Relacja z meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała – Widzew Łódź 14.08.2011

15 sierpnia 2011, 15:18 | Autor:

Po około sześciu miesiącach przerwy kibice Widzewa znów wyruszyli na kibicowski szlak za swoją drużyną. W meczu 3 kolejki Ekstraklasy zmierzyli się w Bielsku-Białej z Podbeskidziem. W Beskidy dotarło łącznie ponad 350 fanatyków RTS.

1

 

Ostatnim w pełni legalnym i zorganizowanym wyjazdem na mecz Widzewa była lutowa potyczka w Poznaniu z Lechem. Za ówczesną zabawę „świecidełkami” betonowe głowy z PZPN ukarały kibiców RTS zakazem organizacji podróży na cztery mecze wyjazdowe. Bardzo ucieszyło to również obecnych na posiedzeniu Wydziału Dyscypliny PZPN przedstawicieli klubu, w szczególności ulgę i radość poczuli, kiedy okazało się, że kara obejmie także mecz z Legią przy Łazienkowskiej. Bez komentarza…

Wobec powyższych sankcji spotkania Widzewa z Wisłą, Polonią W-wa , Śląskiem i w końcu z Legią miały odbywać się bez udziału zorganizowanej grupy kibiców gości. Fani RTS oczywiście na każdym z tych meczów (incognito, bądź nie) byli obecni. Podobnie jak później w Białymstoku, na Cracovii oraz dwukrotnie w Zabrzu . Były to jednak wypady mocno utrudnione, z tzw. „partyzanta”.
W końcu, 14 sierpnia 2011r, Widzewiacy mogli wspólnie i w porozumieniu ruszyć za swoją drużyną.

W 3 kolejce łódzki klub jechał na mecz do Bielska-Białej. Kibice RTS na południe udać się mieli pociągiem rejsowym. Zbiórkę ok. 200 fanów zaplanowano na godz. 2:45 w Centrum miasta, by pochodem udać się na stację Łódź Kaliska, a więc ponownie „pod nosem” lokalnego wroga. I tu zaczęły się przeboje z PKP. Rejs wyruszyć miał o godz. 3:30 lecz postanowiono dopiąć jeszcze jeden wagon, aby pomieścić wszystkich pasażerów. Spowodowało to pierwsze tej nocy opóźnienie. Grupa wyruszyła w kierunku Bielska-Białej po czwartej. Kolejnym utrudnieniem była zmiana trasy pociągu, na co wpływ miał piątkowy wypadek kolejowy w okolicach Piotrkowa. Ruszono więc objazdem i do Katowic skład dojechał dopiero ok. 10:20. Planowane wcześniej spotkanie z fanami Ruchu odbyło się pod czujnym okiem dzielnej policji pod Stadionem Śląskim, gdzie dojechano tramwajami z wahadłem. Krótszy, niż przewidywano, melanż i powrót na katowicki dworzec. Tam kolejne „jaja”. Nie dość, że pociąg do Bielska-Białej podstawia się z opóźnieniem, to jeszcze przed startem przepuszcza sporo innych jednostek powodując kolejną już stratę czasu. W końcu skład rusza i do miasta docelowego jakimś cudem dociera; w Pszczynie zabierając jeszcze na pokład „Niebieskich”. Niestety w momencie wysiadki z polskiego „TGV” w innym punkcie miasta rozbrzmiewał już gwizdek rozpoczynający zawody.

Opóźnienie wygenerowane przez PKP oraz dość wolne wpuszczanie ze skrupulatnym sprawdzaniem listy imiennej kończy się tym, iż fani Widzewa wchodzą do sektora gości dopiero pod koniec pierwszej połowy. Pierwszy okrzyk „Jesteśmy zawsze tam…” padł w 36min meczu. Podziękowano też PKP słowami: „Polskie koleje – to stare k***y, złodzieje”. Wywieszono 3 flagi: („Łódzki Widzew, „WFCG” i płótno pamięci „Trolla”). Obecności fany Widzewiaków z Grudziądza towarzyszyły także specjalne pozdrowienia (Podbeskidzie ma układ/zgodę (?) z tą żużlową ekipką).

W drugiej połowie prowadzono średni, rwany doping, choć biorąc pod uwagę trud podróży, zmęczenie i upał, nie było źle. Pozdrawiano Ruch, Maćka Mielcarza i ŁKS ;) Mecz ten jednak, dla większości fanów Widzewa, nie trwał pełnych 90 minut. Aby zdążyć na powrotni rejs, fanatycy musieli opuścić „klatkę” już na kwadrans przed końcem spotkania. Na sektorze zostało jedynie ok. 20 kiboli posiadających własny transport.

Na bielskim dworcu ciąg dalszy komedii pt. „Jedziemy koleją”. Swoje 3 grosze dorzucali oczywiście także mundurowi, którzy zadecydowali, że grupa pojedzie innym pociągiem, po 18:00. Oczekiwanie na pociąg w pełnym słońcu było mocno uciążliwe i dopiero po ciężkich negocjacjach milicja pozwala zakupić w sklepie jakieś zimne napoje. Wreszcie ok. 18:05 podjeżdża pociąg do Katowic i można odjechać z Bielska. Tam na peronie w ustawił się komitet powitalny w postaci prewencji, który mocno zdziwił się, gdy kibole wysiedli sobie z drugiej strony pociągu i ruszyli swobodnie na miasto. Szalikowcy rozsiedli się na placu w samym Centrum Katowic i w spokoju odpoczywali sławiąc pieśniami łódzki klub i napotykając też kilku miejscowych fanów, co skończyło się dla nich przymusowym striptizem. Po mniej więcej 2 godzinach czas było wsiadać w pociąg do Łodzi. Oczywiście nie bez przeszkód. A co! Tym razem poszło o liczbę wagonów. Milicja nie chciała robić ścisku w – było nie było – rejsowym pociągu. Po małym spięciu z „władzą” udało się jednak wynegocjować dodatkowy wagon i wystartować do Miasta Włókniarzy znów z ponad godzinną zwłoką – ok. 22:30. Po drodze, w Częstochowie, pada hasło: „Raków” i cała załoga postanawia wyjść kulturalnie na peron, aby porozmawiać o futbolu z kibicami RKS-u. Niestety ten pomysł nie spodobał się stróżom prawa, którzy spowodowali zawrotkę z powrotem do przedziałów i do debaty z miejscowymi nie doszło. W końcu skład dojeżdża na stację Łódź Widzew, na zegarkach jakiś czas temu minęła druga w nocy. Pora więc ruszyć do domów na zasłużony odpoczynek po tej ponad dobowej, obfitującej w iele ciekawych wydarzeń rodem z lat 90-tych, wyprawie…

Na sektorze gości 220 szczęśliwych posiadaczy biletów + kilka osób na patencie (w tym Ruch). Na trybunach gospodarzy kilkunastu fanów Widzewa oraz kilkunastu „Niebieskich”. Pod stadionem i w okolicznych barach łącznie ponad setka fanatyków W&R, której nie udało się kupić wejściówki i wbić na stadion.

Słowem jeszcze o fanach gospodarzy. „Górale”, jak mówią o sobie fani Podbeskidzia, to typowy piknikowy folklor kibicowski z lekką nutką „kumatości” w małym młynie. Na trybunie krytej nie brak tzw. „Januszy” wyposażonych w trąbki. Bielszczanie dopingują cały mecz na miarę swoich możliwości. Kilka razy fajnie współpracują z „krytą”. Na koniec brawami żegnają wychodzących z „klatki” Łodzian. Spacerowanie wokół stadionu Podbeskidzia, czy pod kasami, w barwach Ruchu i Widzewa nie powodowało żadnych ekscesów. Inny świat ;)

Z ciekawostek można też nadmienić o sytuacji z ok. 15min meczu, kiedy w opuszczonym i przeznaczonym do rozbiórki budynku stojącym w sąsiedztwie trybuny, pojawiło się kilkudziesięciu fanów Ruchu. „Niebiescy” wbili się na balkony i dach rudery i pojechali z konkretnym dopingiem szokując tym miejscowych :)

Kolejny wyjazd Widzewiaków, to mecz ze Śląskiem we Wrocławiu, gdzie nie byliśmy oficjalnie od kwietnia 2004 roku. Zapowiada się więc arcyciekawie. Oby tylko wrocławskiej policji nie przyszedł do głowy jakiś głupi pomysł z zamknięciem sektora dla gości. Powód przecież zawsze się znajdzie…