Relacja z meczu Lech Poznań – Widzew Łódź 27.02.2011

1 marca 2011, 11:57 | Autor:

91 dni czekali kibice Widzewa na kolejny ligowy mecz swojej drużyny. Jeszcze dłużej trwała przerwa wyjazdowa. Od wizyty w Gdańsku minęło bowiem ponad 3 miesiące. Niedziela, 27 lutego, była ważnym dniem nie tylko ze względu na start rundy wiosennej, ale również z powodu walki kibiców o stadion dla swojego klubu.

 

1. Manifestacja pod Urzędem Miasta Łodzi

Zbiórka na wyjazd do Poznania wyznaczona została na godzinę 8:30 w samym centrum Łodzi. Kilka minut później 1500-2000 kibiców Widzewa udało się marszem przez ulicę Piotrkowską w kierunku budynku z nr 104, czyli Urzędem Miasta Łodzi. Na czele pochodu rozwinięto transparent o treści:  „Przed wyborami stadion Widzewa obiecywaliście, PO już zapomnieliście”. Ludziom nie wtajemniczonym w całą sprawę wyjaśnić należy, iż poprzednia ekipa rządząca zadeklarowała pomoc włodarzom klubu w budowie nowego stadionu. Oczywiście nie chodziło o żebranie, jak to w zwyczaju mają kibice innego łódzkiego klubu, a jedynie o wsparcie logistyczno-prawne ze strony „miasta”. Właściciele klubu, wg ówczesnych ustaleń, mieliby otrzymać grunty pod budowę z 99% bonifikatą, a obiekt budować już za własne, prywatne pieniądze. Jedyną finansową pomocą radnych miała być modernizacja dróg wokół nowego stadionu, co notabene należy przecież do obowiązków gospodarzy Łodzi. Niestety Platforma Obywatelska tradycyjnie po wyborach zapomniała o obietnicach i zaczęły się schody. Problemy stwarzane przez rządzących miastem skutecznie uniemożliwiały realizację projektu. Pani Prezydent Zdanowska kilkukrotnie zmieniała koncepcję co do ilości stadionów w Łodzi i ewentualnej budowy obiektu miejskiego. Wobec nieudolności pracowników UMŁ postanowili więc zaprotestować kibice Widzewa, zmartwieni losem klubu, który w obecnych warunkach infrastrukturalnych istnieć w elicie dłużej nie może. Podczas przemarszu i pod samym budynkiem UMŁ fani Widzewa skandowali m.in.: „Chcemy stadionu” oraz „Zdanowska, nie odpuścimy”. Do manifestujących fanów wyszła dyrektor wydziału sportu UMŁ Luiza Staszczak-Gąsiorek, która przyjęła od protestujących petycję. Widzewiacy prosili w niej o nie uniemożliwianie budowy stadionu.

Wbrew oczekiwaniom mediów, nastawionych wyłącznie na filmowanie awantur i dantejskich scen z „Pietryny”, nie wydarzyło się nic skandalicznego. Nikogo nie zgwałcono i nie obrabowano. Nie przydała się też więźniarka i polewaczka z wodą. Kibice pośpiewali jeszcze kilka chwil, zapłonęło parę rac i fani rozeszli się.

1

 

2. Wyjazd

Większość sympatyków łódzkiego Widzewa udała się w kierunku dworca Łódź Fabryczna. Tam czekał już podstawiony pociąg specjalny mający zawieźć „Czerwoną Armię” do Poznania na mecz z Lechem. Skład wyruszył po godzinie 10:00; po drodze zabrał jeszcze kibiców na „Niciarce”, a dalej w Zgierzu, Ozorkowie, Kutnie oraz w Kostrzyniu Wlkp. Za pociągiem przez cały czas fruwał policyjny helikopter, oczywiście za pieniądze podatników. Warto odnotować, że na trasie przejazdu czekało kilka atrakcji. W Zgierzu tamtejsi Widzewiacy wywiesili transparent o treści: „W Zgierzu bez zmiany – RTS Pany”. Samych siebie przeszli natomiast kibice RTS-u z Poznania, którzy nie tylko postarali się o napisy sławiące Widzew w okolicy dworca docelowego, ale także przygotowali mieszkańcom tego miasta niespodziankę. Poznaniacy znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych ulotki zapraszające na mecz i fanatyczny doping „Czerwonej Armii”. Na mieście pojawiły się plakaty, wlepki, a w centrum nawet efektowne zaproszenie multimedialne na telebimie!

Niestety podróż „specjalem” wydłużyła się znacznie. Swoje dołożyła też policja, która fatalnie zorganizowała Widzewiakom miejskie autobusy mające ich zawieźć z Poznania-Franowo na Bułgarską. Na skutek opóźnień grupa dojechała pod bramy stadionu tuż przed pierwszym gwizdkiem. Tam okazało się, że szykowany na Euro 2012 stadion w ogóle nie jest przygotowany do przyjęcia takiej liczby kibiców gości. Ogromny ścisk na trzech kołowrotkach w połączeniu ze spóźnionym dotarciem pod stadion spowodował, że większość fanów dotarła do „klatki” dopiero w przerwie meczu. Po drodze trzeba było jeszcze pokonać zalegające zwały śniegu i lodowiska.

 

3. Mecz

Mecz, tak naprawdę, zaczął się dla Widzewiaków w drugiej połowie. W trakcie trwania pierwszej części spotkania obecni już w sektorze ultrasi zdążyli jedynie rozwiesić flagi i przygotować nagłośnienie. Z dopingiem czekano, aż większość kibiców wejdzie do „klatki”. Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 2200 fanów, w tym 50 kibiców Ruchu Chorzów oraz 27 sympatyków CSKA Moskwa z flagą. Pojawił się także transparent pisany serbską cyrylicą o treści: „ПРАВДА ЗА ГРОБАРЕ!!!” („Sprawiedliwość dla Grobari!!!”). Był to gest solidarności z kibicami Partizana Belgrad, którzy mają problemy po meczu z francuską Tuluzą (wiele aresztowań i wyroków oraz wykluczenie z pucharów przez UEFA m.in. za używanie rac). Bałkany, uznawane za ostatni bastion spontanicznego i niezależnego kibicowania, przeżywają ostatnio zmasowany atak ze strony władz, chcących „ucywilizować” trybuny. Stąd też wspomniany trans, ale nie tylko… W 50min spotkania, gdy sektor znacznie się już zapełnił, „pozdrowiono” policję, a następnie widzewscy ultrasi odpalili kilkadziesiąt rac morskich, kilka stroboskopów. W tym momencie sektor ogarnął szał fanatycznego dopingu, mieszającego się z hukiem wybuchających achtungów. W blasku rac sektor prezentował się fantastycznie, a efekt ten potęgowały czerwone pelerynki, w które ubrani byli przyjezdni. Po chwili płonąca pirotechnika wylądowała na murawie, cześć pofrunęła w kierunku spinających się wcześniej gospodarzy. Słowem – klimat bałkański, jakiego w Polsce dawno nie było. Warto w tym miejscu przypomnieć młodszym kibicom, że tego typu sceny jeszcze kilka lat temu były na porządku dziennym i stanowiły bezcenną wartość dla kibiców. Dziś w dobie poprawności politycznej, plastikowej widowni sterowanej przez władze, obrazy te należą do rzadkości i w niedzielę spotkały się wręcz z gwizdami ze strony miejscowych fanów. Kibice Widzewa dokonali pewnego rodzaju „manifestu” mówiącego do kogo należą trybuny; w Polsce, Serbii, czy Grecji. Całość podsumował transparent z hasłem przewodnim: „AGAINST MODERN ULTRAS”. Jego symboliki i znaczenia nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać.

Fani „Kolejorza” zareagowali na to wydarzenie gwizdami, a następnie bluzgami w kierunku gości. Później, kiedy już pochowali aparaty fotograficzne, powrócili do dopingu dla swojej drużyny, który tego dnia stał na dobrym poziomie. Również Widzewiacy zajęli się wspieraniem łódzkich piłkarzy, którzy od 30 minuty przegrywali 0:1. Doping „Czerwonej Armii” niestety nie zachwycił. Ciężko ogarnąć taką liczbę kibiców, w dodatku na sektorze z kilkoma poziomami. Formę wokalną gości z pewnością zaniżała też długa podróż w trudnych warunkach oraz fakt, że przy tego typu wyjazdach pojawia się znaczna ilość tzw. „sezonowych” fanów, którzy nie mięli bladego pojęcia jak wygląda doping na wyjeździe i z czym to się wszystko w ogóle „je”. Pomimo to nie było najgorzej, choć na pewno wokalnie Widzewiakom brakowało dużo do tego, co prezentowali przy okazji poprzednich inwazji na Poznań. Pomiędzy zwaśnionymi stronami usłyszeć można było sporą ilość bluzgów, zwłaszcza już po końcowym gwizdku, gdy niemal cały młyn „Kolejorza” postanowił zostać na miejscu, by umilić Łodzianom oczekiwanie na otwarcie bram ;)

Na boisku niestety nie było za ciekawie. Piłkarze Widzewa nie zdołali wyrównać i mimo faktu, iż Lech znajduje się w kiepskiej formie, ulegli rywalowi 0:1. Plusem jest jedynie fakt, że zaczyna się zmieniać ich mentalność. Z zawodników bez charakteru, co takiemu klubowi nie przystoi, powoli stają się ambitnymi wojownikami. Oby tak dalej!

1

 
4. Powrót

Około godziny potrwało wydostanie się ze stadionu. Po sforsowaniu zasp śnieżnych i lodowisk można było ścisnąć się w autobusach i ruszyć w kierunku dworca. Pociąg do Łodzi wystartował ok. 21:00. Podróż przebiegała spokojnie, choć niesamowicie się dłużyła. W końcu o 2:30 skład dojechał do stacji Łódź Niciarniana i zmęczeni fani mogli udać się do domów.

5. Podsumowanie

Wyjazd do Poznania zapowiadał się emocjonująco, arcyciekawie i rzeczywiście tak było. Choć sama otoczka meczu z Lechem wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnie wyprawy na Bułgarską w, nazwijmy to, piknikowej atmosferze, niedziela dostarczyła wielu wrażeń. Na minus ocenić można podróż i organizcję miejscowych działaczy. Na plus niecodzienna i niezapomniana atmosfera w sektorze, zwłaszcza podczas „piro-show”, które wspominać będzie się latami. Spore wrażenie wizualne robi także wygląd stadionu Lecha z perspektywy trybun. Jest to najpiękniejszy na tą chwilę obiekt w kraju. Choć jego funkcjonalność ma się nijak do jego estetyki.

Oprócz pokazaniu światu, że „Jeszcze Polska nie zginęła” i  że, jeszcze można się normalnie bawić na trybunach, fani Widzewa wykonali też kolejny krok na drodze do budowy nowego stadionu, bez którego klub nie utrzyma się w czołówce. Medialne zainteresowanie tematem przerosło oczekiwania. Oby w ślad za tym łódzcy rządzący uzmysłowili sobie kto jest tak na prawdę siłą w tym mieście i komu warto przynajmniej nie przeszkadzać w dalszym rozwoju. Chyba, że radni chcą kolejnych wizyt Widzewiaków, bowiem tak, jak zapewniono w niedzielę rano pod budynkiem UMŁ: „Nie odpuścimy!”