Kimura, Straus i inni, czyli zimowe wzmocnienia Widzewa

3 marca 2015, 10:02 | Autor:

Straus_Bernhardt

Zimowe okno transferowe było w Widzewie nie mniej intensywne, jak w latach ubiegłych. Tradycyjnie zespół opuścił cały szereg zawodników, w miejsce których sprowadzono nowych piłkarzy. Po raz pierwszy jednak migracje te można ocenić na duży plus – nazwiska nowych widzewiaków robią wrażenie.

Pierwsza selekcja przy Piłsudskiego nastąpiła już w grudniu. Po 10-dniowym okresie treningów nowy szkoleniowiec zdecydował się pożegnać dziewięciu zawodników: Adama Dudę, Wolodymira Pidwirnego, Mateusza Ławniczaka, Cristiana del Toro, Borisa Dosljaka, Damiana Ceglarza, Mateusza Stępnia, Jakuba Czaplińskiego i Mateusza Wlazłowskiego. Po powrocie ze zgrupowania w Turcji na listę transferową trafili też: Dimitrije Injac, Dino Hamzic, Bartłomiej Kasprzak i Marcin Kozłowski, który miał być wypożyczony (podobnie, jak Wlazłowski i Stępień).
Kilku odstrzelonych graczy znalazło już nowe klubu, część nadal szuka, a Kasprzak, Kozłowski i Injac ostatecznie zostali w zespole.

Nie mniej ciekawie wyglądało kontraktowanie nowych piłkarzy. Początek „polowania” nie był szczególnie okazały, Wojciech Stawowy wypożyczył grających w rezerwach Lechii i Ruchu pomocnika Tsubasę Nishiego oraz obrońcę Bartosza Brodzińskiego. Nie mieszczący się w pierwszych zespołach z Gdańska i Chorzowa gracze pokazali się jednak z dobrej strony, szczególnie pierwszy w historii Widzewa Japończyk, który ma papiery na solidnego rozgrywającego.

Kolejne nazwiska robiły już coraz większe wrażenie. Najpierw zakontraktowano wracającego do Łodzi po ponad 4 latach lewego defensora Tomasza Lisowskiego, a później mającego świetnie CV rodaka Nishiego, Kosuke Kimurę. Prawy obrońca był podstawowym piłkarzem nowojorskiego Metrostars, w którym spotkał takie gwiazdy, jak m.in. Tim Howard, Rafael Marquez, Tim Cahill czy sam Thierry Henry! Gdy dorzucimy do tego zdobyte mistrzostwo MLS, daje nam to obraz piłkarza przez duże „P”, o naprawdę imponujących papierach na grę.

W międzyczasie Stawowy postanowił sięgnąć też po sprawdzonych zawodników. Trener Widzewa sprowadził byłego podopiecznego z Miedzi Legnica – defensywnego pomocnika Szymona Zgardę, a także dobrych znajomych z czasów pracy w Cracovii: bramkarza Matko Perdijica oraz pomocników Roka Strausa (jeszcze nie podpisał umowy) i Edgara Bernhardta, mającego za sobą wiele występów w ekstraklasie. Ostatnim potwierdzonym już transferem było wypożyczenie z Pogoni Szczecin stopera Juliena Tadrowskiego.

W kolejce na podpis czekają też dwaj napastnicy: Słoweniec Liridon Osmanaj, a także najbardziej „egzotyczny” nabytek tej zimy – były gracz Carlton Town (8. liga angielska) Maksym Kowal. Smakiem natomiast musieli  obejść się m.in. Damian Lenkiewicz, Yosuke Saito czy Giorgi Sarjveladze, którzy nie przeszli weryfikacji sztabu szkoleniowego.

Podsumowując zimowe transfery zdecydowanie należy docenić wykonaną pracę. Nazwiska graczy, którzy postanowili pomóc Widzewowi w walce o utrzymanie w I lidze robią wrażenie, szczególnie tacy gracze, jak Kimura, Lisowski czy Straus. W obecnej sytuacji sportowej klubu można przyjąć, że były to prawdziwe bomby transferowe, jakie zapowiadał Wojciech Stawowy. A pamiętać należy też o tych, których z różnych przyczyn sprowadzić się nie udało, m.in. o Bartoszu Ławie, Dawidzie Plizdze, Przemysławie Oziębale czy Bartłomieju Pawłowskim.
Wartość zimowych zakupów i tak oczywiście zweryfikuje boisko, bowiem jak mawia stare piłkarskie powiedzenie, nazwiska nie grają…