M. Kikut: „Jesteśmy w stanie skoczyć za sobą w ogień”

25 lutego 2014, 15:21 | Autor:

Marcin_Kikut

Jego przyjście do zespołu miało podnieść poziom rutyny w linii obronnej Widzewa. Jak na razie nie przekłada się to na wyniki, ale Marcin Kikut zapewnia, że będzie lepiej. W rozmowie z WTM defensor tłumaczył, skąd bierze się taka ilość kartek w łódzkiej drużynie, opowiadał o relacjach z trenerem Arturem Skowronkiem i zaimponował nam…wiedzą na temat ulicy Piotrkowskiej.

– Jak Ci się podobał debiut przed łódzką publicznością?

– W miarę pozytywnie. Nie jestem co prawda zadowolony ani z wyniku, ani ze swojej gry, ale okoliczności meczu były dość dramatyczne, walczyliśmy w drugiej połowie w dziesiątkę. Także powiedzmy, że ta ocena na mały plus, ale wymagam od siebie zdecydowanie więcej i myślę, że wkrótce złapię odpowiednią formę.

A sama otoczka meczu? Stadion, kibice?

– Choć ten stadion jest jednym z ostatnich w lidze ze starszej epoki, to zawsze jadąc na Widzew zacieraliśmy ręce, obiekt ma niewątpliwie swój urok. Teraz mam przyjemność grać na nim regularnie i jest jeszcze lepiej.
Kibice nas wspierają, to czuć. Mam nadzieję, że jak najszybciej dane im będzie cieszyć się z nowego stadionu!

– W Bielsku-Białej zagrałeś na prawej obronie, a w sobotę z konieczności powędrowałeś na lewą. Gdzie czujesz się lepiej? Mam wrażenie, że z Piastem Twoich wejść skrzydłem było sporo mniej.

– Tak, ja też uważam, że zagrałem słabiej. Pamiętać trzeba jednak, że 45 minut graliśmy w 10-tkę i trzeba było grać ostrożniej. Przez całą karierę występowałem zdecydowanie częściej na prawej stronie, jednak jak trzeba, gram z lewej. Nie ma większych różnić, może trochę inna jest mechanika ruchów w obronie, inny tor ustawienia ciała, ale 1-2 mecze i człowiek się przestawia. Ale nie ukrywam, że nominalna pozycja dla mnie, to prawa obrona.

– A czy ma znaczenie to, jaki zawodnik gra na danej stronie w pomocy? Przy kim można pozwolić sobie na częstsze zapędy pod pole karne rywala, przy Marcinie Kaczmarku, czy Xhevdetcie Geli?

– Z „Kaką” (Marcin Kaczmarek – przyp. Red.) akurat gra mi się bardzo fajnie. Co prawda brakowało nam jeszcze trochę porozumienia, ale z Marcinem ta współpraca układała się w porządku. Z Podbeskidziem na prawej flance grałem z Gelą i tutaj był widać wyraźniej brak zrozumienia i takiego czucia partnera. Fajniej gra się z piłkarzem, którego się zna, wie się w którym kierunku pójdzie w drybling. Tak naprawdę jednak to, z kim gram na stronie, ma drugorzędne znaczenie. Każdy z nas ma jasno postawione zadania taktyczne i stara się je realizować jak najlepiej.

– No właśnie, skoro jesteśmy przy taktyce. Trener Skowronek zapowiadał, że kibice zobaczą wiosną ofensywny Widzew, tymczasem nie widać, żebyście rzucali się z atakiem na przeciwników.

– Zgadza się, takie zamierzenia były i są i do tego dążymy. Ale czasem założenia jedno, a boisko drugie. Skupiamy się na tym, by przełożyć schematy z treningów, odpraw taktycznych na mecze ligowe. Walczymy o każdy punkcik praktycznie z nożem na gardle, dlatego też czasem musimy spokojniej podejść do tego, poszukać jakości w zdobywaniu bramek, a nie tylko iść na wariata. Na pewno chcemy grać ofensywnie, ale to musi być zrobione z głową, bo rzucić się z szaleńczym atakiem na przeciwnika, to nie jest super taktyka. Mamy przygotowane ultra ofensywne warianty przez trenera, ale przede wszystkim zaleca nam on myślenie na boisku. Tej mądrości nam potrzeba.

– Skąd się bierze tak duża liczba kartek w drużynie? Łapiecie ich sporo, i żółtych i czerwonych. Trener uczula Was na to?

– Właśnie jesteśmy świeżo po odprawie, na której poruszany był ten temat. Żadnemu z nas nie można odmówić woli walki, ambicji i dlatego te żółte kartki są wkalkulowane, ale musimy się wykazać też mądrością, o której mówiłem, bo sami się w końcu wykartkujemy.

– Sędziowie też Wam nie pomagają. Cetnarski i Wasiluk obejrzeli kartki już po pierwszym wejściu, Piast miał większą pulę tolerancji od Pana Raczkowskiego.

– Racja, ich decyzje nam nie sprzyjają, ale nie mamy na to wpływu. Musimy zrobić wszystko, by nie dawać im pretekstu do karania nas. Trzeba walczyć, grać z zębem, ale też zachować chłodną głowę. Z drugiej strony nie możemy też przesadzić w drugą stronę, bo rywale nie mogą zbyt łatwo dochodzić do sytuacji, dośrodkowywać bez presji, jak będziemy ich tylko odprowadzać wzrokiem.

– Do Marka Wasiluka pretensji w szatni nie było?

– Nie, pretensji nie było. Takie sytuacje się zdarzają. Ja też miałem później starcie, gdzie poszedłem mocno, agresywnie, ale akurat odbiłem się od rywala. Tak, jak mówię: każdy z chłopaków ma gdzieś z tyłu głowy chęć, ambicję i takie sytuacje mogą się zdarzać i stąd te kartki.

– Jak się czujesz fizycznie? Długi okres bez grania odszedł w niepamięć?

– Czuję się dobrze, forma będzie szła w górę, zarówno motorycznie, jak i piłkarsko. Okres przygotowawczy przepracowałem bardzo mądrze. Oczywiście każdy pracuje na 100%, trzeba teraz po prostu trafić z formą dla większej grupy zawodników. Ja akurat byłem bardzo zadowolony z przygotowań, były robione tak, jak lubię, pod moje parametry. Dlatego jestem pełen optymizmu. Do formy najlepiej dochodzi się jednam meczami.

– Przed Tobą teraz dwa szczególne starcia. Najpierw z Ruchem, w którym niedawno grałeś, a potem do Łodzi przyjedzie Lech, w którym spędziłeś szmat czasu.

– No tak, dwa mecze z przeciwnikami, których dobrze znam, ale nie ma to większego znaczenia. Gram teraz dla Widzewa, jesteśmy drużyną i wszyscy musimy oddać serce dla RTS-u, więc skupiam się na sobie i zespole, a nie na aspektach sentymentalnych.

– Jakiego spodziewasz się przyjęcia w Chorzowie? Twoje relacje z kibicami Ruchu, mówiąc łagodnie, nie są najlepsze.

– Zgadza się, na pewno będzie nieprzyjemnie. Nie wiem co tam się wydarzy, ale ja już swoje przeżyłem i potrafię się wyłączyć, skupić wyłącznie na grze. Liczy się dla mnie teraz tylko Widzew i na tym się koncentruję.

– To prawda, że wytoczyłeś proces jednemu ze znanych dziennikarzy ze Śląska, który w Twoim odczuciu przesadził z krytyką Twojej gry?

– Nie, żadnemu dziennikarzowi nie wytoczyłem procesu. Absolutnie nie było takiej sytuacji.

– W Łodzi jesteś od dwóch miesięcy. Poznałeś już trochę miasto? Gdzie spędzasz wolne chwile?

– Tak się składa, że akurat jestem w Łodzi sam, bez rodziny, więc często jeżdżę do domu. A w tygodniu czasu wiele nie ma, ale jak już miałem go trochę, to pierwsze kroki skierowałem na ulicę Piotrkowską, o której wiele słyszałem, a nigdy nie dane mi było na niej być. Poczytałem trochę o niej w Internecie, wiem, że to bodaj najdłuższa ulica handlowa w Europie, ponad 4,5km. Na pewno bardzo fajne miejsce, tylko trafiłem na kiepski moment, bo akurat jest wiele remontów (śmiech). Ogólnie w Łodzi jest fajny, przyjemny klimat, ale na zwiedzanie czasu na razie brakuje. Jak rodzina już do mnie dołączy, to będziemy wspólnie odkrywać uroki miasta.

– A z kim trzymasz się w szatni?

– Maćka Mielcarza znam jeszcze z czasów gry z Amiki, Marcina Kaczmarka kojarzyłem z boiska, więc z nimi mam dobry kontakt. Aczkolwiek z młodymi graczami też relację są ok. W drużynie jest świetna atmosfera, nie ma żadnych podziałów i to mi się podoba.

– Trener Skowronek zbudował sobie już szacunek w zespole? Piłkarze poszliby za nim w ogień?

– Jest fajnie, bo trener też jest młodym mężczyzną i to działa na jednej płaszczyźnie, łatwiej mu do nas dotrzeć, złapać kontakt. Widać, że trener Skowronek, jak i cały sztab, poświęca dużo czasu i serca, żeby wszystko grało, żebyśmy mieli fajne warunki, dobrze się przygotowali do meczu. To się ma przełożyć na wspólny cel, czyli utrzymanie w lidze. Cała szatnia, sztab szkoleniowy, Zarząd, kibice, patrzymy w jednym kierunku, żeby ten cel zrealizować. Także jesteśmy gotowi na jeden sygnał skoczyć w ten ogień, nie tylko za trenerem, ale także jeden za drugiego, bo chodzi tu o dobro Widzewa.

– Ta końcówka meczu z Piastem, gdzie w osłabieniu goniliście wynik, może Was scementować jako drużynę.

– Dokładnie, zdecydowanie mecz w tej materii nam dużo dał, pokazał, że tworzymy tą drużynę. Kiedy przegrywasz, nic ci nie idzie, w dodatku grasz w 10-tkę i udaje się wyrównać w końcówce, to jest to bardzo budujące, pozwala poczuć wewnętrzną siłę, takiego kopniaka, że jesteśmy w stanie odwrócić losy meczu.

– Znasz bilans Widzewa na wyjazdach?

– Tak, ale staramy się nie myśleć o tym, gdy wychodzimy na boisko. Jest nowy trener, kilku nowych graczy, dlatego odcięliśmy się od tej złej jesieni, patrzymy w przód. W każdym meczu musimy zdobywać punkty, nie wchodzimy w głębsze statystyki. Wiemy, że ta faza się wkrótce zakończy, zaczną się dodatkowe mecze i trzeba nabić licznik punktowy jak najmocniej.

– Kibice starają się nie tracić nadziei i wciąż wierzą w utrzymanie. Punt zdobyty w dwóch meczach z teoretycznie słabymi rywalami, nie napawa jednak optymizmem. W czym fani mają upatrywać szans na to, że uda Wam się obronić tą ekstraklasę?

– Potrafiliśmy podnieść się w meczu z Piastem, w osłabieniu zdominować go. Widzew nabiera charakteru i w Chorzowie na pewno tanio skóry nie oddamy. Do ambicji musimy dołożyć mądrość w grze, uniknąć błędów z tyłu i jak najbardziej możemy wywieźć stamtąd trzy punkty. Tak samo będzie w każdym kolejnym meczu. Pamiętajmy też, że futbol jest nieobliczalny i pełny niespodzianek. Niech kibice nie tracą nadziei i dalej nas tak wspierają!

Rozmawiał Ryan