Wokół meczu z GKS-em

5 maja 2016, 14:22 | Autor:

Strus_Czaplarski

Pierwszy raz w tej rundzie drużyna Widzewa miała radzić sobie bez wsparcia swoich kibiców, dodatkowo z wrogo nastawioną miejscową publicznością. Grupa 80 kibiców łódzkiego klubu sprawiła jednak, że piłkarzom Marcina Płuski było raźniej. Nawet bez tego pokonaliby jednak GKS, który nie potrafił się postawić. Co działo się wokół meczu w Bełchatowie?

„Jesteśmy zawsze tam…”

W pierwszej połowie piłkarze GKS-u mogli liczyć na głośny doping swoich kibiców, którzy pierwszy raz pojawili się na meczu rezerw. Wiadomo, że na stadion ściągnęła ich obecność Widzewa. W drugiej miłą niespodziankę łodzianom sprawili kibice RTS, którzy mimo zakazu wyjazdowego wybrali się do Bełchatowa i z oddali śpiewami wspierali drużynę. Po końcowym gwizdku do kibiców chcieli udać się piłkarze, ale…nie zdążyli. Zanim przedarli się przez ochronę, fani zdążyli się ulotnić.

Rekord tuż-tuż

Doskonała forma w rundzie wiosennej sprawia, że Widzew pobił już kilka rekordów. Kolejny, bardzo istotny jest już na horyzoncie. Jeśli łodzianie pokonają w niedziele Orła Nieborów, wyrównają osiągnięcie „złotej” drużyny Franciszka Smudy. W sezonie 1995/1996 RTS nie przegrali ani jednego meczu i wygrał 10 spotkań z rzędu. Jeszcze kila tygodni temu pisaliśmy, że powtórzenie tego wyczynu jest raczej nieosiągalne. Wygląda jednak, że bardzo przyjemnie się pomyliliśmy.

Możdżonek zdążył z egzaminów

Piłkarze Widzewa do Bełchatowa wyruszyli kilka minut po godz. 13:00. Dłuższą trasę pokonać musiał Krzysztof Możdżonek, który do stolicy węgla brunatnego jechał prosto z Warszawy. Pomocnik musiał zaliczyć rano egzamin maturalny z języka polskiego. Pisał pracę nt. „Dziadów” Adama Mickiewicza. Jak mówił z zadowoleniem, wynik będzie jeszcze lepszy, niż rezultat meczu z GKS. Inny widzewiak, Michał Choroś, na spotkanie nie dotarł, bo…pisał także egzamin rozszerzony.

Bilans z Bełchatowem na plusie

Jesienią drużyna Widzewa, prowadzona po raz ostatni przez Witolda Obarka, przegrała przy Milionowej z GKS-em 1:2. W środę udało się wziąć rewanż za porażkę z poprzedniej rundy, a nawet sprawić, że bilans bezpośrednich starć z bełchatowianami jest już korzystniejszy. Gdyby doszło do sytuacji, że obie ekipy zgromadzą w tabeli taką samą ilość punktów, lepsi będą łodzianie. To dość korzystne zabezpieczenie.

Debiutant na ławce…

Wśród rezerwowych Widzewa usiadł dziś absolutny debiutant – 17-letni Wiktor Stawki. Młody bramkarz pojawił się w kadrze meczowej w zastępstwie Michała Chorosia, który w Warszawie pisał maturę. Golkiper o filigranowej posturze nie miał jednak okazji, by się wykazać, bowiem na szczęście Michałowi Sokołowiczowi nic się nie stało.

…i joker na ławce

W towarzystwie Stawskiego większą część meczu oglądał Sebastian Kaczyński. Napastnik, który we wszystkich trzech poprzednich spotkaniach zaliczył po jednym trafieniu, znów zapisał się w statystykach. Tym razem nie strzelił gola, a pomógł zrobić to Patrykowi Strusowi. Warto zaznaczyć, że urodziwa asysta nastąpiła raptem kilkanaście sekund po wejściu „Kaczki” na boisko. Joker, co się zowie!

Zawodziński wrócił spacerem?

Spotkanie w Bełchatowie było szczególnym wydarzeniem dla Mariusza Zawodzińskiego, który jest wychowankiem GKS-u. Rozgrywający Widzewa nie po raz pierwszy rywalizował dziś ze swym macierzystym klubem. W przeszłości mierzył się już z rezerwami „Brunatnych” i strzelił im nawet gola, przyczyniając się do spadku z III ligi. W środę gola nie strzelił, ale zaliczył kolejne niezłe zawody. Po ostatnim gwizdku do domu mógł się w zasadzie udać piechotą.

Padła bełchatowska twierdza

Do środy zespół GKS-u był jedynym, który nie przegrał meczu przed własną publicznością. Zwycięstwo widzewiaków sprawiło, że bełchatowska twierdza padła. Od teraz najlepszym bilansem na własnym boisku mogą popisać się właśnie piłkarze Marcina Płuski. Z czternastu spotkań „u siebie” wygrali jedenaście.