M. Jonczyk: „Wciąż mam marzenia i cele do zrealizowania”

3 stycznia 2014, 19:49 | Autor:

Michał_Jonczyk

W Widzewie próżno szukać większego pechowca. Michał Jonczyk od lat uznawany jest za spory talent, ale rozkwit jego umiejętności blokują kontuzje. W Zabrzu go odstawiono, szansę dostał w Łodzi i gdy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze koszmar związany z więzadłem kolanowym powrócił. 21-letni piłkarz nie poddaje się, walczy o kolejny powrót na boisko i o nowy kontrakt przy Piłsudskiego.

– Na początku nie mogę nie zapytać Cię o zdrowie. Jak noga?

– Z nogą jest już wszystko dobrze. Z początkiem grudnia dostałem zgodę na wznowienie treningów i pracowałem obok pierwszego zespołu. Czuję się piłkarsko gotowy do rozpoczęcia przygotowań 6 stycznia.

Kolano wytrzymało sylwestrową zabawę? (śmiech)

– Spokojnie (śmiech). Podchodzę profesjonalnie do sprawy, także w Święta za dużo nie jadłem, a w Sylwestra za dużo nie piłem. Umiar musi być!

– A jak jest na boisku? Pod koniec roku zacząłeś już biegać, lekko kopać piłkę.

– Połowę grudnia spędziłem w końcu na boisku. Oprócz tego dużą pracę wykonałem poza nim. Praktycznie każdy dzień wypełniają mi: bieganie, siłownia, rehabilitacja, jakieś ćwiczenia z piłką. Także staram się, by w okresie przygotowawczym dobrze wyglądać.

– Uraz siedzi w psychice? Po trzecim razie raczej nie łatwo to wyrzucić z głowy.

– Od dłuższego czasu pracuje właśnie nad sprawami mentalnymi, czytam książki o tematyce psychologii w sporcie. Myślę, że sobie poradziłem już z tym, choć trochę to na pewno trwało.

– Kłopoty z więzadłami zaczęły się w Górniku, czy wcześniej odczuwałeś jakieś dolegliwości?

– Nie, w Górniku zaczął się ten problem i po czasie jedyne, co mogę powiedzieć to to, że żałuję, iż wcześniej nie trafiłem pod oko doktora Domżalskiego.

– W Zabrzu, nagle ze świetnie rokującego talentu stałeś się niepotrzebnym szrotem.

– Tak było, ale nie chciałbym już do tego wracać. Jedyne, co mnie jeszcze łączy z Górnikiem, to zaległe pieniądze, o które walczę w sądzie. Klub nie tylko nie pokrył kosztów mojego leczenia, ale też ma dosyć spore zaległości jeśli chodzi o pieniądze z tytułu mojego wynagrodzenia.

– Przejście do Widzewa miało być dla Ciebie nowym otwarciem. Zagrałeś dwa ogony, w trzecim przeciw Piastowi jedynie 7 minut i demony z przeszłości wróciły. Nie miałeś wtedy chwili zwątpienia?

– Chwila zwątpienia na pewno się pojawiła, ale wsparcie bliskich mi osób, rodziny i narzeczonej, menedżera, czy szefów Widzewa pomogły mi podjąć decyzję, by podjąć jeszcze jedną walkę o powrót do sportu.
Najważniejsze żeby był zdrowy. Nie zapomniałem przecież, jak gra się w piłkę, wiem na co mnie stać. Wierzę, że jeśli ominą mnie kontuzje, to udowodnię swoją wartość na boisku.

– W Łodzi Twoim leczeniem zajął się m.in. dr Domżalski, jak mówisz. Widać było różnicę w działaniu względem zabrzańskich lekarzy?

– Akurat z Zabrza wysłano mnie wtedy do Warszawy i tam operował mnie doktor Szmigielski. Na pewno chciał mi pomóc, ale z perspektywy czasu widać, że nie udało mi się po tym wrócić do piłki. Dr Domżalski wykazał się dużo większym doświadczeniem, wiedzą. Z pewnością również osoba mojego fizjoterapeuty, Daniela Głowackiego, sprawiła, że wszystkie te moje braki powodujące zerwania udało nam się ciężką, półroczną pracą wyeliminować.

– Zdecydowano się o kolejnej operacji przeszczepu więzadła. Jak w tej chwili wyglądają Twoje rokowania, jest szansa na pozbycie się problemów z kolanem raz na zawsze?

– Sądzę, że tak. Praca, którą wykonaliśmy, pozwala zminimalizować ryzyko, że uraz więzadła znów się odnowi. Odbudowałem się fizycznie, nawet trenerzy, gdy mnie zobaczyli na treningu, wyrażali podziw względem tego jak biegam, jak się poruszam.

– Masz dopiero 21 lat, więc szansa na zrobienie kariery wciąż jest.

– To oczywiście jest ważny argument. Nie jestem starym zawodnikiem, wiele lat grania przede mną. Mam swoje cele, marzenia, które chcę spełnić. Najważniejsze, to odbudować się w Widzewie przez najbliższe pół roku, następnie pomału realizować kolejne, wyższe cele.

– Straconych lat jednak nikt Ci nie odda, wystarczy popatrzeć gdzie jest dzisiaj Twój kolega, Arkadiusz Milik.

– To fakt, ale rozpamiętywanie tego nic mi nie da, nie pomoże, dlatego nie skupiam się na tym. Koncentruje się na tym, aby nadrobić te stracone trzy lata.
Co do Arka, to uważam, że może zajść wysoko. On ma, oprócz walorów piłkarskich, bardzo ważną zaletę: ma poukładane w głowie. W futbolu jest do wbrew opiniom istotna cecha.

– Transfer do Widzewa był dla Ciebie powrotem w rodzinne strony. W Piotrkowie Trybunalskim, z którego pochodzisz, jest wielu kibiców RTS. Jesteś przez nich poznawany na ulicy?

– Tak, Piotrków to moje i narzeczonej rodzinne miasto. Często przyjeżdżamy odwiedzić rodzinę. Taki transfer, to zawsze pozytyw, kiedy można być bliżej domu.
Na ulicach autografów nie ma, widzewiacy są przecież moimi kolegami, także prędzej przybijamy piątki. Chciałbym gorąco pozdrowić wszystkich kibiców jeżdżących z Piotrkowa na mecze Widzewa. Cały czas mam od nich wsparcie, wierzą we mnie. Jestem im za to niezmiernie wdzięczny!

– Poczynania kolegów z drużyny oglądałeś z trybun. Jak sądzisz, jaka jest przyczyna tego, że zespół spędza zimę na ostatnim miejscu w tabeli?

– Nie chciałbym oceniać kolegów w mediach. Swoje zdanie wynikające z tych obserwacji mam, ale wypowiem je co najwyżej w szatni. Wracam do zespołu, będę jego częścią, więc postaram się motywować chłopaków.

– Jedynym pozytywnym bohaterem minionej rudny był Eduards Visnakovs, który gra akurat na Twojej pozycji.

– Przyznam szczerze, że lepiej czuję się na skrzydle, niż na szpicy. Tutaj grałem przez większość kariery. To trener Mroczkowski widział mnie w roli wysuniętego napastnika, ale ja z powodzeniem mogę występować także na boku. Także nie jest wykluczone, że zagramy z Eduardsem w jednym składzie.

– Możesz więc naciskać na na obu braci.

– Teoretycznie tak. Aleksejs kończył rundę w pierwszym składzie, ale w drużynie będzie teraz nowe rozdanie, nowy okres przygotowawczy. Każdy będzie walczył o miejsce w zespole i możliwe, że wiele się pozmienia. Jest i będzie rywalizacja.

– Drużyna w poniedziałek wznawia treningi, będziesz na zajęciach? Jak w tej chwili wygląda sprawa nowego kontraktu z klubem. Stary wygasł z końcem roku.

– Na dzień dzisiejszy nie wiąże mnie z Widzewem umowa, ale w poniedziałek melduje się w Łodzi na rozmowach. Jeśli wszystko dobrze się zakończy, to przebieram się w dres i biegnę na trening. Jestem dobrej myśli.

– Czego Ci życzyć w nowym roku? Poza zdrowiem oczywiście.

– Realizacji postawionych celów. No i przede wszystkim szczęśliwych narodzin „młodego” Jonczyka. W lutym z narzeczoną spodziewamy się potomka.

Rozmawiał Ryan

Foto: widzew.pl