Genialna atmosfera przy Piłsudskiego. Sanchez: „Piekło!”

Sędzia Tomasz Kwiatkowski z Warszawy, prowadzący 69. Derby Łodzi, musiał dwukrotnie przerywać mecz. To konsekwencja choreografii kibiców, którzy prezentują je odpalali środki pirotechniczne. Jedni na fanów narzekają, inni są zachwyceni. M.in. bohater starcia.

Sobotnia potyczka rozgrywana była w okresie świętowania 600-lecia miasta, co obie drużyny podkreśliły wybiegając na murawę w okolicznościowych koszulkach. Wcześniej widzewiacy zaprezentowali je także przy okazji spotkania w Białymstoku. Również oprawy kibiców spod „Zegara” nawiązywały do jubileuszu Łodzi. W pierwszej połowie zaprezentowano transparent z łacińską sentencją „Ex navicula navis”, występującą w różnego rodzaju historycznych emblematach czy pieczęciach miejskich. Na trybunie odpalono z kolei race, ułożone w kształt liczy 600.

Druga choreografia miała miejsce po przerwie. Starannie przygotowanym trzem „sektorówkom”, przedstawiającym kolejno: Władysława Jagiełłę (nadał Łodzi prawa miejskie w 1423 roku), panoramę fabrycznej Łodzi oraz herb Towarzystwa Miłośników Rozwoju Fizycznego, towarzyszyły potężna porcja pirotechniki, którego nie powstydziłaby się niejedna impreza sylwestrowa, a także napis „Prezentacja Łodzi„. Całość nawiązywała nie tylko do miejskich urodzin, ale też do propagandy kibiców ŁKS.

Los chciał, że przy pierwszej oprawie wiatr poniósł dym z rac nad boisko, przez co trzeba było przerwać mecz na ok. pięć minut. Wystrzeliwane w drugiej połowie fajerwerki, zdaniem Kwiatkowskiego, także uniemożliwiały kontynuowanie gry, więc sędzia zarządził kolejną pauzę. Tym razem ponad siedmiominutową. Niezwykle ciekawe jest jednak to, że do momentu przerwania zawodów drużyna Janusza Niedźwiedzia prezentowała się na boisku co najwyżej przeciętnie, ale po powrocie do gry wchodziła na o wiele wyższy poziom. Tak było zarówno po 30. minucie spotkania, jak i po 80. Trzeba przyznać, że kibice przypadkowo pomogli piłkarzom RTS, bo to oni dwukrotnie dużo zyskali na przymusowym odpoczynku.

Największy wybuch radości miał w sobotę miejsce oczywiście zaraz po strzelonej bramce przez Jordiego Sancheza. Wielu fanów przyznało, że takiej euforii na nowym stadionie jeszcze nie było. Olbrzymie emocje wywołało też drugie trafienie Hiszpana, a w zasadzie po prostu przedłużyło celebrację pierwszego gola. Rzecz jasna do momentu, aż sędziowie po analizie VAR dopatrzyli się spalonego napastnika. Niesamowita feta miała miejsce także po końcowym gwizdku, na który blisko 18-tysięczna publiczność czekała przez aż szesnaście dodatkowych minut, dodanych do regulaminowych 90.

Sam Sanchez także nie omieszkał skomentować atmosfery na trybunach. Dla pochodzącego z Barcelony zawodnika był to pierwszy derbowy występ w karierze, więc z pewnością towarzyszyły mu nieco inne wrażenia. Okrzyknięty bohaterem snajper piał później w mediach społecznościowych, że kibice stworzyli przy Piłsudskiego piekło. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Warte podkreślenia jest także to, że Jordi Sanchez zaliczył bardzo dobry występ także pod kątem mentalnym. Nie wykazał się irytacją na błędy kolegów, tylko przez cały mecz był bardzo skoncentrowany i efektywny. Brawo i oby tak dalej!

Piekło….👹🧨🎇🔥💥👺 https://t.co/X7lTNBGXzP

— Jordi Sánchez Ribas (@jordi__9) August 13, 2023