Specjalna relacja z meczu AS Roma – Lazio Rzym 26.05.2013
30 maja 2013, 09:47 | Autor: RyanNa naszych łamach staramy się opisywać nie tylko wydarzenia związane z Widzewem, czy naszym przyjacielem z Chorzowa, ale czasami zamieszczamy też ciekawe informacje z całego świata kibicowskiego. Tym razem prezentujemy interesującą relację z derbów Rzymu, jakie odbyły się niedawno w finale Pucharu Włoch. Zapraszamy do lektury:
Nieśmiałe propozycje odnośnie wyjazdu na finał Coppa Italia padły zaraz po półfinałach, gdy okazało się, że w finale zmierzą się dwie rzymskie drużyny. Taki mecz w finale nie zdarza się często (do tej pory się nie zdarzył). Trzy tygodnie przed zapadła decyzja: jedziemy.
Lecimy samolotem w sobotę rano. Najpierw mieliśmy jechać na Widzew–Legia, spanie w Łodzi i dalsza jazda – zapowiadał się wymarzony weekend. Niestety z pewnych względów Łódź nie wypaliła i wyjechaliśmy o 4 rano w sobotę.
Na miejscu jesteśmy o 14.00. Jazda do hotelu obok stacji Termini – od strony lotniska brzydkie przedmieścia – ale im dalej tym ładniej.
Po przyjeździe próbujemy się wbić na jedzenie do restauracji Santopadre – kilometr od hotelu – należącej do zięcia „Zibiego”, włoskiego tenisisty. Wchodzimy do środka, ale za wcześnie. O tej porze (16.00) we Włoszech wszystko jest pozamykane. Na ścianach zdjęcia byłych piłkarzy, kłusaków itp.
Potem standardowe zwiedzanie, Watykan itp., wieczorem finał LM i kolejny atak na restauracje – tym razem za późno, wszystko zarezerwowane. Odpuszczamy. Nocne wyjście na Koloseum i do spania.
Rano do centrum: panteon, fontanny, bazyliki itp. i powoli udziela się atmosfera meczu. Odwiedzamy „Roma Store”, gdzie spora kolejka za biletami.Okazuje się, że rzucili ostatnie bilety do punktów sprzedaży i o 14.00 w dniu meczu kupilibyśmy bilety bez problemu. ;-) Spotykamy sporo ludzi w barwach (oczywiście Romy), szybka pizza, parę łyków czegoś mocniejszego i jazda na stadion.
Taksówkarz zawozi nas pod sektory Romy – Curva Sud i Monte Mario, gdzie mamy bilety. Przed mostem na Tybrze kontrola i przejście pod sektory. Kupujemy trochę gadżetów, jakieś piwko przed meczem, obczajamy wejście ekipy Romy w pochodzie w liczbie kilkuset i powoli wbijamy się na trybuny.
Sam obiekt ładny, stary z klimatem, pięknie położony – wokół inne areny olimpijskie. Trybuny niby trochę daleko od boiska, ale z prostej nie ma tragedii. Myślałem, że będzie gorzej. Stadion powoli się zapełnia, sektory fanatyków pełne, zaczynają się pierwsze śpiewy.
Na naszej trybunie – cała prosta – ludzie siadają na numerowanych miejscach, my mamy miejsca zaraz przy Curva Nord, która oddzielona jest od nas jednym sektorem. Siedzimy na dole i mamy słabą perspektywę boiska – strasznie płasko. Lazio ma do dyspozycji także przeciwną prostą, widoczną w TV.
Wyjście piłkarzy na rozgrzewkę to totalny amok w jednym i gwizd w drugim sektorze. „Góra” kibiców Lazio w liczbie ok. 20 spędza cały czas przed meczem pod sektorem. Chodzą, wołają piłkarzy pod sektor, klepią ich, mobilizują, grają w piłkę, ;-) przygotowują oprawę – pełny luz.
Przed meczem śpiewa ten cały Koreańczyk; podobno popularny. Został wygwizdany przez cały stadion i podobno odwołał tour po Włochach. Potem hymn Włoch i zaczynamy.
Oprawa Lazio na początek, Roma świece dymne i masę petard. Dopingu, śpiewów opisać się nie da – nieprawdopodobne, melodyjne, głośne i równe, kilku prowadzących, kompletnie inaczej niż u nas, przede wszystkim doping nie jest oderwany od wydarzeń boiskowych, a sektory cały czas żyją meczem.
Cały czas pojedynki na transparenty o treści mi nieznanej ;-). Roma zapełnia całe swoje sektory, Lazio na prostej sporo wolnego miejsca. W przerwie uciekamy spod sektora Lazio, bo za dobrze ich słychać i idziemy na druga stronę pod Curva Sud – tu już lepiej słychać Romę. Choć obiektywnie trzeba przyznać, że Lazio prezentuje się znakomicie, są świetnie zorganizowani i szczególnie po bramce wokalnie prezentują się imponująco.
Sam mecz do przerwy słaby, po przerwie lepszy. Po meczu sektory Romanistów szybko pustoszeją, a Lazio fetuje przez długi czas. Radość piłkarzy, kibiców niesamowita! Trzeba przyznać, że potrafią się cieszyć.
Po meczu udajemy się do hotelu żałując, że ominęła nas feta, bo byłoby to na pewno niesamowite wydarzenie. „Laziali” gdzieś tam fetują, słychać klaksony, ale w Rzymie nie ma ich wielu i giną w tłumie. Kilkuset kibiców Romy prosto po meczu udaje się pod centrum treningowe „Trigoria”, gdzie atakują autokar z piłkarzami Romy. A my rano udajemy się taksą prowadzoną przez fetującego sukces „Laziala” na lotnisko.
Wyjazd kapitalny (poza wynikiem oczywiście). Piękne miasto, fajni ludzie i super mecz z niesamowita otoczką.
Witor