G. Waranecki: „Odłóżcie na bok urazy i zapieprzajcie po karnety”

22 lipca 2013, 22:09 | Autor:

O Grzegorzu Waraneckim głośno zrobiło się w zeszłym tygodniu, kiedy na światło dzienne wypłynęła jego pomoc w sprowadzeniu do Widzewa łotewskiego napastnika, Eduardsa Visnakovsa. Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że Waranecki pojawił się nagle i nieoczekiwanie. Od dawna jest on nie tylko zapalonym kibicem łódzkiego klubu, ale także członkiem nieformalnego „widzewskiego business clubu”.

IMG_7464(na zdjęciu od lewej: Cezary Świątczak, Witold Skrzydlewski, Paweł Młynarczyk, Grzegorz Waranecki)

– Piątkowe informacje o zakupie piłkarza Eduardsa Visnakovsa przez prywatną osobę solidnie zaskoczyły opinię publiczną. Skąd taki pomysł?

– Po prostu: wzięło się to z chęci pomocy Widzewowi. W klubie bardzo pozytywnie oceniono zawodnika, sam trener Mroczkowski mówił, że jest to ciekawy gracz, dający spore szanse na gole. Wiadomo, mamy nałożony zakaz transferów, więc działaczom trzeba było pomóc rozwiązać ten kłopot. Pozostaje jeszcze problem z obroną, ale okienko trwa, może jeszcze coś się uda z tym zrobić.

– To pierwszy tak głośny przypadek w Polsce, żeby kibic kupował piłkarza dla swojego klubu. Zdarzało się, że prywatne firmy opłacały kontrakt zawodnika, jak np. w Jagiellonii, ale nie żeby ktoś finansował transfer.

– Nie wiem, czy pierwszy. Na pewno pierwszy w Widzewie. Natomiast zagranicą bywały już podobne przypadki. Niedawno czytałem, że jeden z kibiców w Norwegii wygrał sporą sumę w jakiejś loterii i kupił piłkarza do swojego ulubionego klubu. Poza Polską – normalna rzecz.

– Trener Mroczkowski pokłada w Łotyszu duże nadzieje?

– Bardzo duże. Ja – nie ukrywam – też mam nadzieję na dobrą grę z jego strony. Jest to chłopak posturą przypominający Marcina Robaka. Podobnie gra, ale jest nawet od niego szybszy. Jeśli w klubie odpowiednio go przygotują i wkomponują w zespół, to Visnakovs może sporo namieszać w lidze. Wszyscy na to liczymy.

– Jak wygląda sprawa Visnakovsa od strony formalno-prawnej? Mam na myśli kwestie związane z zakazem transferowym i górną granicą zarobków.

– Restrykcje PZPN nie mają tu nic do tego, bowiem formalnie to nie był żaden transfer. To ja, prywatnie, złożyłem ofertę menedżerowi Eduardsa, aby ten rozwiązał kontrakt z poprzednim pracodawcą. Widzew ma prawo kontraktować zawodników z kartą w ręku i dzięki mojej transakcji z menedżerem Visnakovs stał się po prostu wolnym piłkarzem. Mógł więc związać się umową z Widzewem. Mało tego! Wbrew temu, co pisano, to klub będzie opłacał kontrakt Łotysza. Oczywiście nie mógł być on wyższy, niż te ustalone 5tys. Ale o tym przecież działacze dobrze wiedzą.
Od strony formalnej wszystko jest więc OK i w majestacie prawa.

– Od jak dawna kibicujesz Widzewowi?

– Od siódmego roku życia, od 1978. Wychodzi więc, że już 35 lat!

– To wychodzi na to, że w tym roku masz swój jubileusz. Nieźle go uczciłeś w takim razie (śmiech).

– No tak (śmiech). Bardziej jest jednak prezent nie dla mnie, a dla Widzewa. Chociaż jeśli Visnakovs spełni pokładane w nim nadzieje, to i dla mnie będzie to prezent.

– W której części stadionu zasiadałeś zanim znalazłeś się na trybunie vipowskiej?

– Na Piłsudskiego, a wcześniej Armii Czerwonej, zasiadałem na początku po drugiej stronie, czyli na trybunie C. Zdarzało mi się też być obecnym na niemałej ilości wyjazdów w towarzystwie kibiców w sektorze gości. Teraz też pojawiam się na meczach wyjazdowych, ale już na trybunie głównej.

– Dasz się namówić na choć jednorazowy powrót do „klatki” z kibolami? (śmiech)

– Może kiedyś się skuszę. Zobaczymy

– Dlaczego Twoim zdaniem tak mało firm z regionu łódzkiego angażuje się w futbol? W innych dyscyplinach jest ich więcej.

– Ciężko to stwierdzić. Należałoby się chyba zapytać właścicieli tych firm. Być może kiedyś zawiedli się na takiej współpracy, może nie wyglądała ona tak, jak chcieli. Jeżeli chodzi o piłkę, to wciąż nie ma ona jakiejś wielkiej renomy. Te sprawy korupcyjne oraz słabe wyniki osiągane przez polskich piłkarzy nie zachęcają firmy do inwestowania w futbol. Dodaj do tego sytuację ekonomiczną, wszyscy muszą teraz liczyć każdy grosz.
Co do innych dyscyplin – masz rację. Deutsche Bank inwestuje w golfa, jeszcze inny w tenisa. Budowlani mają mocną na rynku firmę Master Pharm. Czy łódzkie firmy zdecydują się wejść mocniej w piłkę? Czas pokaże. Miejmy nadzieję, że tak. Przecież to najpopularniejszy sport na całym świecie.

– Znalazłeś się na naszej stadionowej „Liście Poparcia”. Niewiele osób wie, że byłeś też dla pomocny w nawiązaniu kontaktów z niektórymi obecnymi na niej osobami.

– No dokładnie. Ja nigdy nie odmawiam pomocy w takich wypadkach. Inicjatywa była i jest nadal świetna. Pamiętam, jak mi o niej opowiadałeś jeszcze w formie planów, wahań czy to wypali. Wzorowałeś się na podobnej liście kibiców Ruchu i paradoksalnie tam u nich sprawa stadionu stoi w miejscu, a w Łodzi poszło do przodu. „Lista poparcia” też na pewno miała na to wpływ.
Ja nie ograniczałem się tylko do wyrażenia poparcia, ale pamiętasz przecież, że byłem także na waszej manifestacji pod UMŁ. Nie licząc Witka Skrzydlewskiego i Sławomira Kowalewskiego, to byłem chyba jedyny z tej listy wtedy na Piotrkowskiej. Szkoda. Ale najważniejsze, że udało się, poprzez wszystkie działania i PR-owe i polityczne, wywalczyć ten stadion na Widzewie, a nie na Orle.

– Mocno przeżyłeś śmierć Andrzeja Czyżniewskiego. Pamiętam Twojego maila, po tym jak napisaliśmy na WTM o odejściu ŚP. „Czyżyka”.

– No tak. Z Andrzejkiem przyjaźniłem się długi czas. Zmroziła mnie tamta wiadomość. Nie chciałbym jednak rozmawiać na ten temat, sorry.

– Oprócz piłki, Twoja największą pasją jest boks. Często bywasz na galach, znasz prywatnie z kilkoma pięściarzami. Widziałem to słynne zdjęcie Adamka w koszulce Widzewa.

– To prawda. Bardzo lubię boks. Jeśli mam czas, to i tej pasji staram się jakoś oddawać. Z Tomkiem przyjaźnie się jakiś czas. Niedługo nawet lecę do niego w odwiedziny do Stanów. Co do tej koszulki, to był to taki prezent ode mnie. Ale nie ma on jakieś większej wartości duchowej dla Tomka. On nie jest kibicem piłkarskim.

– Ta obecność na ŁKS, to wyłącznie biznes?

– Wyłącznie! „Las Vegas” (jeden ze sponsorów Adamka – przyp. red.) mu to zorganizowało. Dla niego była to obecność czysto biznesowa. Nie ma co dorabiać ideologii.

– Mohamed Ali, czy Mike Tyson?

– Mike Tyson! (śmiech)

– Apelowałeś wcześniej do kibiców o wspieranie klubu w trudnym czasie, chcesz coś dodać?

– Wszystko już chyba było w mediach, ale powtórzę. W trudnym dla klubu momencie każdy, kto czuje się kibicem Widzewa, powinien odłożyć na bok urazy do działaczy, jakieś antypatie do piłkarzy, czy inne tego typu bzdety. Klub jest na krawędzi, a co najgorsze niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę, że niebawem wspierać go może na IV-ligowych derbach. Trzeba go wspierać jak tylko się da. Ja nie wymagam od kibiców, żeby się zrzucili i kupili kolejnego piłkarza. Każdy pomaga jak może. Nawet sama obecność na stadionie da klubowi zastrzyk finansowy. Co mecz powinien być komplet oddanych Widzewowi sympatyków. Niezależnie od pretensji o zarządzanie klubem itd. Nie czas na to, on jeszcze będzie. Teraz trzeba się zjednoczyć i skupić na celu. Widzew musi przejść przez to i przejdzie! To ciągłe narzekanie w Internecie, to jest jakiś koszmar. Co to zmieni? Co to da?!
Przypomnijcie sobie słowa Bońka i zapieprzajcie po karnety!

Rozmawiał Ryan