Relacja z meczu Śląsk Wrocław – Widzew Łódź 28.08.2011

30 sierpnia 2011, 08:09 | Autor:

532 fanatyków Widzewa pojechało w niedzielę do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Na stadion weszło ok. 500 kibiców, którzy mogli radować się z pierwszej w tym sezonie wygranej na wyjeździe.

1

 

Organizator przysłał do Łodzi standardową pulę biletów, czyli 476 wejściówek, które rozeszły się błyskawicznie. Nie ma się co dziwić. Mecze Widzewa ze Śląskiem mają swój dodatkowy smaczek i zawsze powodują podniesienie adrenaliny. Zwłaszcza, kiedy jest to mecz wyjazdowy, a do tego ostatnim mecz WK S- RTS z oficjalnym udziałem gości odbył się ponad 7 lat temu. W związku z tym na niedzielnej zbiórce stawiła się grupa żądnych wrażeń widzewskich fanów. Pociąg rejsowy wyruszył z lekkim opóźnieniem. Po drodze zabierał jeszcze Widzewiaków z okolicznych fan clubów. M.in. Pabianic, Łasku, Sieradza, Zduńskiej Woli. Ci pierwsi postarali się nawet o małą niespodziankę. Na budynku pabianickiego dworca zawisł transparent „Władcy Miasta Pabianic”, a kibice z tego FC wsiedli do pociągu w towarzystwie rac i ze śpiewem na ustach.
Podróż mijała bardzo szybko i co najważniejsze cała eskapada była perfekcyjnie zorganizowana logistycznie. W przedziałach nie było większego ścisku, a i rozkład jazdy tym razem nie kolidował z meczem. Nawet milicja zachowywała się w porządku i obyło się bez większych spięć i prowokacji. Istna sielanka :-)
Około godziny 12,30 skład dojechał do stacji Wrocław – Mikołajów i nadszedł czas, aby przesiąść się do czterech podstawionych autobusów, jakie miały zawieść Widzewiaków na Oporowską.
Wszystko przebiegało sprawnie, dopóki nie utworzył się zator pod bramą wejściową na sektor gości. Dwa wolno obracające się kołowrotki nie sprostały ogarnąć pół tysięcznej grupy, mimo, że ta była na miejscu już półtorej godziny przed zawodami. Strasznie ociągała się też ochrona, wolno odhaczając poszczególne osoby na liście imiennej. Powodzenia dla Wrocławia w organizacji Euro 2012!
W ostateczność „klatka” zapełniała się powoli, ale przed pierwszym gwizdkiem zdecydowana większość była już na stadionie. Na płocie pojawiły się m. in. flagi: „Pół Polski nas nienawidzi…”, „FCB `91”, „1910”, czy „ŚP. Troll”.
Od początku czuć było wiszącą w powietrzu nienawiść między fanami obu drużyn, która szybko wybuchła w postaci wzajemnych bluzgów. Starszym kibolom przypomniał się klimat dawnych wyjazdów, kiedy normą było, że w repertuarze sporo miejsca zajmowały „pozdrowienia” dla rywali. Śląsk miał tego dnia wielkie ciśnienie na Widzew i nieźle musiał im skakać gul, kiedy po golach Dżalamidze i Bieniuka goście prowadzili 2-0, bawiła się tylko łódzka publika.
Także w drugiej połowie WKS nie miał zamiaru odpuszczać i pieśni chwalące Widzew mieszały się z odpowiedziami na zaczepki miejscowych, które skutecznie ich uciszały. Jedynym pomysłem „Wojskowych” na dogryzienie rywalom było śpiewanie „Tonki” w innej wersji słownej. Jednak primo: to nie kibice z Wrocławia są autorem tej przeróbki, a secundo: gospodarze widząc, że ich starania mamy gdzieś i sami ciągniemy ostro „Naszym klubem RTS…” odpuścili sobie w końcu. Także wszystkie próby sprowokowania nas spełzły na niczym.
Mniej kolorowo zaczęło się natomiast robić na murawie. Śląsk zaatakował i Mila zdołał wbić gola kontaktowego. Wszystkim zapewne przypomniał się mecz obu zespołów sprzed kilku miesięcy, kiedy również Widzewiacy prowadzili 2:0, a skończyło się 2:2 i stratą gola w 97min meczu. Był więc horror do końca, a sytuacja, w której Piotrek Grzelczak nie trafił po kontrze na pustą bramkę mogła wręcz przyprawić o zawał serca. Aby więc dodać zawodnikom otuchy Czerwona Armia skupiła się w końcówce już wyłącznie na grze. Konkretna korba na „Broendby” trwała aż do ostatniego gwizdka, a także po nim, bowiem można już było świętować pierwszy w tym sezonie wyjazdowy komplet punktów. Do zabawy przyłączyli się też piłkarzem, niektórzy rzucili fanom swoje koszulki. Ciekawe jaka kara ich spotka, za marnotrawienie klubowego sprzętu w czasach „racjonalizacji kosztów” :-)
Pomeczowy, przymusowy pobyt w sektorze potrwał dość długo i dopiero po ponad godzinie otwarto bramy i wyjazdowicze zapakowali się ponownie do autobusów. Następnie doszło do tradycyjnego ataku na miejsca siedzące i można było ruszyć w kierunku „Miasta Włókniarzy”. Powrót minął spokojnie, z niewielkim tylko opóźnieniem i szczęśliwi Widzewiacy wrócili do domów.