Relacja z meczu Zawisza Bydgoszcz – Widzew Łódź 25.08.2010

29 sierpnia 2010, 08:33 | Autor:

Na arcyciekawy mecz pucharowy do Bydgoszczy dotarło 1050 Widzewiaków, w tym setka „Niebieskich”. Zawody dostarczyły sporo emocji, nie tylko sportowych. Poniżej opis śodowych wydarzeń:

 

 

 

Relacja z przebiegu środowego wyjazdu (znaleziona gdzieś w sieci ;-):

Spotkanie z Zawiszą wzbudzało wielkie emocje już od chwili losowania par 1 rundy Pucharu Polski. Od razu Widzew zgłosił zapotrzebowanie na maksymalną pulę biletów (1080) oraz zaczął starania o kolejne. Załatwiany był także pociąg specjalny, jaki przewieść na miejsce miał łódzkich fanatyków. Także w Bydgoszczy trwała mobilizacja. Wiadomo jakie uczucia budzi w kibicach „Zetki” zespół Widzewa. Spodziewać można było się również licznej delegacji ŁKS-iaków. Można by rzec, że meczem tym żyła przez kilka dni cała kibicowska Polska. Jak się okazało nie tylko przed nim, ale także i po.

Początkowe problemy ze „specjalem”, wynikające z braku wolnych jednostek w łódzkiem, zostały jakoś rozwiązane i Widzewiacy mogli wyruszyć razem w kujawsko-pomorskie. Pociąg wystartował po godzinie 10:00 z Łodzi Niciarnianej.

Podróż mijała spokojnie lecz mocno się dłużyła. Spółka PKP ustaliła bowiem długą trasę z wieloma objazdami tak, by „specjal” nie kolidował z rejsowymi pociągami. Jeden z takich pociągów spotkał się jednak z grupą Widzewiaków na peronie w Kutnie. Podróżujący nim kilku kibiców ŁKS miało sporego pecha i przejazdu z pewnością nie zaliczą do udanych, tracąc przy okazji barwy. Po dłuższym postoju w Toruniu (oczekiwanie na dojazd kilku spóźnionych aut) pociąg wyjeżdża na ostatnią prostą i adrenalina powoli zaczyna się podnosić. W momencie mijania stadionu, zerwany zostaje hamulec ręczny i z pociągu wysypuje się ok. 150-200 osób chętnych do spotkania z miejscowymi fanami. Fani RTS wybiegają na boczne boisko i nawołują do zabawy stojących pod kasami kibiców Zawiszy i ŁKS-u. Droga jednak zostaje odcięta przez liczne oddziały policji w towarzystwie armatki wodnej. Dodatkowo mundurowi zachodzą Widzewiaków od tyłu, więc wszyscy wracają do pociągu, nie widząc już szans na „randkę”.

Następnie pociąg spokojnie już dojeżdża na dworzec i „Czerwona Armia” rusza pochodem z powrotem w kierunku bydgoskiego obiektu. Policja była w tym momencie mocno spanikowana i zdezorientowana zwłaszcza, że chwilę po wycofaniu się W&R z bocznego boiska, miejscowi wjeżdżają na stadion z bramą. Wobec tego wszyscy kibice gości zostają wpuszczeni na trybuny w tempie ekspresowym, bez dokładnego sprawdzania biletów, prawie bez kontroli. W sektorze dla przyjezdnych meldują się więc wszyscy, którzy dojechali na miejsce. Łącznie ok. 900 Widzewiaków i 100 kibiców Ruchu Chorzów. Liczba ta uznana została za na prawdę godną, zwłaszcza w środku tygodnia, pod koniec wakacji, gdy ludzie są już zazwyczaj spłukaniz kasy. Na płoty wędrują flagi, a kibice zaznaczają swoją obecność standardowym „Jesteśmy zawsze tam…”. Następnie spora porcja pozdrowień skierowanych do kibiców Zawiszy, którym Widzew mocno współczuję „skoku w bok” w wykonaniu ich przyjaciół z Al. Unii, którzy romansują z wielką kosą „Zetki” – Lechem. Daje się też zauważyć brak jakiegokolwiek oflagowania ze strony ŁKS&Z, co wydaje się dziwne. Starcia z policją nie trwały przecież cały mecz, a płótna nie pojawiły się w ogóle. Widzewiacy sugerowali, że być może fany padły łupem jakichś „rabusiów z Poznania” ;) (jak m.in. niedawno „Bandyckie Leśne”). Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem pod kasy gospodarzy podjeżdża 60-osobowa grupka kibiców Widzewa z Grudziądza, którzy na mecz podróżowali osobno. W związku z tym będący już na trybunach gospodarze próbują wydostać się ze stadionu, by przywitać gości z WFCG. Na ich drodze stają liczne jednostki policji, które uniemożliwiają koalicji Z&ŁKS opuszczenie trybun. W tym samym czasie także i Widzewiacy wychodzą na tył sektora, aby spróbować wyjść wrogom na przeciw; jednak i oni zostają zatrzymani. Po starciach z policją W&R wracają z powrotem na sektor, gdyż jasnym było już, że zbyt duża odległość dzieląca obie ekipy oraz interweniujący mundurowi, uniemożliwią jakiekolwiek konstruktywne działania. Zamiast ryzykować niepotrzebne wpadki goście odpuszczają. W sektorach gospodarzy trwa natomiast regularna walka pomiędzy kibicami a policją, która w zanadrzu ma sporo gazu.

Na boisku zaczęła się gra i młyn Zawiszy startuje z dopingiem. Z początku bardzo fajny doping, któremu animuszu dodaje dach, z czasem słabnie. Repertuar miejscowych fanów, to w zdecydowanej większości albo wrzuty na Widzew albo pieśni pro ŁKS. Z rzadka tylko słychać było pieśni chwalące Zawiszę. „Czerwona Armia” w tym czasie dopinguje swoich piłkarzy, którzy dość wcześnie strzelają bramkę i humory znacznie poprawiają się. W pewnym momencie na trybunach gospodarzy pojawiają się mundurowi. Sytuacja na stadionie uspokoiła się, więc decyzja o wkroczeniu na sektory była wysoce niefortunna. Policjanci otrzymali zapewne rozkazy zatrzymania osób biorących udział w zajściach, ale jedyne czego dokonali, to zaostrzenie konfliktu i zrobiło się bardzo gorąco. Policja pałuje kogo popadnie, w tym zupełnie przypadkowe osoby kibicujące w młynie. Bezsensowna prowokacja ze strony służb zaognia sytuację i fani postanawiają wyprosić policjantów z trybun. Dochodzi do swoistej wojny, w wyniku której delegat z ramienia PZPN postanawia przerwać mecz. W 42min piłkarze schodzą do szatni, a na stadionie wrze. W czasie walk kibiców Zawiszy i ŁKS, Widzewiacy intonują znane przyśpiewki: „Zawsze i wszędzie…” i „Zostaw kibica…” oraz zaprzestają dopingu dla swojego klubu. Wielkie zdziwienie więc ogarnęło sektor gości, gdy miejscowi fani krzyknęli „My walczymy, wy siedzicie”. Nie wiadomo czego oczekiwali kibice „Zetki”. Może Widzew miał wyskoczyć z sektora i biec gospodarzom na ratunek? A może również narażać się na niepotrzebny przypał i dążyć do z góry przegranych prób spotkania? Szkoda, że mocni w słowach kibice nie próbowali zaskoczyć RTS przed lub po meczu poza stadionem. Po ok. 20min przerwy z głośników przemówił lider bydgoskiego młyna z prośbami o spokój i powrót na miejsca, by dokończyć mecz. Kibice Zawiszy wracają więc na sektor, zwłaszcza że policjanci zostali praktycznie wyparci poza trybuny. Zawodnicy wracają na murawę, aby dograć parę minut brakujące do końca pierwszej połowy. Atmosfera  nieco się przerzedza, lecz wciąż słychać wystrzały policyjnych shotgunów, dodatkowo wzmaga się spory wiatr. Z uwagi na to oraz z obawy o realną możliwość nie wyjścia piłkarzy na 2 połowę, łódzcy ultrasi postanawiają zaprezentować meczową oprawę w przerwie. Wiatr wyginał przygotowane transparenty, ale jakoś udało się wszystko pokazać. Na trybunie rozciągnięto sektorówkę z namalowanym pucharem i herbem Widzewa, a napisy na niej i na transach utworzyły hasło: „Puchar odpuszczają mało waleczni, a Widzew ambitnie, bo gra jest warta świeczki”. Hasło to miało podwójne przesłanie. Z jednej strony nawoływało piłkarzy do ambitnej walki w Pucharze Polski, a z drugiej strony uderzało w fanów ŁKS, którzy olali własny klub w środowy wieczór. Całości prezentacji  towarzyszył pokaz fajerwerków, petard, stroboskopów oraz paru rac; słowem „łódzka masakra pirotechniką” ;). Podczas przerwy rozkręca się też bardzo fajna korba i z sektora gości słychać na prawdę bardzo fajny doping. W drugiej połowie, która jednak doszła do skutku, Widzew siada już wokalnie. Na boisku gładkie prowadzenie Łodzian, więc fani RTS bawią się w prowokacje i uszczypliwości wobec miejscowych. Z Zawiszy zrobiony został istny „rogacz”, wszystko to związane oczywiście z romansem ŁKS z Lechem. Ciśnienie Bydgoszczanom musiało też podnieść: „Kto nie skacze, kocha Lecha…”. Ogólnie goście już do końca meczu odpuszczają doping (z kilkoma zrywami) i wymieniają komplementy z rywalami. Zwłaszcza, że na meczu z Zawiszą czuć można było się, jak na derbach Łodzi. Odnosiło się wrażenie, że nie gramy z zespołem „Zetki”, ale z ŁKS-em. Zwłaszcza, że oprawa miejscowych była oczywiście utrzymana w tonie „anty Widzew”. Przekreślonemu napisowi RTS na sektorówce towarzyszyły kartoniki oraz napis: „W Bydgoszczy dobrze to wiedzą, ŁKS ma kurwę (w czerwono-biało-czerwonych barwach) za miedzą”. Cóż, hasło może i śmieszne, ale pokazuje tylko kompleks „Rodowitych Łodzian”. Odpuszczenie wyjazdu do Elbląga (drugie wyjazdowe 0 z rzędu) świadczy tylko o tym, że magia Widzewa ściągnęła fanów ŁKS do Bydgoszczy (okreśłli się na 300-400 osób). Gorzka prawda o tym fakcie oraz o miłości do Kolejorza do tego stopnia ukłuła ŁKS-iaków, że ci odpowiedzieli haniebnym: „Gdzie macie Trola…?”. Chłopcy z Karolewa pili do niedawnej śmierci jednego z kibiców Widzewa. Buractwo te pozostawiamy bez komentarza… Miejscowi wyciągnęli też flagi na kijach w niebiesko-czarnych barwach, jednak ze względu na mruczenie temu towarzyszące oraz fakt, że flagami machał jedynie wiatr, trudno nazwać to oprawą przez duże „O”.

Spotkanie z Zawiszą nie rozczarowało. Działo się na nim sporo i momentami czuć było klimat lat 90-tych. Szkoda tylko, że za tą zabawę kibice zapłacą wyrokami, a i kluby poniosą spore koszta. Mecz może nie obfitował w piękne oprawy i magiczny doping, ale z pewnością wizyta łódzkich fanów na długo zostanie zapamiętana. Nic nie zapowiada bliższego spotkania obu ekip w najbliższym czasie, a i „sierotka” w PZPN zastanowi się z pewnością za rok, jak wylosować pary ;)

Podróż do Łodzi bez zakłóceń. Niemiła niespodzianka czekała na kibiców Widzewa na docelowej stacji. Wyjazdowiczów przywitał komitet w postaci ogromnej ilości policji, która na rozkaz Komendy Głównej 2h spisywała i kamerowała wszystkich wysiadających z pociągu. Gratulujemy inwencji!

Dziękujemy setce fanów chorzowskiego Ruchu za wsparcie w Bydgoszczy!