Relacja z trybun: Korona Kielce – Widzew Łódź 30.05.2013

31 maja 2013, 14:50 | Autor:

W ostatnim w sezonie 2012/2013 meczu wyjazdowym Widzew Łódź zremisował, po nudnej grze, 0:0 z Koroną. Punkt przywieziony z Kielc zapewnił łódzkiej drużynie utrzymanie w gronie T-Mobile Ekstraklasy.

003
Każdy z kibiców, kto przyjechał wczoraj do Kielc i był w nich przed rokiem musiał przeżywać swoiste de javu. Tak jak teraz, tak i poprzednio wyjazd  na Koronę był ostatnim w sezonie. Również mieliśmy święto (wówczas 2 maja, teraz Boże Ciało), a przed spotkaniem spadł potężny deszcz. Wtedy i teraz wywieźliśmy z Kielc korzystny wynik, w zeszłym sezonie wygraną, a w obecnym remis dający pewne już utrzymanie.

Kielecki klub, który niedawno zmniejszył oficjalną pojemność trybun, przekazał łódzkim kibicom regulaminowe 5% biletów, czyli 600 sztuk. Chętnych na wyjazd było oczywiście 2-3 razy więcej, toteż pula wejściówek do „klatki” została rozdzielona między tymi, którzy najbardziej na to zasłużyli swoją aktywnością na kibicowskim polu. Nie zabrakło także tych fanatyków, którzy mimo braku biletu pojechali na mecz i na stadion weszli kupując go w kasie. Na trybunach gospodarzy zasiadło w taki sposób sporo widzewiaków, a ich liczbę śmiało można oszacować nawet na ponad 100 osób! Osoby te siedziały jednak osobno, nie zebrane w całość, ażeby uniknąć jakichkolwiek kontaktów z milicją, która w Kielcach swobodnie chodzi sobie nie tylko pod stadionem, ale nawet na trybunach!
Osobno na stadion dotarła koalicja złożona ze świętokrzyskich fan clubów. Końskie, którego flaga debiutowała tego wieczoru na płocie, a także Starachowice, Skarżysko i inni do Kielc przyjechali pociągiem i z dworca, w asyście „opiekunów” w mundurach, przeszli pochodem pod bramy obiektu Korony.

Jeśli już o mundurowych mowa, to trzeba w tym miejscu cofnąć się do ostatniego meczu Korony z Jagiellonią, na którym „Złocisto-krwiści” odpalili pirotechnikę. Milicjanci postanowili nikogo z młyna nie wypuszczać i każdego z osobna spisać, sfilmować i najchętniej zesłać na dwa lata do puchy. Za fanatykami Korony wstawił się wówczas nawet bramkarz kieleckiej drużyny, Zbigniew Małkowski, który wręcz szarpał się z funkcjonariuszami pomagając koroniarzom. Po meczu Wojewoda (bardzo popularne słowo w ostatnich relacjach z meczów) Świętokrzyski, na wniosek milicji, zamknął w Kielcach sektor dla najzagorzalszych kibiców.
Małkowski, za pomoc kibolom, zyskał szacunek nie tylko we własnym środowisku, ale jego pozytywną interwencję docenili także m.in. fani z Łodzi skandując nazwisko kieleckiego golkipera.

Zmoknięci widzewiacy sprawnie przebili się przez kołowrotki i zasiedli w sektorze gości. Niestety nie wszyscy. Sporo fanów pozostało pod bramami z powodu procentów, braku biletu, czy dokumentu tożsamości. Do tych, którzy weszli, udało się natomiast dołączyć kilkunastu z biletami na trybuny gospodarzy oraz trochę osób wejściówek wcale nie posiadających. Ot takie chybił-trafił. Łącznie dało to więc liczbę ok. 600 kiboli w „klatce” oraz ok. 120 na kieleckich sektorach.
Na płotach zawisły flagi: „Widzew Łódź”, „Ośmiornica”, „Pielgrzymi ze Skarżyska”, FC Końskie”, „Opoczno”, „Starachowice”, „Śródmieście”, „Radogoszcz”, „Visitors”, „Żabieniec”, „Stare Miasto”, „Chojny” oraz „1910”.

Niespodziewanie wydłużyło się wyczekiwanie na pierwszy gwizdek. Burzowe chmury zrzuciły tak duże pokłady deszczu, że piłka po każdym kopnięciu stawała w kałużach powstałych na boisku. W związku z tym sędziowie w porozumieniu z klubami oraz Ekstraklasą S.A. i TV postanowili opóźnić start meczu o co najmniej 30 minut. Było to o tyle kłopotliwe, że zgodnie z regulaminem wszystkie spotkania 29 i 30 kolejki T-Mobile Ekstraklasy miały odbyć się jednocześnie. Co ciekawe do analogicznej sytuacji doszło w Bełchatowie, a powstała tam ulewa uniemożliwiła grę na jeszcze dłuższy okres czasu.
W efekcie tego mecze w Kielcach i Bełchatowie (Widzew i GKS walczyli wciąż o pozostanie w lidze) zaczęły się nie o 18:00, a odpowiednio o 18:30 i o 18:45. Zapewne miłośnicy wszelakich teorii spiskowych i w deszczu znajdą ingerencję „grupy trzymającej władzę”, która ustawia całą ligę ;-)

Na boisku od samego początku wiało potworną nudą, a jedyne ciekawe sytuacje pod bramkami tworzyli nie sami piłkarze, a…kałuże, w których piłka nietypowo stawała wywołując konsternację wśród graczy. Żadnej sytuacji zawodnicy nie potrafili jednak zamienić na gola.
Skoro na murawie nie działo się wiele poza walką, kibice skupili swą uwagę na wydarzeniach około meczowych. W związku z tym, iż młyn Korony pozostał tego dnia pusty, a dodatkowo decyzją działaczy posiadacze kart z tego sektora mięli zablokowaną możliwość wejścia na pozostałe trybuny, Widzew miał pełne pole do popisu. Oczywiście nie zabrakło akcentów solidarności z miejscowymi fanatykami. Padały okrzyki m.in. „Piłka nożna dla kibiców” oraz „Piłka nożna bez wojewodów”.
Co ciekawe w zastępstwie za „zbanowanych” fanatyków, za bramką powstał inny młynek, złożony z przypadkowych osób, głównie niekumatych dzieciaków. Nie omieszkali złożyć im reprymendy goście skandując w ich kierunku hasła „Od przedszkola do Opola”, czy „Nie ma młyna, zamknąć mordy”. Zgodnie z wewnętrznymi ustaleniami koroniarze mięli odpuścić doping całkowicie (skoro i tak osoby za to odpowiedzialne wejść na stadion nie mogły), a tu ktoś pokusił się o samowolkę.

Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowo, a wokalnie rządzili w niej rzecz jasna przyjezdni, którzy bez trudu zagłuszali młynek za bramką, a echo widzewskich śpiewów solidnie niosło się po całym stadionie. Sporo tego dnia usłyszał piłkarz Korony, a wychowanek ŁKS, Paweł Golański. Zwłaszcza kiedy podchodził pod „klatkę”, by wykonać rzut rożny. Hitem były okrzyki: „Golański, gdzie jest ŁKS?”, na co zawodnik reagował bardzo emocjonalnie ;-)

W drugiej połowie na murawie działo się tyle, ile w pierwszej, czyli – poza walką – niewiele. Widzewiacy starali się dopingować piłkarzy, ale korba nie była taka, jak trzeba. Wystarczyłaby tylko jedna dobra akcja łodzian, jakaś kontra, strzał, zagrożenie pod bramką przeciwnika i poderwałoby to z pewnością kiboli Widzewa do większego uderzenia wokalnego. Piłkarze jednak pomóc nie chcieli lub po prostu nie umieli. Trzeba było więc bawić się samemu nasłuchując w międzyczasie rezultatów z innych boisk, gdzie wiadomo już było, że swój mecz wygrało Podbeskidzie, a GKS prowadził z Jagiellonią. Gdyby tak pozostało, a Widzew przegrałby w Kielcach, oznaczałoby to, że niedzielne starcie z ekipą z Bielska-Białej byłoby walką o utrzymanie.

Na szczęście jednak czarny scenariusz się nie sprawdził. Łodzianie dotrwali z wynikiem remisowym do ostatniego gwizdka i można było odetchnąć z ulgą. Dodatkowo w Bełchatowie „Jaga” wyrównała w doliczonym czasie gry i powstała duża szansa na to, że GKS spadnie z ligi, co na Widzewie przyjęto by z wielkim entuzjazmem.
Przed sezonem wszyscy liczyli się z tym, że walka o pozostanie w Ekstraklasie będzie toczyła się do ostatnich chwil, jednak z drugiej strony fantastyczny początek rozgrywek dawał kibicom nadzieje, że Widzew powalczy o coś więcej, a samo utrzymanie będzie tylko formalnością. Było więc trochę radości i zbiorowego „uff”, choć przyznać należy, że takiej marce nie przystoi radować się z wymęczonego utrzymania i wymęczonego 0:0. Niestety czasy mamy takie, jakie mamy i trzeba jakoś przeboleć sportowy marazm.

Po meczu piłkarze podeszli pod sektor gości podziękować kibicom za wsparcie,  a Haschem Abbes oddał jednemu z nich…spodenki ;-)
Następnie, po naprawdę krótkim oczekiwaniu, bramy wyjściowe otwarły się i fani mogli szybko zapakować się do autokarów i samochodów i wyruszyć w ostatnią w tym sezonie drogę powrotną do domów. Po drodze towarzystwo pobawiło się jeszcze trochę na postojach. Zapłonęły race, a w bałuckim autokarze jedna z nich oświetlała trasę nawet w trakcie jazdy :-)

Wyjazdowy sezon dobiegł więc końca. Przed nami jeszcze „mecz o pietruszkę” (dla nas) z Podbeskidziem, które będzie walczyć do upadłego o możliwość utrzymania. Od rana na Widzewie trwać będzie turniej, w którym udział wezmą dzieciaki z łódzkich i fan clubowych szkół. Wszystkich kibiców zapraszamy więc do pojawienia się przy Piłsudskiego już od rana!