorzyć, jak bohaterowie jednej z reklam telewizyjnych.

– Każdy, kto mnie zna, wie, że żadna sodówka mi nie odbiła. Odejście z klubu wynikało po prostu z tego, że miałem możliwość zamiany drużyny broniącej się przed spadkiem z polskiej Ekstraklasy do występującej w niemieckiej Bundeslidze. Była to dla mnie trampolina, okazja do podniesienia swoich umiejętności. Po zastanowieniu z rodziną i przyjaciółmi uznałem, że z niej skorzystam.

– Uważasz, że zostając w Widzewie niczego byś się już nie nauczył?

– Tego nie powiedziałem. Miałem przecież zaledwie 17 lat, mogłem liczyć na regularną grę w Ekstraklasie, więc zbierałbym doświadczenie. Stwierdziłem jednak, że dużo więcej nauczę się w Niemczech. Co do reakcji kibiców, to wiem, że cześć odebrała moją decyzję jak gwiazdorzenie dzieciaka, ale gdy tylko pojawiałem się na Widzewie, ludzie odbierali mnie ciepło. Przybijali piątki, prosili o zdjęcia. Także nigdy nie odczułem na swojej skórze jakiejś niechęci. Poza wpisami w Internecie, których komentować nawet nie wypada…

– Głośno było o sposobie, w jaki Sylwester Cacek chciał zatrzymać cię w Łodzi. Pisało się o tym, że proponowano ci zapisy w umowie, dzięki którym będziesz miał zagwarantowane nawet… egzekwowanie rzutów karnych!

– Nie chcę wracać do tamtego czasu i źle mówić o Widzewie. Teraz jest to inny klub. Wraca do elity, jak wszystko pójdzie sprawie, za półtora roku znajdzie się w Ekstraklasie. Nie ma sensu odgrzebywanie tamtych historii.

– Nie brak głosów, że wróciłeś do Polski z podkulonym ogonem. Że Niemcy się wypluły.

– Przenosząc się do Norymbergi doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zostaną od razu kluczową postacią pierwszej drużyny. Wiedziałem, że muszę pracować i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń. I tak robiłem. Występowałem co prawda w barwach rezerw, ale i tak wiele się nauczyłem pod względem taktyki, treningu czy techniki. Gdy szansa na przebicie się do pierwszego zespołu zaczynała się coraz bardziej oddalać, uznałem, że pora wykonać jakiś krok, żeby wrócić do regularnej gry na wyższym poziomie.

– I tak wylądowałeś w Krakowie.

– Wisła była na tamten moment optymalnym wyborem. Choć złota era za Bogusława Cupiała minęła, to zespół wciąż walczył o czołowe miejsca w Ekstraklasie, miał mocny skład, stabilną podstawę finansowa, na ławce trenerskiej byłego selekcjonera reprezentacji.

– Z którym nie miałeś za bardzo po drodze.

– Nie jestem typem człowieka, który mówi o kimś źle w mediach. Zwłaszcza o byłych trenerach. Pan Smuda uznał, że miejsce w pierwszej jedenastce Wisły należało się innym napastnikom, a ja nie miałem wyboru, tylko musiałem to zaakceptować lub zmienić drużynę na taką, w której regularnie bym grał. Stąd przenosiny do Chorzowa.

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x