FCTM on Tour: Wielkie Derby Portugalii (2018)

1 sierpnia 2020, 20:30 | Autor:

Ostatnio naszą uwagę skupiliśmy na klimatach Wiecznego Miasta – Rzymu. Głównym punktem reportażu były oczywiście Derby della Capitale. Niemniej, pokusiliśmy się również o przypomnienie widzewskich wypraw, mających na celu wspieranie CSKA Moskwa na włoskiej ziemi.

Najwięcej miejsca wśród nich poświęciliśmy pojedynkowi przeciwko drużynie AS Roma z 2014 roku. W tym felietonie podążymy z kolei śladem przyjaciół kibiców Lazio, FC Porto, kierując się w stronę Portugalii.

>>> FCTM ON TOUR: DERBY DELLA CAPITALE (2019)

Poniżej prezentujemy kilka zdań o scenie kibicowskiej tego kraju znad Oceanu Atlantyckiego, charakterystykę fanów dwóch największych klubów i samą relację z Derbów Portugalii: Benfica LizbonaFC Porto, które odbyły się 15 kwietnia 2018 roku na Estadio da Luz. Reportaż powstał z perspektywy sektora gości (FC Porto). W ramach kronikarskiego obowiązku dodajmy jeszcze, że już wcześniej, bo 12 września 2017 roku, w tym samym miejscu oficjalnie zasiadła grupa fanatyków Widzewa. Wówczas drużyna naszych układowiczów z Moskwy rozgrywała swój mecz w Lidze Mistrzów. Teraz już jednak udajmy się w zapowiedzianą „Podróż ze Smokami”!

Ten szlagierowy wyjazd „Smoków” (FC Porto) do gniazda „Orłów” (Benfica Lizbona) przypadł na ostatnią część sezonu 2017/2018. Biorąc pod uwagę jednopunktową przewagę gospodarzy nad gośćmi było oczywistym, że ten mecz będzie kluczową bitwą w kampanii o tytuł mistrzowski. Zresztą po rozegraniu klasyka zostawały już tylko cztery kolejki.

Przed rozpoczęciem relacji z tego widowiska warto poświęcić kilka słów ruchowi kibicowskiemu w Portugalii i obu ekipom. Otóż scena ultras jest tutaj absolutnie zdominowana przez trzy kluby – FC Porto oraz stołeczne: Benficę i Sporting. Praktycznie w każdym mieście tego najdalej wysuniętego na zachód Europy kraju mieszczą się fan cluby każdej z wymienionych potęg. Trzeba mieć na uwadze, że na Półwyspie Iberyjskim są zupełnie inne realia niż w Polsce. Nie ma tam zjawiska przynależności klubowej według ulic, osiedli, dzielnic czy całych miast. Najbardziej powszechna jest obecność na danym terenie fanów „Smoków”, „Orłów” i „Lwów” oraz lokalnej drużyny. Ci ostatni oczywiście też się organizują i wielu z nich tworzy bardzo prężnie działające ekipy. Niemniej trzeba mieć świadomość, że dzieli je przepaść od hegemonów ligi.

Należy zauważyć, że w Portugalii ogromne znaczenie ma przynależność do grup, które są bardzo sformalizowane. Członkostwo w konkretnej organizacji ma charakter oficjalny. Wśród kibiców FC Porto dominują „Super Dragoes”, którzy obecnie uchodzą za najsilniejszą grupę w całej Portugalii. Naturalnie największą kosą jest Benfica. Ich stosunek do Sportingu Lizbona jest już za to dużo bardziej niejednoznaczny. Faktem jest, że z formacją „Juventude Leonina” („Juve Leo”) od zawsze darzyli się sympatią i traktowali swoje relacje jako pozytywne lub przynajmniej neutralne. Natomiast jedyna zawarta zgoda łączy ich z „Irriducibili” Lazio Rzym (z którymi przyjaźni się Wisła Kraków). W 1995 roku tę organizację dotknął rozłam, z którego wyłoniło się „Colectivo Ultras 1995”. Od wielu lat nie ma już śladów otwartego konfliktu, ale „CU 95” bardzo wyraźnie akcentują swoją odrębność od „Super Dragoes”.

Z kolei jeśli chodzi o Benficę, to warto wyróżnić trzy grupy. Pierwszą będzie „No Name Boys”, która obecnie jest wiodącą siłą trybun Estadio da Luz. Ponadto mocno wyróżniają się na tle Portugalii stylem wzorowanym w dużej mierze na casualowej Anglii z „czasów świetności”. Kosami są oczywiście pozostałe dwie ekipy z wielkiej trójki. Przyjaźnią się natomiast z Hajdukiem Split (zgodą Górnika Zabrze). Nie są jednak organizacją funkcjonującą najdłużej wśród „Orłów”. To miano należy się bowiem powstałym w 1982 roku „Diabos Vermelhos”. To właśnie z ich szeregów, na skutek konfliktu, wyłonili się założyciele „NN” w 1992 roku. Ostatnią godną uwagi grupą jest „Grupo Manks 1996”. Jako ciekawostkę można dodać, że najwięcej ekip ultrasowskich aktywnie działa na trybunach Estadio Jose Alvalade – trzeciego giganta – Sportingu Lizbona.

Przechodząc do samej relacji należy wskazać, że Estadio da Luz – Stadion Światła to największy obiekt piłkarski w Portugalii. Jest w stanie pomieścić ponad 65 000 widzów i robi naprawdę duże wrażenie… które psuje widok wkomponowanego w niego Media Marktu. Oszczędzę komentarz… Kibice przyjezdnych rzecz jasna wykorzystali komplet biletów i stawili się w ok. 3000 osób. Łączna liczba zgromadzonych w „gnieździe orła” została dokładnie określona na 63 526. Jeszcze zanim rozpoczęło się spotkanie pojawiły się pierwsze ultrasowskie akcenty. Kilkanaście, bądź kilkadziesiąt rac zostało odpalonych przez fanów czerwono-białych podczas przejazdu autokaru z ich piłkarzami na stadion. Na meczu również nie zabrakło choreografii. Poprzedził ją jednak tradycyjny przelot orła wokół trybun. Przed każdym domowym spotkaniem Benfiki dumny ptak jest wypuszczany i krąży dookoła obiektu, aż ostatecznie wyląduje na płycie boiska.

Ultrasi stołecznej drużyny najpierw przygotowali kartoniadę. Następnie została wzbogacona ona o sektorówki tworzące hasło niosące przekaz mówiący o tym, że „największym klubem Portugalii jest SLB”. Skrót ten oznacza oczywiście Sport Lisboa e Benfica. Obok pojawiły się dwie literki „N”, sugerujące autorów głównej choreografii. Z kolei naprzeciwko trybuny głównej została wciągnięta podwieszana sektorówka przedstawiająca orła. Ponadto odpalono kilka świec dymnych w czerwono-białych barwach. Doping gospodarzy był bardzo melodyjny i przez cały mecz, a precyzyjniej prawie cały, stał na konkretnym poziomie. Zresztą nie inaczej było na sektorach zajmowanych przez przyjezdnych. Oczywiście nie sposób było przekrzyczeć fanów Benfiki, ale naprawdę przez cały mecz większość niebiesko-białej, tego dnia trybuny starała się kręcić korbę i nie pozwalać sobie na zbyt długie przerwy w zdzieraniu gardła. Wielu fanatyków gości nie ustawało przy tym w machaniu flagami na kijach, z których wiele, oprócz herbu klubu bądź grupy, zawierało nazwy osiedli, dzielnic, a także miast. W najaktywniejszej części sektora gości wyróżniali się reprezentanci portowej dzielnicy Ribeira.

Przełomowym momentem tego spotkania okazała się 90. minuta. Wówczas FC Porto zdobyło bramkę na 1:0! Kibice spod znaku orła zamarli. Z kolei na trybunie smoków doszło eksplozji szczęścia. W iście euforycznym szale zostało nawet odpalonych spontanicznie kilka rac. Wtedy, uciszone już, Estadio da Luz usłyszało doping „Smoków”. Radości nie było końca, a zabawa, trwająca jeszcze po zakończeniu meczu, naprawdę porywała. Bycie wtedy wśród fanów FC Porto zapadnie już na zawsze w pamięci.

Po powrocie do miasta nad rzeką Douro kibice zgotowali swoim piłkarzom królewskie powitanie. Nie mogło zabraknąć oczywiście pirotechniki. Blasku klubowi FC Porto dodały jednak nie tylko race. Kilka tygodni później okazało, się że Sergio Conceicao w swoim pierwszym sezonie na ławce trenerskiej niebiesko – białych stał się bohaterem. Po pięciu latach przerwy drużyna spod znaku smoka odzyskała mistrzowski tytuł.