Podsumowanie sezonu 2016/2017

19 czerwca 2017, 10:33 | Autor:

III_liga

Sezon 2016/2017 za nami. Choć finał dla kibiców Widzewa szczęśliwy nie był, trzeba uczciwie przyznać, że minione rozgrywki przyniosły naprawdę dużo emocji. Łódzka drużyna przeszła też krętą drogę: od grającego przy Milionowej beniaminka do faworyta na pięknym nowym stadionie.

Rozpoczynający sezon w roli trenera Marcin Płuska stawiał sprawę otwarcie: jesienią w każdym meczu gramy o zwycięstwo i zobaczymy, ile punktów uda się uzbierać. Dopiero wiosną, gdy zespół miał przenieść się na nowy stadion i zagrać na nim aż jedenaście spotkań, miał trwać pościg za ewentualną konkurencją.

Do pewnego momentu plan ten funkcjonował całkiem nieźle. Widzewiacy zaczęli rozgrywki od czterech zwycięstw, choć niektóre, jak np. wygrana z Concordią Elbląg po bramce Piotra Burskiego w 95. minucie, przyszły bardzo szczęśliwie. Łodzianie trzymali się jednak dość blisko czołówki. Nawet po dwóch remisach z rzędu: w Tomaszowie Mazowieckim i Łomży. Później Płuska pokonał jeszcze Ursus, Huragan Wołomin i Ruch, po czym zaczął się dla niego najgorszy okres pracy w Łodzi.

Wszystko zaczęło sypać się w Białymstoku. Wzmocniona wieloma graczami z Ekstraklasy (mecz rozgrywano w trakcie przerwy reprezentacyjnej) Jagiellonia II w ostatniej akcji spotkania doprowadziła do remisu. Tydzień później Widzew stoczył derbową bitwę i w niej również dał sobie wyrwać zwycięstwo w samej końcówce. Te dwa ciosy i nagromadzenie emocji sprawiły, że drużyna pojechała na ciężki teren do Morąga i była bezradna…

Porażka 0:3, pierwsza w sezonie i pierwsza od 31. spotkań dla Płuski, okazała się być wystarczającą. Nowe władze w Widzewie zareagowały momentalnie, dziękując dotychczasowemu szkoleniowcowi za dalszą współpracę. Na pięć spotkań przed końcem rundy (w tym jedno zaległe z Legią II) łodzianie mieli pięć punktów straty do prowadzącej w tabeli AP ŁKS. Osobą, która miała walczyć o jej zniwelowanie przed przerwą zimową miał być Tomasz Muchiński, do tej pory pracujący z bramkarzami.

Wybór ten okazał się największą pomyłką minionego sezonu, bo „Mucha”, choć człowiek na Widzewie dotąd pory lubiany i szanowany, kompletnie z tym wyzwaniem sobie nie poradził. W pięciu meczach wygrał tylko raz, w debiucie. Później w kuriozalny sposób przegrał w Nowym Mieście Lubawskim (prowadząc do przerwy 2:0), zremisował z Sokołem Ostróda, przegrał z Sokołem Aleksandrów i na koniec poległ też w zaległym starciu w Ząbkach. Efekt: na piętnaście możliwych punktów wywalczył cztery.

Po rundzie jesiennej łódzki zespół był więc w fatalnym położeniu – szósta pozycja w tabeli i dwanaście punktów straty do lidera. Mało kto wierzył, że taki dystans możliwy jest do odrobienia, dlatego obsadzając stanowisko trenera, myślano już o kolejnym sezonie. Rozmawiano z wieloma szkoleniowcami, ostatecznie powierzając drużynę Przemysławowi Cecherzowi.

Nowy sztab szkoleniowy twardo stąpał po ziemi, nie obiecując nikomu wywalczenia awansu. Widzewiacy mieli po prostu wygrywać co kolejkę i liczyć na potknięcia rywali. I tak rzeczywiście się działo. Przez pewien okres czasu Cecherz miał identyczny bilans jak Płuska. Pomagali mu za to konkurenci, bo niespodziewanie AP ŁKS straciła regularność i strata zaczęła się sukcesywnie zmniejszać. Do gry o awans na poważnie włączyła się też Drwęca.

Wiosną łodzianie mieli olbrzymi atut w postaci własnego boiska. Choć nie raz szło jak po grudzie, do pewnego momentu udawało im się wykorzystywać tą przewagę bezbłędnie. Gorzej szło na wyjazdach, gdzie piłkarze pozbawieni wsparcia kilkunastotysięcznej widowni grali bojaźliwie, mało odważnie i przez to tracili punkty, często remisując. Podziałem punktów zakończyło się też derbowe starcie przy Piłsudskiego, o które mamy do Cecherza najwięcej pretensji. Można było wybrać wariant ryzykancki, z zaatakowanie, gdy rywale grali w dziesiątkę, ale trener zdecydował się aż tak nie wychylać.

Drugi przełomowy moment nastąpił w Ełku. Po kuriozalnym golu w 90. minucie meczu Widzew przegrał nie tylko spotkanie, ale także awans. Gdy łodzianom pozostała już tylko matematyka, totalnie uszło z nich powietrze. Zespół przegrał nawet przed własną publicznością, co też miało swoje znaczenie dla losów III ligi. Trzy punkty wywiozła bowiem z „Serca Łodzi” Drwęca, co w konsekwencji pozwoliło jej wygrać całe rozgrywki.

Triumfu drużyny z piłkarskiej prowincji nie byłoby, gdyby nie koszmar ełkaesiaków. W ostatniej kolejce podopieczni Wojciecha Robaszka mieli wszystko we własnych rękach. Gdyby wygrali z Ursusem Warszawa, byliby w II lidze. Przegrali jednak 1:2, co sprawia, że w następnym sezonie znów emocjonować będziemy się derbami!

To był dla kibiców Widzewa dziwny sezon. Drużyna po wygraniu IV ligi tworzona była naprędce. Dodatkowo przez większość jesieni musiała grać głównie na wyjazdach, od czasu do czasu podejmując rywala przy Milionowej. Dopiero wiosną łodzianie poczuli atut w postaci łatwiejszego kalendarza gier i nowego stadionu. Przez długi czas widzewiacy starali się dotrzymywać kroku dwójce rywali, co rozbudziło nadzieje na nowo, ale w końcu pękli.

Awans do II ligi: Drwęca Nowe Miasto Lubawskie
Spadek do IV ligi: Concordia Elbląg, Huragan Wołomin, Jagiellonia II Białystok, Motor Lubawa, Ruch Wysokie Mazowieckie

Ligowe naj, naj, naj:

Najwięcej punktów: Drwęca (75)
Najmniej punktów: Motor (5)
Najwięcej strzelonych bramek: Drwęca (80)
Najmniej strzelonych bramek: Motor (15)
Najmniej straconych bramek: AP ŁKS (18)
Najwięcej straconych bramek: Motor (108)
Najwięcej zwycięstw: Drwęca (23)
Najmniej zwycięstw: Motor (0)
Najwięcej remisów: Świt (11)
Najmniej remisów: Huragan W. (4)
Najwięcej porażek: Motor (29)
Najmniej porażek: AP ŁKS (3)
Najwięcej zwycięstw z rzędu: AP ŁKS, Drwęca, MKS (6)
Najwięcej remisów z rzędu: ŁKS Łomża (5)
Najwięcej porażek z rzędu: Motor (13)
Najwięcej meczów bez zwycięstwa z rzędu: Motor (34)
Najwięcej meczów bez remisu z rzędu: Motor (14)
Najwięcej meczów bez porażki z rzędu: AP ŁKS (19)