M. Wlazłowski: „Nie czuję większej presji w Widzewie”

22 listopada 2016, 11:53 | Autor:

mateusz_wlazlowski

Po kontuzji Michała Chorosia między słupkami bramki Widzewa stanął Mateusz Wlazłowski. Niestety, wychowankowi nie udaje się przekonać do siebie kibiców. W Aleksandrowie Łódzkim puścił on kolejnego kuriozalnego gola.

– Mateusz, znów drugi gol idzie na twoje konto. Tym razem nawet nikt ci nie przeszkadzał.

– Tak było. Ciężkie boisko. Wiem, że to jest głupie tłumaczenie i nie ma prawa bytu taka sytuacja. Trzeba robić to, co potrafi się robić najlepiej. Nie udało mi się to tak, jak chciałem. Niestety, dostałem bramkę po głupim błędzie.

– Później popełniłeś jeszcze jeden taki prosty błąd. Wkradł się stres?

– Wiadomo, że gdzieś to potem w głowie siedzi. Starałem się jednak nie myśleć o tym, zapomnieć i grać swoje.

– Na pomeczowej konferencji Tomasz Muchiński mówił, że dla ciebie gra w Widzewie może być grą w „aż Widzewie”. Jak się do tego odniesiesz?

– Nie będę tego komentował. Każdy ma prawo do swojego zdania. Trener Muchiński tak uważa i to jego opinia. Nie mnie ją podważać. Nie czuję, żeby to miało znaczenie. Nie ważne, czy to Warta Sieradz czy Widzew. Oczywiście w sensie dodatkowej presji.

– To co się dzieje z twoją formą?

– Na pewno wpływ na to ma także fakt, że nie grałem od początku sezonu. Bramkarzowi wtedy brakuje pewności siebie na boisku. Gdy regularnie występuje w meczach, to tą pewność się ma. W takich momentach, jak z Sokołem czy wcześniej Drwęcą, może jej potem brakować.

– Trener Muchiński mówił ci, żeby przy wrzutkach z rzutów wolnych trzymać się kurczowo linii bramkowej?

– Nie jest to decyzja trenera. Wszystko zależy od danej sytuacji na boisku. Trzeba wziąć pod uwagę, jak ustawia się obrona i poszczególni zawodnicy. Przy pierwszym golu wrzutka była na wysokości szesnastego metra. To piłkarze z pola mają za zadanie wbiec w pole karne i wybić piłkę.

– Czyli twoim zdaniem wyjście wyżej i skrócenie pola rywalom nie było zasadne?

– Tak, jak mówię – wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Nie można każdej wrzucać do jednego wora. Każda piłka i każda wrzutka są inne. Nie mogę zawsze stać na linii, jak i nie mogę zawsze wychodzić. To decyzja chwili.

– Przed wami jeszcze jeden mecz. Nie wiadomo, czy Michał Choroś zdąży wyzdrowieć. Jesteś mentalnie gotów pomóc drużynie w spotkaniu z Legią II?

– Oczywiście! Muszę. Nie ma innego wyjścia. Taki wybrałem sobie zawód i muszę sobie z tym radzić. Jak wchodzę do bramki i zaczyna się mecz, nie myślę o tym, co jest dookoła. O presji z tym związanej. Człowiek wychodzi, żeby grać. Żeby robić to, co się kocha. Niestety nie zawsze wychodzi tak, jakby się chciało.

Rozmawiał Ryan