Relacja z meczu Widzew Łódź – Znicz Pruszków

26 maja 2009, 19:05 | Autor:

 

 

W niedzielny wieczór piłkarze Widzewa postawili „kropkę nad i” pewnie pokonując Znicz Pruszków i otwierając już w 100% wrota Ekstraklasy. Nie zawiedli także kibice.

 

Czerwona Armia szczelnie wypełniła sektory wykupując wszystkie możliwe wejściówki. Wypchana była również trybuna główna, na której zasiadają oficjele i inni zaproszeni goście, odkryta „A” oraz sektor rodzinny.

 

Biletów brakło już na kilka dni przed meczem i niemała grupa łódzkich kibiców zmuszona była obejść się smakiem. Sporą niespodziankę zrobili fani Znicza, którzy pojawili się w „klatce” w liczbie 35 osób i z trzema flagami.  Nikt z Nas jednak nie krzywił się na fakt, iż przez obecność grupki przyjezdnych wyłączone dla miejscowych kibiców było jakieś 1,5tyś miejsc. W myśl kibicowskiej solidarności żałować można jedynie, że stadion przy Piłsudskiego nie mieści już tyle widzów, co w latach 90 ;)

Na początku meczu dwie grupy spod szyldu „Ultras Widzew” zaprezentowały niezwykle ciekawą, pomysłową oprawę. Najważniejsze było zawarte w niej przesłanie – kolejna próba walki z „ugrzecznianiem” kibica, pozbawienia go spontaniczności i niezależności. Ten swoisty happening wraz z ultrasami stworzył cały młyn: jedna jego część tonęła w widzewskiej czerwieni, w drugiej zaś roiło się od ludzi ubranych na galowo, w garnitury. Podczas gdy „krawaciarze” na siedząco obserwowali mecz, reszta bawiła się w iście widzewskim stylu w towarzystwie flag na kijach, rac i z doniosłym dopingiem. Elegancka strona sektora odpowiadała jedynie słynną śpiewką „Łubudubu, Łubudubu…”. Tej niecodziennej prezentacji towarzyszył napis „Trzeba dać napis, żeby wpuszczać tylko w krawacie, kibic w krawacie jest mniej awanturujący się”. Dopełnieniem całości był wysoko wzniesiony Miś. Motyw przewodni został oczywiście zaczęrpnięty z kultowego już filmu S. Barei.

Chwilę później zerwano garnitury i rzucono krawaty i rozpoczęło się ostateczne odliczanie. Pierwsze mocne uderzenie miało miejsce w 4min meczu, gdy strzelający ostatnio jak na zawołanie Przemek Oziębała, otworzył wynik meczu. Od tej pory na stadionie trwała już istna feta, która objawiała się niezywkle głośnym dopingiem oraz zabawą wszystkich trybun bez względu na wiek, staż czy zamożność. Cała „Widzewska Familia” świętowała powrót ukochanego klubu tam, gdzie należne mu miejsce.

Awans przypieczętowano jeszcze przed przerwą, a gol Litwina Panki wcale nie uśpił fanów, lecz pobudził ich jeszcze bardziej i do ostatniej minuty meczu fetowano oczekiwany triumf.

Po meczu na niebie rozbłysły fajerwerki, a piłkarze długo cieszyli się z fanami z wykonanego planu: zmazania plamy po poprzednim sezonie i z dumą mogli wreszcie spojrzeć kibicom w oczy.

Przez całe spotkanie spontanicznie odpalono sporą ilość pirotechniki. Można było poczuć się jak za dawnych lat. Imponujący był także prawdziwy koncert widzewskich bębniarzy, którzy w kwintecie dali szoł na miarę Safri Duo, czy innych zawodowych grajków ;)

Obyśmy w przyszłym sezonie mogli przeżywać tak wzniosłe chwile, ale póki to nastąpi przed Nami zamknięcie udanej rundy wyjazdem do Płocka, oraz pożegnaniem ze stadionem Widzewa 5 czerwca meczem z Odrą Opole.