Oceny widzewiaków po meczu z GKS

15 marca 2015, 09:37 | Autor:

piłkarze

Zagrali jak nigdy, przegrali jak zawsze – to znane powiedzenie idealnie pasuje do sytuacji Widzewa. Mimo widocznej zmiany w stylu gry, łodzianie polegli 0:1 w Jaworznie z GKS Tychy i skomplikowali sobie walkę o utrzymanie w I lidze jeszcze bardziej. Poniżej oceny widzewiaków.

Maciej Krakowiak (piłkarz meczu):
Do końca nie było wiadomo, kto stanie między słupkami, choć po ostatnim sparingu można było się tego domyślać. My stawialiśmy na Macieja Krakowiaka i nie pomyliliśmy się. Dla wielu kibiców wybór ten był jednak zaskakujący, ale „Krakus” swoim występem udowodnił, że na bluzę z nr 1 zasługuje. Przy straconym golu nie miał nic do powiedzenia, przy dwóch innych strzałach zachował się bardzo dobrze – raz wybił piłkę z okienka, kilka chwil później rzucił się po nią przy krótkim słupku i uratował kolegów. Poprawnie wyglądała też gra nogami, a było jej dużo, bowiem każdy aut bramkowy rozgrywany był po ziemi. Na plus również reakcje Maćka na przedpolu. Z taką dyspozycją jest pewniakiem do gry w Ząbkach.
Ocena: 8

Kosuke Kimura:
Po Japończyku fani obiecywali sobie bardzo dużo. Choć Kosuke Kimura nie zrobił wczoraj jakiejś wielkiej różnicy, to widać gołym okiem, że to kawał piłkarza. Wygrywał pojedynki 1 na 1 w defensywie, korzystał ze swojego doświadczenia i świetnie się ustawiał. Starał się też ciągnąć grę do przodu, ale nie miał momentami komu dograć piłki, bo w polu karnym tyszan nie było jego kolegów. Kilka razy Kimura miał dobrze ułożoną piłkę na 20 metrze, ale nie wiedzieć czemu nie decydował się strzały. Tego zdecydowania nam u niego brakowało.
Ocena: 7

Piotr Mroziński:
Z braku innych solidnych stoperów znów musiał grać w obronie i wychodziło mu to tak, jak zwykle, czyli mocno przeciętnie. Piotr Mroziński był elektryczny, niepewny w swoich interwencjach, kilka razy dopisało mu szczęście, naprawiając za niego błędy w ustawieniu. Zdecydowanie wolimy oglądać Piotrka w drugiej linii i miejmy nadzieje wróci do niej, gdy zdolny do gry będzie już Julien Tadrowski. „Mrozu” wyróżnił się też świetnym długim podaniem za plecy obrońców do Edgara Bernhardta, ale Rosjanin zepsuł tą okazję.
Ocena: 5

Krystian Nowak:
Przy Mrozińskim wyglądał, jak profesor. Naprawiał błędy kolegów, był szybki, twardy i emanował spokojem. Jeśli ktoś gasił pożar pod bramką Krakowiaka, to najczęściej był to właśnie Krystian Nowak. Kapitan Widzewa mógł też strzelić bramkę, ale jego celną główkę sprzed linii bramkowej w ostatniej chwili wybił jeden z tyszan. Wyprowadzenie piłki (cross do Bernhardta palce lizać), dyrygowanie linią obrony i całym zespołem, to jego największe atuty. Nie wyobrażamy sobie zespołu bez „Krychy”.
Ocena: 7

Tomasz Lisowski:
Lisowski wrócił do Widzewa po ponad 4 latach, ale nie był to udany „remake”. Sam obrońca jakoś specjalnie się do tego nie przyłożył, nie zagrał poniżej poziomu całej drużyny, ale też niczym wielkim się nie wyróżnił. Seryjnie egzekwował rzuty rożne, ale koledzy nie potrafili choćby jednego z dwunastu kornerów zamienić na gola. W defensywie „Lisek” radził sobie dość dobrze, z przodu za wysoko się nie zapędzał. Ogólnie wypadł tak sobie, liczymy na więcej.
Ocena: 6

Szymon Zgarda:
Największe zaskoczenie w jedenastce Widzewa. Gdyby ktoś powiedział nam w styczniu, że to Zgarda będzie odpowiadał w zespole za destrukcję, nie uwierzylibyśmy. Młody pomocnik spisał się jednak słabo. Nie chcemy wieszać na nim psów, ale to właśnie on sprokurował rzut wolny, po którym Maciej Kowalczyk zdobył zwycięskiego gola, przy strzale przegrywając pojedynek z byłym widzewiakiem. Wcześniej zanotował też kilka prostych strat, nie był tak pewny w łódzkiej tiki-tace, jak pozostali widzewiacy. Jedyny pożytek był z niego przy wysokich piłkach – w powietrzu radził sobie nie najgorzej. Ogólnie Szymon wypadł bardzo blado i został zmieniony po 69 minutach gry.
Ocena: 4

Tsubasa Nishi:
Kolejny debiutant, który wypadł słabiej, niż w zimowych sparingach. Tsubasa Nishi był za mało precyzyjny, za wolny, a do tego na niewiele zdawała się jego pomoc w destrukcji – odbijał się od przeciwników, jak od ściany. Brakowało nam niekonwencjonalnych zagrań, którymi Nishi potrafił zmylić rywali na boisku w Gutowie Małym. Może po protu to, co wychodziło przeciwko Pelikanowi Łowicz i Górnikowi Konin, nie wystarczyło na przedostatnią drużynę I ligi? Liczymy, że Japończyk w kolejnych grach pokaże jednak więcej.
Ocena: 5

Mariusz Rybicki:
Początek meczu miał bardzo udany. Unikał niepotrzebnych dryblingów, potrafił dostrzec kolegów i wymieniał z nimi podania na jeden kontakt. Kiedy już musiał iść jeden na jednego, wychodziło mu to. Jedyne, czego nam brakowało, to zejścia do środka i strzału lewą nogą. Stawowemu chyba też to nie pasowało, bo często pokrzykiwał do ustawionego na prawym skrzydle Rybickiego, by grał bardziej wąsko. W drugiej połowie wrócił stary „Ryba”, nieporadny, tracący piłki i mało kreatywny. Być może odczuwał skutki starcia z pierwszej połowy, po którym ucierpiała jego łydka.
Ocena: 6

Rok Straus:
Ustawiony w środku, za plecami Davida Kwieka, miał rozdzielać piłki na boki lub obsługiwać prostopadłymi podaniami napastnika. Wychodziło mu to średnio, nie brał na siebie ryzyka, grał najczęściej krótko i zachowawczo. Aż prosiło się czasem o jakieś nieszablonowe zagranie w pole karne. To, że Widzew nie stworzył sobie zbyt wielu bramkowych okazji, było po części winą Roka Strausa. Nie zagrał źle, ale tylko dlatego, że rozgrywał piłkę bardzo asekuracyjnie. Wolimy, żeby Słoweniec zepsuł dwa podania, ale przy trzecim otworzył partnerowi drogę do bramki, niż koronkowo grał do najbliższego widzewiaka.
Ocena: 6

Edgar Bernhardt:
Operował na lewym skrzydle, czasami schodząc do środka. Był waleczny, nieustępliwy i dobrze czytał grę, często wychodząc na wolną pozycję. Niestety brakowało mu dokładności w kluczowych momentach spotkania. To Bernhardt jako pierwszy uderzył na bramkę Sebastiana Przyrowskiego, ale ponieważ nie przyłożył się, golkiper miał ułatwione zadanie. „Edi” mógł też ruszyć z kilkoma szybkimi kontrami, ale tracił piłkę, podejmował złe decyzje lub do końca starał się szukać kolegów, zamiast oddawać strzały.
Ocena: 5

David Kwiek:
Kwiek jest kolejnym zawodnikiem, który prezentował się w sobotę dużo słabiej, niż w sparingach. Brakowało mu nie tylko dokładnych podań, ale też szybkości, wyjścia na pozycję, czy wygrania walki fizycznej z obrońcami. To, że Widzew stworzył przez całe 90 minut raptem 3-4 dobre okazje strzeleckie, jest m.in. winą Davida. Natomiast to, że jako pomocnik z konieczności musi grywać jako napastnik, już nie. O ile w grach kontrolnych eksperyment się sprawdzał, o tyle w meczu o punkty szału nie było.
Ocena: 5

Zmiany

Mateusz Janiec:
W 69 minucie wszedł za Mariusza Rybickiego. Starał się zrobić z przodu trochę wiatru, ale w protokole meczowym zapisał się tylko złapaniem żółtej kartki. Przez ponad 20 minut spędzonych na boisku Janiec nie stworzył ani jednej groźnej okazji, nie popisał się żadnym efektownym rajdem.
Ocena: 5

Veljko Batrovic:
Wszedł na boisko razem z Jańcem i jego wkład w grę był podobny. Nieco usprawiedliwia go to, że nie miał przed sobotą żadnego klasycznego napastnika. Gdy raz udało mu się fajnie wypatrzeć Wrzesińskiego, podał zbyt mocno nawet dla tak szybkiego piłkarza.
Ocena: 6

Konrad Wrzesiński:
Przed rundą wiosenną Stawowy mówił o nim, że zrobił duży postęp, odnajdując się na pozycji prawego obrońcy. Tymczasem w Jaworznie Wrzesiński został ustawiony z przodu, na skrzydle, a czasem nawet na szpicy. Efekty takich eksperymentów nie były trudne do odgadnięcia – zero zagrożenia pod bramką Przyrowskiego.
Ocena: brak oceny

Trener

Wojciech Stawowy:
Kilka dni temu Wojciech Stawowy stwierdził, że jego drużyna jest niczym wygłodniały lew, któremu macha się przed nosem kawałkiem mięsa. W sobotę trener wypuścił z klatki swoje „zwierzę”, ale nikogo ono nie pogryzło. Mało tego, widzewiakom brakowało właśnie agresywności, pazerności i zdecydowania, czyli cech, z jakich słynie król dżungli. Dobrze drużyna prezentowała się na obszarze boiska od swojej bramki do 20-30 metra na połowie rywala. Dochodziła tam wymieniając niezliczone ilości podań, skutecznie wychodząc spod ostrego pressingu. Co z tego jednak, skoro dochodząc w okolice pola karnego GKS nie wiedzieli jak zagrozić Przyrowskiemu. Niemała w tym wina samego Stawowego, który tradycyjnie zagrał bez typowej „dziewiątki”. Łodzianie musieli więc miotać się, podawać do tyłu, zamiast szukać napastnika w szesnastce rywali.
Stawowy mocno odmienił zespół, przyczepił do niego swoją etykietkę, nauczył wyprowadzać piłkę, z zakazem grania długich górnych podań. Musi nauczyć swoich podopiecznych jeszcze strzelania goli. Czy wystarczy mu czasu? Na razie Widzew prezentuje tzw. sztukę dla sztuki.
Ocena: 6