Były trener Podbeskidzia łączony z Widzewem

Jeszcze co najmniej sześć meczów rozegrają w tym sezonie piłkarze Widzewa Łódź. Jeżeli w tym czasie nie nastąpi żadna wyjątkowa sytuacja, to niezmiennie prowadzić ich będzie Marcin Broniszewski. Na pierwszy plan wysuwa się jednak pytanie, co wydarzy się po zakończeniu rozgrywek.

Na ten moment wszyscy w klubie zapewniają, że były asystent Enkeleida Dobiego nie jest wyłącznie opcją tymczasową, mającą jedynie dociągnąć widzewiaków do ostatniej kolejki, a następnie opuścić al. Piłsudskiego. Dopiero w czerwcu ma zapaść ostateczna decyzja, czy umowa z Broniszewskim zostanie przedłużona, czy też nie. Jeśli jednak obecnemu szkoleniowcowi czerwono-biało-czerwonych nie uda się zrealizować postawionego przed drużyną celu, czyli uplasowania się w strefie barażowej, trudno liczyć na to, by tak się stało.

Nie więc dziwnego, że od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się nazwiska potencjalnych kandydatów do zastąpienia Broniszewskiego po zakończeniu sezonu. W ostatnich dniach słychać było o Macieju Bartoszku (mówił o nim Samuel Szczygielski z portalu Meczyki.pl) oraz Janie Urbanie (informację tę przekazał w programie „Stan Futbolu” Krzysztof Stanowski), ale według wiedzy WTM nie są to zbyt realne propozycje. Dużo bardziej prawdopodobna jest zaś ta, o której wspomniał portal lodzkisport.pl. To Krzysztof Brede.

40-letni szkoleniowiec jest byłym piłkarzem, znanym głównie z występów w Lechii Gdańsk. To właśnie w tym klubie zaczynał też swoją przygodę trenerską, którą później kontynuował w Jagiellonii Białystok oraz Chojniczance Chojnice. Najwięcej sławy przyniosła mu jednak praca w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Brede w dobrym stylu wprowadził „Górali” do Ekstraklasy, ale na najwyższym szczeblu nie radził sobie już tak dobrze, w efekcie czego w końcówce rundy jesiennej postanowiono mu podziękować i poszukać innego rozwiązania.

Przeszkodą może być kontrakt trenera, który obowiązuje do zakończenia sezonu, ale w przypadku utrzymania się bielszczan w elicie przedłuży się o kolejny rok. Brede ma też mieć dość wygórowane żądania finansowe, chociaż wydaje się, że w przypadku konkretnej propozycji byłby w stanie dogadać się z klubem. Na ten moment trudno jednak przypuszczać, czy to on przejmie stery przy al. Piłsudskiego. Jak dowiedział się WTM, na liście kandydatów rozważanych przez włodarzy czterokrotnego mistrza Polski znajdują się też inne nazwiska, ale ponieważ nie padły jeszcze w mediach, na razie nie będziemy ich zdradzać.

Foto: Jakub Ziemianin / tspodbeskidzie.pl