J. Bartkowski: „Spędziłem w Widzewie 11 lat, więc dreszczyk emocji będzie”

9 października 2014, 18:31 | Autor:

Jakub_Bartkowski

Widzew cierpi na deficyt bocznych obrońców, jakość daje jedynie Marcin Kozłowski. Można powiedzieć, że w klubie sami są sobie winni, skoro pozwolili odejść z zespołu wkładającego serce w każdy występ Jakubowi Bartkowskiemu. Teraz Bartkowski zagra przeciwko łodzianom w ekipie Wigier. Czy skarci byłą drużynę, jak kilku innych eks widzewiaków?

– Kiedy rozmawialiśmy wiosną mówiłeś, że planujesz odbudować się w Wigrach i po sezonie pójść wyżej. Tymczasem to cała drużyna poszła ligę do góry i zostałeś w Suwałkach.

– No rzeczywiście tak się złożyło, że awansowaliśmy do I ligi, więc postanowiłem zostać w Suwałkach. Wiadomo, nie jest to ekstraklasa – a planowałem szybko do niej wrócić – ale nie narzekam. W Wigrach jest zaplecze, jest fajna atmosfera, mamy ciekawy zespół, organizacyjne wszystko jest poukładane. Jeśli chodzi o zarządzenie klubem, to Prezes dba o to, żeby nam niczego nie brakowało, byśmy mogli skupić się na graniu. W niektórych klubach ekstraklasy nie ma takiego komfortu.

– Od początku wniosłeś dużo dobrego do gry obronnej zespołu, bo zanotowaliście serię chyba pięciu meczów bez straty gola. Mimo to wydawało się, że nie awansujecie.

– Ten początek był dziwny, bo z jednej strony nie traciliśmy goli, ale też nie mogliśmy wygrać, było sporo bezbramkowych remisów i faktycznie wydawało się, że z tego awansu nic nam nie wyjdzie. Pod koniec sezonu złapaliśmy jednak wiatr w żagle, wygraliśmy siedem meczów pod rząd i ostatecznie wyprzedziliśmy Stal.

– Czujesz, że wniosłeś do tego awansu jakąś swoją cegiełkę?

– Każdy w zespole może czuć swój wkład. Ja też zagrałem we wszystkich spotkaniach, także tą cegiełkę od siebie dołożyłem i nadal staram się to robić. W obronie faktycznie wszystko wygląda teraz dobrze, ale szwankuje nam skuteczność. Strzeliliśmy najmniej bramek w lidze – obok Widzewa właśnie.

– Nie miałeś telefonu z Łodzi z propozycją powrotu?

– Po tym, jak podpisałem umowę z Wigrami, już żadnego kontaktu nie było. Wcześniej dzwonił Rafał Pawlak z pytaniem, jakie mam plany. Konkretnej oferty jednak nie był. Latem też nikt nie dzwonił z Łodzi.

– Jest w Tobie jeszcze jakiś żal po rozstaniu z – było, nie było – Twoim klubem?

– Staram się o tym nie myśleć w ten sposób. To już jest przeszłością, staram się skupić na tym, co robię teraz.

– Pierwszy raz w karierze będziesz miał okazję zagrać przeciwko byłym kolegom. Są emocje?

– Muszą być i przed pierwszym gwizdkiem jakiś dreszczyk na pewno się pojawi. Spędziłem w Łodzi 11 lat, to normalne, że taki mecz będzie dla mnie wyjątkowy. Widzew nadal jest wielką marką i nawet gdybym nie grał w nim nigdy, to przed takim spotkaniem czuć byłoby wyjątkowość wydarzenia.

– Śledzisz to, co dzieje się w Widzewie? Oglądasz mecze, utrzymujesz z chłopakami?

– Tak, utrzymuję i często rozmawiamy. W telewizji oglądałem wszystkie mecze, które były transmitowane, więc jestem cały czas na bieżąco.

– Gdzie leży Twoim zdaniem przyczyna słabych wyników? Trener, piłkarze, zarządzenie klubem? A może wszystko po trochu?

– Ciężko mi powiedzieć patrząc na to z boku. Nie wiem jak wyglądały relacje zawodników z byłym trenerem, bo może tam coś szwankowało. Teraz trener się zmienił, Rafał Pawlak dobrze zna drużynę i może ja wydźwignąć z kryzysu.

– W Suwałkach czuć już wyjątkowość tego meczu? Czytałem, że klub w dwa dni sprzedał ponad połowę biletów.

– Szczerze mówiąc, to nie wiem jak to wygląda od strony marketingowej. Ja na pewno czuję większe emocje przed meczem, ale jako drużyna staramy się o tej otoczce nie myśleć. Dla Wigier będzie to mecz, jak każdy inny. Musimy wygrać, bo brakuje nam tego pójścia za ciosem. Poprzednio po wygranej nie udało się podtrzymać dobrej serii. Teraz wygraliśmy w Gdyni i jest apetyt na kolejne trzy punkty.

– Nie tylko Ty czekasz na jutrzejszy mecz, swoje do udowodnienia ma także Sebastian Radzio, którego też skreślono przy Piłsudskiego.

– Tak, z Sebastianem mam dobry kontakt. Na wszystkich zgrupowaniach mieszkamy razem w jednym pokoju. Często sobie wspominamy tą widzewską przeszłość. On, podobnie jak ja, też odszedł z klubu z jakimiś problemami zdrowotnymi w tle. Coś w Widzewie jest takiego, że te odejścia piłkarzy wkładających serce do gry, nie wygląda najlepiej. Ale zostawiamy to i wzajemnie mobilizujemy się na jutrzejszy mecz.

– Jest z Wami jeszcze Darvydas Sernas, ale póki co niewiele pomaga drużynie.

– „Sernik” ma spore umiejętności i na pewno może być wzmocnieniem naszego ataku. Póki co mu nie idzie tak, jakbyśmy chcieli i jakby on sam chciał. Jak to bywa w przypadku napastnika potrzeba mu jednego gola, dobrego występu, żeby mógł się przełamać.

Rozmawiał Ryan