P. Zawadzki: „Widzew jest głównym kandydatem do awansu”

4 października 2018, 20:03 | Autor:

Paweł Zawadzki grał w Widzewie przez trzy sezony. Tuż przed największymi sukcesami przeniósł się jednak do Radomiaka, z którym po kilku latach wywalczył jedyny w historii awans do najwyższej ligi, a w meczu z łódzkim klubem strzelił zwycięską bramkę. Przed sobotnim spotkaniem nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności, by z nim porozmawiać!

– Widzew i Radomiak to kluby bliskie pana sercu?

– Oczywiście! Ze zrozumiałych względów zresztą. Spędziłem w jednym i drugim klubie kopę lat – jako zawodnik, a w Widzewie też jako działacz i trener. Są to zespoły bliskie sercu!

– Co sprawiło, że zdecydował się pan przenieść z Widzewa do Radomiaka?

– Brutalna rzeczywistość! (śmiech) Wszędzie jest tak, że jak się gra, to jest ok, a jak się nie gra, to trzeba szukać sobie miejsca. Taka jest rzeczywistość i każdy z nas chce występować w pierwszym składzie. Można walczyć o miejsce, to jest normalne, ale w pewnym momencie, gdy człowiek widzi, że z tej walki nic nie wychodzi, trzeba zdecydować się na jakiś ruch. Akurat do Radomiaka trafił Paweł Kowalski, który kiedyś trenował Widzew, no i tak się zgadaliśmy, żebym tam poszedł. Oni wtedy walczyli o utrzymanie w II lidze. Zasada jest taka, że jak ciebie chcą, to jest ok, a jak człowiek musi samemu chodzić po prośbie, to różnie to bywa. Był Paweł Kowalski, jego asystentem był Irek Jach, też związany z Łodzią. W jakiś sposób namówili mnie, żebym poszedł do Radomia i tak się stało.

– Nie było żal opuszczać Widzew?

– Czy nie żal… Jak się czuje, że się dostaje szansę, to jest w porządku. Później w Widzewie zmienił się szkoleniowiec, został nim Bronek Waligóra, mój trener z Zawiszy. W tamtym czasie byliśmy jednak trochę skonfliktowani… może nie do końca skonfliktowani, ale jak człowiek widzi, że trener na niego nie stawia, to musi szukać miejsca. Później po jesieni odszedł Waligóra i można teoretyzować, że mogłem zostać i zimą powalczyć o miejsce. Już się jednak zdecydowałem na Radom. Nie żałuję tego, bo spędziłem tam wspaniałe lata, nawet jeżeli to było na niższym poziomie. Można być mistrzem Polski, ale siedzieć na ławce i nie odczuwać z tego przyjemności, bo ten wkład jest minimalny. Grając, człowiek jest odpowiedzialny czy to za sukces, czy to za porażkę. Każdy jest zadowolony, gdy gra, choć oczywiście gdy są sukcesy, to jest jeszcze przyjemniejsze. Ja powiem, że nie żałuję i mam bardzo miłe wspomnienia z Radomia.

– Jaką drużyną był Radomiak, w którym pan grał? Walczyliście o awans, czy raczej byliście zespołem środka tabeli?

– Radomiak funkcjonował przy dużym kombinacie, Radoskórze, producencie butów i skór. Zanim przyszedłem, oni grali o awans do II ligi, to były takie derby z Lublinanką i w obecności 20 tysięcy… choć czy zmieściło się tam 20 tysięcy, to trudno mi powiedzieć… awansowali. Prowadził ich Rudolf Kapera i po pierwszym roku, jako beniaminek, wysoko stali. W drugim już było ciężej, odszedł Kapera, był Wanat, a po nim przyszedł Kowalski. Utrzymaliśmy się, a później walczyliśmy o awans, ale raz górą był Motor, a raz Cracovia. Brakowało nam trochę, może jakości, może zawodników. Był taki moment, że jak walczyliśmy z Motorem, to oni przegrali z nami, ale wszystkie inne mecze powygrywali. Awansowaliśmy dopiero w 1984 roku. To były takie lata, gdy była Solidarność, był okres tych wszystkich ruchów i to nie był okres sprzyjający sportowi. Wtedy piłkarze byli na etatach, a nie pracowali i różnie to było odbierane. Akurat w Radomiu Solidarność nie była przeciwna temu układowi. Wtedy objął nas Józek Antoniak, ściągnięto takich zawodników, że awans był w zasadzie pewny. Awansowaliśmy w sposób bezdyskusyjny, choć zaraz później spadliśmy po jednym sezonie, a zadecydowała o tym jedna bramka. Po pierwszej rundzie byliśmy na piątym miejscu i nic nie wskazywało na to, że pożegnamy się z ligą.

– Jeden z najlepszych waszych meczów to ten z Widzewem. Strzelił pan w nim zwycięską bramkę.

– Marek Dziuba do dziś mówi, że tam nie było karnego! (śmiech) Ja już nie pamiętam, powiem szczerze. W tamtym okresie byłem etatowym wykonawcą rzutów karnych, strzeliłem nie tylko Widzewowi, strzeliłem Legii, tak że te karne miałem opanowane. Wygraliśmy 1:0. Czy ten karny był, czy go nie było? Zawsze są dwie strony, jedni powiedzą, że był, drudzy, że go nie było. Ja już tego nie kojarzę, bo minęło tyle lat, ale nawet jak dzisiaj mamy VAR, to nadal są dyskusje. Tak czy inaczej, karny był podyktowany i go strzeliłem. Widzew miał mocny skład, to była wtedy niespodzianka, bo z jednej strony beniaminek, a z drugiej drużyna z sukcesami, grająca w pucharach. To było pozytywne zaskoczenie dla miasta, dla społeczności, w tych trudnych latach. W 1984 roku do pierwszej ligi awansowali też siatkarze Czarnych Radom, tak że dla takiej miejscowości mieć w najwyższej klasie i piłkarzy, i siatkarzy, to był wyczyn.

– 20 tysięcy ludzi w Radomiu oglądało ten mecz…

– Nie, to jest lekka przesada, tam te dane brali z kapelusza. Z Lublinianką też nie było 20 tysięcy. Nie było takiej możliwości, bo tam były tylko dwie trybuny naprzeciwko siebie. Gdzie by tam miało się zmieścić tyle osób? Tych ludzi na pewno było dużo, był nadkomplet, a ile dokładnie, to już inna kwestia.

– Teraz znów zanosi się na nadkomplet. Liczymy jednak na to, że wynik będzie inny.

– Obserwuję tego Radomiaka i on przez ostatnie dwa lata po pierwszej rundzie był murowanym kandydatem do awansu, zwłaszcza że awansowały trzy drużyny i czwarta z barażu. Zarówno jednak w poprzednim sezonie, jak i dwa lata temu, gdy trenował ich Werner Licka, wiosnę mieli fatalną. Nie wiem, jaka była tego przyczyna, bo jesień była świetna, a summa summarum najpierw Radomiak przegrał baraż z Bytovią, później rzutem na taśmę wyprzedziła ich Garbarnia. Teraz to solidny zespół z II ligi, ale to Widzew jest liderem i głównym kandydatem do awansu. Nie oszukujmy się, trener Mroczkowski i zawodnicy może nie dają gwarancji, ale duże prawdopodobieństwo, że ten awans będzie, zwłaszcza że awansują trzy zespoły. Życzyłbym sobie, żeby Radomiak był w tej trójce, ale zobaczymy, jak to będzie po ostatniej kolejce. Sobotni mecz to będzie starcie drużyn z czołówki i wracając do tego spotkania sprzed lat, na pewno jakiś smaczek ma.

– Jest pan na prawie każdym meczu Widzewa u siebie. Jak może pan ocenić grę pod wodzą trenera Mroczkowskiego?

– Czasami z prośbą o ocenę meczu dzwonił do mnie Michał Strzelecki z „Expressu Ilustrowanego” Był taki mecz, po którym Radka zwolniono, bo powiedział, że gdyby miał jeszcze raz robić transfery, to zrobiłby je inaczej. Pan Cacek wtedy stwierdził, że jak trener nie wierzy w ten zespół, to go zwolni. Ja wtedy mówiłem, że to błąd ze strony zarządu i takiego trenera nie można się pozbywać, zwłaszcza że poprzedni sezon miał dobry, umiał wprowadzać młodzież, miał do niej wyczucie. Dla mnie to był duży błąd. Teraz, przed ostatnią kolejką wiosny to był bardzo śmiały ruch, że podziękowano Smudzie, a zatrudniono Radka. On też wziął na siebie ten ciężar gatunkowy, że gdyby coś nie poszło, to mogło być różnie, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Porównując ten sezon do poprzedniego, na pewno jest wyższa jakość zawodników, doszło dużo nowych graczy. Radek rotuje składem i nie jest tak, że są pewniacy do gry. Transfery były w większości udane, chłopcy grają rzeczywiście dobrze, jakościowo nastąpił krok do przodu. Patrząc na grę ostatnimi czasy, Widzew strzela dużo bramek i można chwalić, że gra ofensywna jest na coraz lepszym poziomie, a wiadomo, że kibic przychodzi po to, żeby zobaczyć bramki. Radek ma za sobą duży staż trenerski, prowadził zespoły w różnych ligach i według mnie on wie, o co w tym chodzi i to jest odpowiedni trener dla Widzewa.

– Dużo dały też nowe nabytki.

– Ściągnięcie tych zawodników przyczyniło się do tego, że jakość wzrosła. Mieliśmy problem z napastnikami, a Mihaljević pokazuje, że jest bardzo dobrym nabytkiem i spłaca się Widzewowi. Nie tylko zresztą on, bo i pozostali zawodnicy, którzy zostali sprowadzeni, dają lepszą jakość.

– Awans uda się wywalczyć?

– Na 99% tak. Ten jeden procent zawsze trzeba zostawić na nieprzewidziane sytuacje, ale wszystko wskazuje na to, że awans będzie, a Widzew w przyszłym sezonie zagra w wyższej klasie rozgrywkowej. Życzyłbym sobie, żeby jednym z zespołów w pierwszej trójce był również Radomiak.

Rozmawiał Słuchał Kamil

Subskrybuj
Powiadom o
7 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
JaxJeden
5 lat temu

Ej mam takie pytanie. Kupiłem 4 bilety na mecz Polska – Czechy, zrobiłem przelew ale nie wiem co dalej, nie dostałem instrukcji na maila i jak to wygląda teraz, co mam zrobić?

Lacjky Luck
Odpowiedź do  JaxJeden
5 lat temu

wypij 4 robotnicze

rod
5 lat temu

Kochany Paweł Zawadzki

Tof
5 lat temu

Kamil, „także” piszemy w znaczeniu „również”. „Tak że” w znaczeniu „tak więc”.
A wywiad ciekawy.

Andrzej
Odpowiedź do  Tof
5 lat temu

Gwoli ścisłości: przed „że” przecinek.
:-)

Tof
Odpowiedź do  Andrzej
5 lat temu

A to już zależy od konstrukcji zdania :)

7
0
Would love your thoughts, please comment.x