Citko – o grze w Widzewie, niedoszłym transferze zagranicę i kontuzji

20 kwietnia 2015, 13:21 | Autor:

citko

Kilka dni temu portal onet.pl zrobił bardzo ciekawy artykuł na temat życia prywatnego oraz piłkarskiej kariery byłego piłkarza Widzewa, Marka Citki. Znajduje się w nim wiele fragmentów dotyczących jego gry w czerwono-biało-czerwonych barwach.

Na początek dowiadujemy się, jak to się stało, że ten wówczas niezwykle utalentowany młody zawodnik trafił do RTS-u. ,,Sprawdź, o której masz pociąg, pakuj się i przyjeżdżaj do Łodzi – głos w słuchawce sugerował, że zawodnik nie ma wyboru. Trener Smuda wiedział, o co toczy się gra. Zanim wykonał ten telefon, obserwował Citkę w kilku meczach i notował uwagi na kartce. Plusów było zdecydowanie więcej niż minusów, więc trzeba było sprowadzić utalentowanego gracza jak najszybciej. Citko miał wybór, ale postawił na Widzew. Trudno mu się dziwić. Wybrał klub, który obok Legii miał najlepszą drużynę w Polsce. Wybrał szkoleniowca, który bardzo chciał go mieć w swoim zespole. Trener i piłkarz szybko znaleźli wspólny język.”

,,Smuda: Widzew walczył w Lidze Mistrzów. Potrzebował ponadprzeciętnych zawodników, a Citko właśnie taki był. Poza tym świetnie się z nim pracowało. Marek przykładał się do treningów. Można też z nim było pożartować. Fajny, utalentowany chłopak.”

,,Citko: Trener Smuda zarażał nas swoją charyzmą. Ufał zawodnikom i dawał im swobodę, a w razie niepowodzeń brał winę na siebie. Nie miał pretensji, jeśli tylko widział, że piłkarz daje z siebie wszystko. Gdy zawodziliśmy, krytykował nas w szatni, a przed dziennikarzami bronił. To bezsprzecznie jeden z najlepszych trenerów, jakich spotkałem w karierze.”

W dalszej części autor przedstawia kulisy pamiętnego spotkania w Kopenhadze z Broendby a także WidzewAtletico Madryt. ,, Zawodnik dostał od trenera kredyt zaufania, odpłacając się świetną grą. W sezonie 1995/96 sięgnął z łódzką drużyną po swój pierwszy tytuł mistrza Polski. Rok później osiągnął jeszcze większy sukces. W ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Widzew mierzył się z Broendby Kopenhaga. Przed własną publicznością zespół Smudy wygrał 2:1, ale w Danii awans szybko zaczął się oddalać. Do przerwy rywale prowadzili 3:0. – Co to jest?! Jeśli przegracie, już tej drużyny nie będzie! – prezes Grajewski wpadł do szatni i nie szczędził widzewiakom gorzkich słów. Później kilka minut ciszy, krótkie przemówienie Smudy. Duńczycy zamykali mistrzowi Polski bramy piłkarskiego raju. – Wiedzieliśmy, że w pierwszej połowie zawiedliśmy, ale Widzew miał charakter. Chcieliśmy jak najszybciej wyjść z tej szatni. Podjąć walkę – mówi Citko.”

,,To właśnie on dał zespołowi nadzieję. W 56. minucie Radosław Michalski urwał się prawym skrzydłem i fenomenalnie dograł w pole karne, a Citko z bliskiej odległości uderzył do siatki obok bramkarza. W grę Broendby wkradła się nerwowość, ale wynik długo się nie zmieniał. Kiedy duńscy kibice przygotowywali się już do świętowania awansu, piłka znów wpadła do siatki gospodarzy. Na wspomnienie tej bramki wielu fanów przypomina sobie słowa Tomasza Zimocha, który komentował spotkanie.”

,,To właśnie on dał zespołowi nadzieję. W 56. minucie Radosław Michalski urwał się prawym skrzydłem i fenomenalnie dograł w pole karne, a Citko z bliskiej odległości uderzył do siatki obok bramkarza. W grę Broendby wkradła się nerwowość, ale wynik długo się nie zmieniał. Kiedy duńscy kibice przygotowywali się już do świętowania awansu, piłka znów wpadła do siatki gospodarzy. Na wspomnienie tej bramki wielu fanów przypomina sobie słowa Tomasza Zimocha, który komentował spotkanie.”
 
,,Gola zdobył Paweł Wojtala, a kilka minut później sędzia Ahmed Cahar wysłuchał błagań Zimocha i zagwizdał po raz ostatni. – W naszej drużynie zapanowała euforia. Świętowaliśmy na boisku, a później w hotelu i w samolocie. Era telefonów komórkowych dopiero się zaczynała. Prezes Grajewski jako jedyny miał komórkę, więc każdy dzwonił do rodziny i znajomych od niego. Przyszedł pewnie gigantyczny rachunek, ale myślę, że po tym, jak wywalczyliśmy awans, Grajewski przyjął to spokojnie – śmieje się Citko. – Ligę Mistrzów oglądało się w telewizji. Wiedzieliśmy, że gra w tych rozgrywkach jest dla każdego piłkarza spełnieniem marzeń. Poza tym zazdrościliśmy Legii, która rok wcześniej występowała w Champions League z powodzeniem. Też chcieliśmy spróbować. Jestem dumny z tego, że udało mi się zagrać w Lidze Mistrzów. Nie każdy ma to szczęście.”

,,Jeśli chodzi o występy Widzewa w fazie grupowej, każdy zapamiętał najbardziej to, co wydarzyło się 25 września 1996. Mistrz Polski podejmuje Atletico i szybko daje sobie strzelić dwie bramki. Tuż przed przerwą Citko rusza z kontrą. Niepilnowany na prawym skrzydle Dembiński prosi o podanie, ale zamiast tego młody pomocnik przebiega jeszcze kilka metrów na połowie rywala i ku zdziwieniu wszystkich oddaje strzał. Po wspaniałym lobie zdezorientowany bramkarz Jose Molina musi wyciągać piłkę z siatki.”

,,- Na odprawach pokazywano nam wcześniejsze mecze Atletico i zwracano uwagę na to, że Molina często wychodzi z bramki. Ja to sobie zakodowałem. Są na boisku momenty, w których trzeba pokazać odwagę. Od małego lubiłem adrenalinę, ryzyko. Kątem oka zauważyłem, że Molina faktycznie wyszedł wysoko. Uderzyłem i wpadło. Do odważnych świat należy. Właśnie odważnych piłkarzy świat zapamiętuje.,,

,,Widzew uległ w tamtym spotkaniu 1:4, ale najwięcej mówiono o golu Citki. Zawodnik nie zamierzał rozpamiętywać porażki. Miesiąc później strzelił kolejną bramkę, która zapisała się w historii polskiego futbolu.”

W kolejnych fragmentach możemy dowiedzieć się dlaczego Citko nie został zawodnikiem Blackbur. ,,Z piłkarzem chcieli skontaktować się nie tylko kibice, ale też działacze wielkich klubów. Zakontraktowanie reprezentanta Polski poważnie rozważali włodarze Interu Mediolan, Milanu, Arsenalu Londyn i Bayeru Leverkusen. Najbardziej konkretną ofertę przedstawił mistrz Anglii, Blackburn Rovers. Anglicy zaproponowali cztery miliony dla Widzewa za transfer i milion dla piłkarza za rok gry na Wyspach. Prezes Andrzej Grajewski uważał, że takiej oferty Citko nie może odrzucić. Sam zawodnik był przekonany, że takiej oferty… nie może przyjąć.”

,,Citko: Interesowała mnie gra w topowym europejskim klubie. Tymczasem w tamtym sezonie Blackburn walczyło o utrzymanie. Od razu powiedziałem działaczom, że na pewno nie zdecyduję się na ten kierunek, ale Grajewski i spółka naciskali. Prosili, żebym chociaż poleciał na kilka dni do Anglii i zobaczył, jak to wszystko wygląda. Spełniłem tę prośbę, ale zdania nie zmieniłem.”

,,Smuda: Marek poleciał do Anglii, poszedł nawet na jeden trening Blackburn, choć nie musiał tego robić. Wrócił na zgrupowanie Widzewa i mówi mi: trenerze, oni tam na każdy zamach lecieli. Trochę się z zawodnikami Blackburn pobawiłem.”

,,Citko: Faktycznie nieźle mi poszło. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie warto przenosić się do Blackburn.”

,,Grajewski: Ja przez cały czas byłem przekonany, że Citko zaakceptuje propozycję. Cieszyliśmy się, że angielski klub wykłada na polskiego zawodnika tak duże pieniądze. Dla Widzewa byłby to transfer stulecia. Tymczasem piłkarz przyszedł do mnie po powrocie z Anglii i zakomunikował, że zostaje w Polsce. Górę wzięła głupota Marka i jego doradców. Ten wyjazd ustawiłby go do końca życia. Citko nie pomyślał o tym, żeby pomóc klubowi, który go wypromował. To była fatalna pomyłka młodego człowieka.”

,,Citko: Żadnych doradców nie miałem. Grałem w silnej drużynie, zarabiałem niezłe pieniądze. Po otrzymaniu tytułu Sportowca Roku obiecałem też kibicom, że na razie nie opuszczę Polski. Nie musiałem się spieszyć. Wiedziałem, że jak będę dobrze grał, w końcu trafię do silnego europejskiego klubu. Grajewskiego nie interesował mój sportowy rozwój. Myślał tylko o pieniądzach. Gdyby traktował mnie w negocjacjach jak partnera, a nie jak rzecz, na której można się wzbogacić, może podjąłbym inną decyzję.”

,,Karalus: Marek mnie nie posłuchał. Powinien zdecydować się na transfer do Blackburn. Nie każdy ma szansę gry w ekipie mistrza Anglii. Gdyby podpisał wtedy kontrakt, wszystko potoczyłoby się inaczej.”

,,Citko: Gdybym miał wtedy 26 lat, poszedłbym do Blackburn. Ale miałem 21 lat i nie patrzyłem w ogóle na pieniądze. Chciałem trafić do klubu, który stawiał na techniczną piłkę, a w Blackburn to byłaby kopanina. Czekałem na lepszą ofertę.”

,,Doczekał się. Działacze Liverpoolu zadzwonili do Citki i przekazali graczowi, że bardzo chcą, by ten występował na Anfield. Pod koniec maja zawodnik miał ponownie lecieć do Anglii. I wtedy w dramatycznych okolicznościach kariera najbardziej utalentowanego polskiego piłkarza lat 90. praktycznie się skończyła…”
 
Rozwój kariery Citki zahamowała poważna kontuzja ścięgna Achillesa. ,,Problem ze ścięgnem Achillesa zaczął się w styczniu. Noga bolała, a mimo to Citko wychodził na boisko. Lekarze go ostrzegali, ale w rozmowie z trenerami twierdzili, że zawodnik jest zdolny do gry. Citko zaciskał zęby i występował w kolejnych spotkaniach. Kiedy ból nie ustępował, udał się razem z innymi kontuzjowanymi zawodnikami Widzewa – Rafałem Siadaczką i Radosławem Michalskim – do kliniki we Freiburgu. Ćwiczenia, masaże i zabiegi niewiele pomogły. Citko czuł się lepiej, ale gdy wrócił do treningów, ból nie znikał. – Byłem między młotem a kowadłem. Grałem w lidze, jeździłem też na reprezentację, bo nie umiałem odmówić ani trenerowi w klubie, ani trenerowi w reprezentacji – opowiada zawodnik.”

,,Przełomowym momentem była wizyta u lekarza w Łodzi. Ten, zamiast starać się wyleczyć Citkę, założył piłkarzowi blokadę, wstrzykując preparat sterydowy. – Wcześniej byłem u tego lekarza, gdy bolało mnie kolano. Pomógł mi, więc myślałem, że teraz też wszystko będzie ok. Doktor mnie okłamał. Myślałem, że podaje mi lek, a nie wstrzykuje sterydy, które tylko uśmierzą ból – tłumaczy były piłkarz. To, co wydarzyło się 17 maja 1997 roku, jest tylko konsekwencją fatalnej decyzji lekarza wspomnianej przez Citkę.”

,,Widzew gra na wyjeździe z Górnikiem Zabrze. Przed upływem drugiego kwadransa Paweł Miąszkiewicz wykorzystuje błąd Dariusza Dźwigały, dając łodzianom prowadzenie. Od 62. minuty trener Smuda jest jednak w złym humorze. – Wszystko miało miejsce na wysokości naszej ławki rezerwowych. Marek wyskoczył do główki. Nie miał kontaktu z przeciwnikiem, ale jak upadł, to wyglądało to tak, jakby kłoda jakaś spadła. Rokowania od razu nie były najlepsze – przypomina sobie szkoleniowiec. Gdy Citko poczuł potworny ból, był przekonany, że został sfaulowany przez przeciwnika. – Zwijałem się na murawie, a później miałem pretensje do sędziego. Myślałem: „jak mógł nie widzieć tego faulu?”. Okazało się, że nikt mnie nie dotknął. Nie byłem świadomy, jak poważna jest sytuacja. Gdy opuściłem boisko, oglądałem mecz z ławki rezerwowych. Po spotkaniu okazało się, że zerwałem Achillesa.”

,,Wtedy popełniono kolejny duży błąd. Zawieziono piłkarza do… szpitala wojskowego w Łodzi. Lekarze nie zwracali wielkiej uwagi na to, że Citko jest profesjonalnym zawodnikiem, bo w latach 90. w Polsce medycyna sportowa praktycznie nie istniała. Reprezentanta Polski zoperowano tak jak każdego innego pacjenta. Citko i Smuda uważają, że działacze nie zachowali się jak należy. Grajewski ma zupełnie inne zdanie.”

,,Citko: Prezesi w Widzewie oczekiwali, że zarobią na mnie miliony, a jak przytrafiła się kontuzja, nikt nie chciał zainwestować pieniędzy w operację. Zostałem sam.”

,,Grajewski: Nie chciałem, by Citkę operowano w Polsce. „Mądrzejsi” doradcy zawodnika zadecydowali jednak inaczej i wyszło tak jak wyszło. W tamtych czasach w Polsce nie mieliśmy wśród lekarzy takich specjalistów jak dzisiaj.”

,,Citko: Do szpitala wojskowego zawiózł mnie człowiek z klubu. O tym, że zostanę zoperowany w Polsce, lekarze zadecydowali razem z działaczami Widzewa. Decyzję podjął między innymi Grajewski.”

,,Smuda: Grajewski taki mądry, a wtedy nie dał na operację ani grosza. Każdy mądry po szkodzie. Jeden mówił o zabiegu w Polsce, drugi o Anglii, jeszcze inny o kolejnym rozwiązaniu. Wszyscy chcieli, żeby Citko trafił na stół operacyjny jak najszybciej, bo przy tego typu kontuzjach to konieczne. Wtedy nikt nie potrafił podjąć szybkich decyzji. Łącznie z Grajewskim, który się teraz wymądrza.”

Foto: www.24.pl